avatar


button stats bikestats.pl

Znajomi


Archiwum bloga

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MKTB.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścig szosowy/TT

Dystans całkowity:167.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:06:22
Średnia prędkość:26.23 km/h
Maksymalna prędkość:56.40 km/h
Suma podjazdów:504 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:33.40 km i 1h 16m
Więcej statystyk
  • DST 50.00km
  • Czas 01:36
  • VAVG 31.25km/h
  • VMAX 56.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 401m
  • Sprzęt Merida Race Lite 905
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sjælsø Rundt - wyścig

Niedziela, 10 czerwca 2012 | Komentarze 4

O wyścigu dowiedziałem się kilka lat temu od znajomych. 40 letnia tradycja i 6-8 tysięcy startujących robi wrażenie i wiedziałem, że jak tylko nadarzy się okazja, wezmę w nim udział. Okazja trafiła się w tym roku bo termin wyścigu pokrył się z naszym wyjazdem i wiedziałem, że go zaliczę. Jedyne co mnie mogło odstraszyć to mocny deszcz który wg prognoz miał być niezbyt duży bo do 1 mm i z tego powodu zapisałem się dopiero na dwa dni przed startem. Przez cały rok można było zapisać się przez internet, im wcześniej tym wpisowe było niższe. Ja zapisałem się w biurze zorganizowanym w centrum handlowym w Lyngby. Poza stoiskiem do zapisów był jeszcze zorganizowany sklep z podstawowymi akcesoriami i ciuchami, stoisko firmy fitnessowej i mały stolik firmy handlującej przyczepkami do przewożenia dzieci. Na początku kolejka była niewielka i zapisy przebiegały szybciutko ale już po 15 minutach ogonek wydłużył się do ok 15 osób. Ci co zapisali się wcześniej przez internet odbierali numery bez kolejki u innej osoby. W kopercie znalazłem numer jak na początku wydawało mi się zrobiony z papieru ale później okazało się, że nie tak łatwo go rozedrzeć. Poniższe zdjęcia zrobione zostały po wyścigu dlatego numer jest tak wymiędlony :).
Numer startowy © MKTB

Z tyłu numeru były wszystkie potrzebne informacje oczywiście po duńsku :)
Informacje na rewersie numeru © MKTB

Poza numerem był czip i dwie reklamówki wyścigu Ritter Classic. Skromnie. Wpisowe kosztowało mnie 250 dkk czyli ok 145 zł więc chyba nie tak dużo, nawet jak na polskie warunki.
Zdecydowałem się na emerycko - juniorski dystans 50 km a start wybrałem sobie na 8.45 bo poprzednie godziny i grupa na 9.00 były już pełne. Tak, tak, można było sobie wybrać godzinę startu ale ilość miejsc była ograniczona. Start pierwszej grupy miał nastąpić o 7.30 a ostatniej o 11.00 w odstępach 3 minutowych. Szkoda, że widmo deszczu, wiatru i temperatury na poziomie 14-16 stopni przestraszyło resztę mojej rodzinki, trudno, pojadę sam.
Niedziela, dzień wyścigu. Budzik nastawiłem na 6.30 bo przecież trzeba coś zjeