avatar


button stats bikestats.pl

Znajomi


Archiwum bloga

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MKTB.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2009

Dystans całkowity:163.00 km (w terenie 85.00 km; 52.15%)
Czas w ruchu:09:19
Średnia prędkość:17.50 km/h
Maksymalna prędkość:46.46 km/h
Suma podjazdów:1206 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:23.29 km i 1h 19m
Więcej statystyk
  • DST 18.00km
  • Czas 01:06
  • VAVG 16.36km/h
  • VMAX 36.22km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 67m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

miejski rozjazd po zawodach

Poniedziałek, 30 listopada 2009 | Komentarze 0

Trochę kręcenia po mieście ale z wieloma przerwami na skrzyżowaniach lub przy sklepach. Trochę czuję w udach wczorajszą zabawę.
Kategoria Za granicą


  • DST 42.00km
  • Teren 42.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 14.91km/h
  • VMAX 43.17km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 540m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Heino MTB Fall Race

Niedziela, 29 listopada 2009 | Komentarze 4

Musiałem spróbować. Być za granicą, mieć czas i wyścig "pod nosem" i nie spróbować ? Żal by było. Przeszkodzić mi mogła tylko pogoda bo postanowiłem, że przy mocnych opadach deszczu nie pojadę na wyścig. Tak jak pisałem wcześniej miał być to dla mnie maraton rozrywkowy ale pomimo tego postanowiłem przejechać dłuższy dystans - 42km (do przelotu w dwóch pętlach).
W sobotę wieczorem znajoma powiedziała, że ma być deszcz i silny wiatr więc pomyślałem, ze d... z wyjazdu ale ... pożyjemy zobaczymy, w Dani z pogodą nigdy nie trafisz :).
Niedzielny poranek godzina 7.oo. Otwieram jedno oko, rzucam nim w okno. Chyba jest nieźle. Wstaję, idę przyjrzeć się dokładniej warunkom. Zero wiatru, brak deszczu ale niebo zaciągnięte na równo. No to kiepsko pewnie jak dojadę na miejsce (do przejechania miałem 55km) to zacznie padać. Wracam do łóżka... tylko na 15 min bo nie mogę zasnąć a perspektywa nie wykorzystanej okazji męczy mnie coraz bardziej. Lekkie śniadanie, spory wybór ciuchów na różną pogodę, batony, picie, wszystko jest tylko szkoda, że forma została gdzieś tam w Polsce. Rower na dach i w drogę. Połowa trasy to autostrada więc jedzie się dość szybko, w radiu cały czas walą "krismasowe" piosenki. Nadal nie pada więc jest OK. Ostatnie 15 km jadę za VW z dwoma rowerami "na pace" wiec nie zabłądzę ;).
Tisvilde to mała miejscowość na północy Zelandii, ok. 55 km od Kopenhagi. Kiedyś osada rybacka, teraz większość starych ale pięknie utrzymanych domków służy jako domki letniskowe. W okolicy Tisvilde znajduje się jeden z największych lasów - Tisvilde Hegn gdzie organizowana jest chyba większość duńskich wyścigów MTB między innymi dzisiejszy Heino MTB Fall Race :). Las jest bardzo różnorodny zarówno pod względem roślinności, gleb jak i ukształtowania terenu i właśnie ze względu na ta ostatnią cechę jest popularny wśród "górali".
Na parking przy lesie dojeżdżam o 9.30, trafić było łatwo bo już raz tutaj byłem (chyba z 15 lat temu by obejrzeć przepiękny zachód słońca) a po drugie jest po prostu na końcu drogi :D. Samochodów na razie jest mało, ok 30.
Zapisy w biurze od 9.oo ale ludzi jeszcze nie ma. Większość zapisała się przez internet bo szybciej a i opłata niższa - 150 DKK (ok 82 PLN) za długi dystans. Ja nie będąc pewnym startu postanowiłem zapisać się w ostatniej chwili co dodatkowo kosztowało mnie 50 DKK. Wypełniłem szybko wniosek, odebrałem numer, czipa i wybrałem sobie tyrtytki do numeru (a wybór był i wielkości i koloru). Numer był papierowy ale jak się później okazało z jakiegoś specjalnego papieru bo nie rozmókł w błocie ani nawet w czasie późniejszego mycia w domu, po wyścigu.
tyrtytki do wyboru do koloru a i szcypiec nikt nie za...brał :) © MKTB

i wróciłem na parking,który zdążył się już w sporej części wypełnić.
parking a włąściwie pół parkingu w Tisvilde :) © MKTB

rozpakowałem speca, dokręciłem sprężyny w spd no i oczywiście przyczepiłem numer. Chwilami zza chmur wychodziło poranne słoneczko. Temperatura prawie 8°C ale później zamiast rosnąć to spadła do 6.
spec i plaża © MKTB

Przebrałem się, wziąłem aparat i ruszyłem na małą rundkę
"domki - komórki" przy plazy w Tisvilde © MKTB

gdzieś tam czeka fajna trasa © MKTB

Wśród tych górek zobaczyłem fajną, podjeżdżającą ścieżkę. No to będzie fajna rozgrzewka. Piękne krajobrazy i zapach świeżo ściętych sosen sprawił, że znalazłem się w innym świecie. Po wspaniałym błądzeniu po różnych ścieżkach dojechałem do szerszej szutrówki i stanąłem by zrobić zdjęcie. Z góry jechali ludzikowie - także rozgrzewkowicze. Pstryk.
droga rozgrzewkowa © MKTB

wrzuciłem aparat do polaru i też daję na dół. Po chwili widzę bramę startową i ustawionych zawodników. O cholera patrzę na zegarek w liczniku, zaraz będzie start ! Szukam najkrótszej drogi na parking, gdzieś z tyłu słyszę podniesiony głos spikera, pewnie wystartowali. Dopadam do samochodu, zrzucam polar, wkładam chustkę i kask, wlewam jeszcze ciepłe picie do bidonu i wracam na trasę a właściwie na miejsce startu. Ludzie ustawieni ale podejrzewam, że to już krótki dystans który startuje o 11,15. Na wszelki wypadek zapytałem sędziego czy "długi" już poszedł i niestety dostałem odpowiedzią twierdzącą. Ruszając rzuciłem okiem na zegar startowy ... 11.07 !
Pożegnały mnie żarty i śmiechy zawodników z krótkiego ale jedno wiedziałem na pewno , NIKT mnie mnie wyprzedzi :).
Tą samą szutrówką którą kilka minut temu zasuwałem w dół teraz jechałem pod górę. Już po niecałym kilometrze "dopadłem" jednego zawodnika...dopadłem bo złapał gumę, a to peszek. Cały czas lekko pod górę (ok. 3-5%) a po 1,5 km ledwo łapię oddech ale za to łapię końcówkę wyścigu. Łapię dlatego, że stoją w kolejce do pierwszego podjazdu a właściwie podchodu :). Jak zwykle czołówka już jest gdzieś daleko a tyły pną się powoli. Ostre ale krótkie podejście, idzie tak powoli, ze zdążyłem odpocząć i trochę ubłocić buty. Mały szczyt i z góry, stromy ale krótki zjazd. Wąsko, właściwie to jechało się rowkiem 30cm szerokości i 20 głębokości. Uskoki i korzenie wymuszały totalne skupienie. Non stop na hamulcach. Teraz kilometr równego i znowu podjazd a właściwie podejście bo glajcha taka, że koła tylko mielą. Kawałek szczytem, błoto jest ale przejechać można, no może nie każdy. Dzięki temu mam już parę osób za sobą.
oj błotko, błotko © MKTB


pierwsze zdjęcie na którym się znalazłem :) © MKTB


w korku © MKTB


heloł ! :) © MKTB

Znowu zjazd, tym razem szybszy można odpuszczać, można dokręcać ale powiem tylko tyle, że na mw 800m zjazdu naliczyłem ok 20 zgubionych bidonów, tak była telepawka !
Do bufetu na 8km był jeszcze jeden podjazd udało mi się go wziąć w siodle bo jakoś przez moment się luźniej zrobiło. Trochę równego, pomału zaczynam odrabiać straty.
Wąskie ziemne ale nie rozmokłe single, szersze błotniste ścieżki (jak mi powiedział jeden z obsługi częściowo do błota przyczyniły się maszyny leśne pracujące tu ostatnie trzy dni), szutrówki, trochę piachu i wszędobylskie korzenie. Można było tu znaleźć wszystko. Po drodze można też pogadać, tak jak u nas ale dłuższą gadkę miałem tylko raz z ludzikiem który jechał wyścig pierwszy raz w tym roku a ubrany był raczej jak na jakieś enduro: orzeszek, szorty na leginsach, luźna koszulka. Nie wiem skąd ale wiedział, ze w Polsce jest mnóstwo wyścigów MTB. Rozstaliśmy się przed singletrackem i nie przypominam sobie by mnie wyprzedził :).
Na bufecie "witają" nas dzieci. Banany, batony musli i zimna woda do picia. Wypiłem i jakoś nie wydawała się zimna :) Bufet na 15-tym kilometrze to ten sam tylko dojeżdżało się z drugiej strony po zrobieniu 7km pętli.
bufet © MKTB

Po bufecie trasa wije się przeważnie w pionie, dość łagodnie ale w sumie teren wymagający, podjazdy ze slalomem wśród drzew, podobnie ze zjazdami. Wśród sosen mokra, wąska ścieżka, slalom i korzenie. Najgorsze te na zakrętach o czym się sam przekonuję. Od szlifu uchroniło mnie tylko to, że nie przestałem kręcić a dosłownie po sekundzie usłyszałem za sobą chrzęst upadającego roweru, jemu się nie udało.
Na jednym z podjazdów spada łańcuch, zakładam, moment prostego znowu podjazd zrzucam na najmniejszą i znowu to samo. Powtórka z Józefowa, nie wiem co jest, regulowałem przed wyjazdem ale wiele nie jeździłem więc powinno być OK. Do końca wyścigu przy zrzucie na 22 trochę delikatniej kręcę i jest dobrze. Zaraz za drugim bufetem ostatni krótki ale ostry podjazd na pętli, który w sezonie byłby do podjechania ale dzisiaj niestety z buta. Na tym zdjęciu nie wygląda tak ostro...
jeden z krótkich ostrych podjazdów © MKTB

ale tu widziany już z góry już robi wrażenie :)
ten sam podjazd widziany z góry © MKTB

Jeden z najciekawszych fragmentów trasy to przejazd przez Troldeskov (las Trolli). Teren z drzewami tak bajkowo powykręcanymi, wijącymi się po ziemi, nad ziemią, że można by tu kręcić jakiegoś "willowa" albo innego "władcę pierścieni". Właśnie wśród takich sosen prowadził singletrack. Jazda po korzeniach dawała w d... spojrzałem na licznik - 10km/h. Super slalom. Muszę tu kiedyś wrócić na spokojnie z aparatem.
troldeskov © MKTB
zdjęcie z internetu, autor nieznany
Wijące się konary zostawiam za sobą wjeżdżając do brzozowego zagajnika. Od razu inny klimat, mam wrażenie, że wjeżdżam na mokradła ale to złudzenie. Ziemne, twarde ścieżki dają niezłe oparcie i można podgonić.
sporo było takich odcinków © MKTB

Po chwili wskakuję na szutrówkę a za moment z powrotem do lasu, znowu troszkę błota później w miarę twardo widzę tabliczkę "mål 200m" nie jest źle, połowa trasy za mną, jeszcze żyję i do tego nie jestem ostatni :). Sprawdzam przewyższenia, sigma pokazała 267m a organizatorzy zapowiadali 270 wiec się zgadza. Z bufetu na półmetku nie korzystam. Teoretycznie mógłbym już dalej nie jechać bo widziałem całą trasę ale wtedy nie ukończyłbym zawodów a po drugie chciałem jeszcze sprawdzić co mogę podjechać przy luźnej już trasie.
Dwudziesty szósty kilometr, spotyka mnie pierwszy raz coś co znałem tylko ze słyszenia - skurcz uda (wcześniej, chyba w Józefowie miałem lekkie skurcze łydek). Tym razem miałem ze sobą tabletki które doczekały od Kozienic. Możecie mi wierzyć albo nie ale po 5 minutach ssania tabletki skurcz przeszedł. Nie wiem czy to placebo czy może jednak chemia pastylki + moje podwyższone ciśnienie to sprawiły ale przeszedł.
Od czasu do czasu udało mi się kogoś pomalutku dojść i wyprzedzić, o dziwo również na podjazdach :). Na Bufecie tym razem wciąłem banana i poprawiłem żelem (miałem swój). Tak w ogóle to nie widziałem nikogo kto łykałby jakieś tubki czy woreczki, opakowań na trasie też nie było (w ogóle nie było śmieci ! poza wąską strefa bufetów). Może nie widziałem bo nie jechałem w czubie :D.
Z przyjemnością powtórzyłem telepiący zjazd, slalom w trollim lesie i po ostatnim bufecie pokusiłem się o ostatni stromy podjazd. Dojechałem tylko do połowy :(. Prowadząc rower usłyszałem strzał. Obok mnie gościu złapał gumę. Zapytałem czy ma zmianę ale już nie miał, druga guma. Do mety mam tylko 6 km więc zaryzykuję, oddaję mu swoją dętkę. Ostatnie kilometry tempem spacerowym i ponownie widzę tabliczkę z napisem "meta 200m". Zaraz za metą gostek z kastrą zbierał czipy. Oddałem swój i pogoniłem do bufetu walnąć coś ciepłego.
Zupa szparagowa z wojskowego termosu i kanapka z szynką. Po chwili kakao i ciasto by zaraz potem zagryźć innym ciastem i popić kawką. Bufet ogólnie to wypieki domowe a jak widać klusek i ryżu to tu nie ma w zwyczaju podawać.
bufet po wyscigu © MKTB

Podreperowałem się trochę więc trzeba się zwijać.
no i koniec :) © MKTB

Krótkie podsumowanie.
Oznaczenie bardzo dobre, ok 50 m przed każdym zakrętem była czarna strzałka na żółtym tle i na samym zakręcie powtórka. Na równych odcinkach kawałki taśmy a w trudniejszych momentach lub mniej widocznych zakrętach stał ktoś z obsługi i "kierował ruchem". Bufety bidne ale za to 5 szt + jeden po mecie. Tabliczki z przebytą odległością pierwsza po 1 km później co 3km !
przy zapisach zero gadżetów, w wynikach nie ma podziału na kategorie wiekowe. Po
wyścigu losowanie win i czekoladek Anthon Berg (niestety nic nie wygrałem) a wypada wspomnieć, że głównym sponsorem był sklep rowerowy Heino Cykler handlujący marką Focus.
Cieszę się, że tu przyjechałem. Trasa przepiękna, najładniejsza i najciekawsza jaką do tej pory jechałem, wymagająca, ale 2 pętle warto przejechać.
Do domu wracałem zmęczony ale zadowolony. W połowie drogi do Kopenhagi zaczęło padać. I wierz tu człowieku w prognozy ;).

Wyniki oficjalne:
dystans: 42 km 195m
czas: 2:48:16 , czas zwycięzcy : 1:40:30
miejsce open: 293/380

wyniki z licznika:
dystans:44 km 330m
czas: 2:41:30
przewyższenia: 533m

Co ciekawe wyścig określany był jako XC a nie maraton a to dlatego, że tu nie ma kategorii maraton. Zresztą sami zobaczcie: kalendarz mtb :)

SEZON WYŚCIGOWY 2009, UZNAJĘ ZA ZAKOŃCZONY ! :)
.

  • DST 22.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 18.86km/h
  • VMAX 33.79km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 80m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto

Środa, 25 listopada 2009 | Komentarze 0

Dwa miejskie wypady, 12 i 10 km, mimo zmiennej pogody. Deszcz był ale między jazdami :). W Cycling Concept mają obniżki do 40% np. cena Canondale'a cośtam SL spadła z 59,950 DKK na 29,950 DKK :D.
ps
co miał na celu canon robiąc leffty'ego ... ?
Kategoria Za granicą


  • DST 16.00km
  • Czas 00:53
  • VAVG 18.11km/h
  • VMAX 37.54km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 79m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dobry wieczór :)

Wtorek, 24 listopada 2009 | Komentarze 0

Krótka, wieczorna przejażdżka do znajomych. Gdyby nie światła na skrzyżowaniach (no i jeszcze jak bym miał soszówkę :) ) to można by poszaleć bo na ścieżkach puuuuuusto.
Kategoria Za granicą


  • DST 31.00km
  • Teren 26.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 21.14km/h
  • VMAX 46.46km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 279m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jægersborg po raz drugi

Wtorek, 24 listopada 2009 | Komentarze 2

Nareszcie troszkę słońca. Tylko chłodny wiatr i łyse drzewa przypominały, że to późna jesień. Trzeba wskoczyć na rower, szkoda nie wykorzystać takiej pogody tym bardziej, że w większej części parku drzewa redukują do minimum porywy wiatru. Tak jak na poprzednim wypadzie jazda interwałowa bez konkretnej kontroli czasu, stref (i tak nie wziąłem paska HR) ot tak jak teren pozwalał, ogólnie nie za mocno bo i tak w 4 dni formy nie odbuduję :D. Wiatr osuszył trochę ścieżki ale błotkiem jeszcze trochę chlapie bo gleby tu raczej nie piaszczyste i woda tak łatwo nie wsiąka. Pętelka trochę dłuższa niż w niedzielę.
spora część dróg w parku tak wygląda © MKTB

duńska złota jesień :DDD © MKTB

taka naturalna ławeczka © MKTB

singielek ku słońcu © MKTB

nawet w parku są drogowskazy © MKTB

parkowe rozlewisko © MKTB

Pod koniec przyszły chmury które przyniosły krótki deszcz ale na szczęscie do domu było już blisko.
dzisiaj trochę czyściejszy © MKTB
Kategoria Foto, Za granicą


  • DST 14.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 14.00km/h
  • VMAX 28.60km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 6m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Paskudnie...

Poniedziałek, 23 listopada 2009 | Komentarze 0

... od rana padało a od południa jeszcze zaczęło wiać. Tak jak wczoraj ok.14-tej przestało padać ale wiało dalej. Krótki wypad do ulubionego sklepu rowerowego a później do znajomego.
Kategoria Za granicą


  • DST 20.00km
  • Teren 17.00km
  • Czas 00:53
  • VAVG 22.64km/h
  • VMAX 43.17km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jægersborg Dyrehave

Niedziela, 22 listopada 2009 | Komentarze 0

Jak człowiekowi słonko nie zaświeci to jakoś ciężko d.. ruszyć a jeszcze do tego zacznie padać to już całkiem kiszka. Ale ilekroć jestem w Danii to jest jakoś inaczej. Jak widzę ile tu osób jeździ niezależnie od pogody, czy to do pracy czy dla rozrywki, jakoś mnie to mobilizuje do wyjścia z domu. Oni mogą tak w gajerach i płaszczykach rowerować a ja zaprawiony w bojach Mazovii (ha ha ha..) to nie ?. Oczywiście, że tak... ale bez przesady :).
Od rana padało, raz lżej raz mocniej ale ok. 14-tej padanie zamieniło się w kropienie. No cóż przyjdzie (a raczej przyjedzie) się dzisiaj ubłocić :).
Kierunek Jægersborg Dyrehave. W okolicy Kopenhagi jest to chyba jedyny, tak duży teren gdzie można poszaleć na góralu. No może bez przesady bo gór tu niema ale jest parę krótkich ale ostrych podjazdów, trochę pagórów, mokradła, szuterki więc ogólnie cytując duńskich klasyków: "klawo Egon jak cholera" ;).
Do parku mam tylko 1,5 km asfaltu :) potem przejeżdżam takim niby zagajnikiem ok 1km ...
w drodze do parku © MKTB

...i po przecięciu drogi asfaltowej docieram do bram (dosłownie) parku. Tak jak przewidywałem ścieżki mokre (a jakie miały być po deszczu ?), ignitory kląskają po liściasto błotnej ściółce, jest fajnie, tylko 9 stopni ale jadę w miarę ostro więc momentalnie się rozgrzewam. Po 6km czuję słabość nóg która na płaskim odcinku odchodzi ale za to po 11km zaczyna brakować mi tchu. Trzeba odpocząć, zwolnić. Moment na zdjecia i dalej na ścieżki.
Spec, ja i Jægersborg Slot © MKTB

Po drodze mijam co jakiś czas stadka jeleni których dzisiaj jest więcej niż ludzi. W słoneczne dni zazwyczaj bywa odwrotnie :).
Jelenie wsuwają buraki cukrowe © MKTB

gdzieś w parku © MKTB

Ukształtowanie terenu zachęca a czasami wymusza interwałowy charakter jazdy ale zmęczenie szybko powraca, jestem słaby i tyle. Zaczyna się ściemniać więc czas wracać. Ostatnie kilometry po parku już na czuja. Dobrze,że miałem założone diodki bo o tej porze sporo ludzi "łazi" jeszcze z psami (psy tez mają diodki, najczęściej czerwone, przyczepione do obroży). Miłe jest to, że gdy przejeżdżam obok spacerowiczów czy wyprowadzaczy psów uśmiechając się mówimy sobie "haj !"(zapewniam, że nie oznacza to zaproszenia do wspólnego wypalenia ...:), ani razu nie widziałem wykrzywionej złością gęby ani nie słyszałem "..już nie mają cholera gdzie jeździć". Wszyscy są dla siebie mili. Park jest dla każdego, z jednej ścieżki korzystają spacerujący, także ci z psami (obowiązkowo na smyczy), jeźdźcy na koniach (mają też trochę swoich ścieżek) i my, rowerarze. Inny kraj inni ludzie.
Dojeżdżając do domu nie czuję już zmęczenia, ostatnie 2km na luzie. Miesiąc bez roweru to długo a i październik z niedokończoną dwusetką też nie należał do ciężko przepracowanych. Brak jazdy, inna dieta (mniej makaronu :D), "osiadły" tryb życia powodują momentalny spadek wydolności.
Przed wyjazdem z domu wygrzebałem w necie informację o zawodach mtb w DK i znalazłem jeden maraton a właściwie wyścig (oni tak to określają) który mi podpasował ze względów logistyczno czasowych. Po dzisiejszej jeździe mam wątpliwości co do sensu uczestnictwa ale z drugiej strony chciałbym się przejechać by zobaczyć jak wyglądają takie zawody za granicą. Prawdopodobnie pojadę "rekreacyjnie" ale dłuższy dystans czyli dokładnie 42 km i 195 m :D (krótszy to 20,097). Mam jeszcze tydzień na podreperowanie kondycji, może nie będę ostatni ... a jak będę to trudno :)
buciki po przejażdżce © MKTB
Kategoria Foto, Za granicą, Błoto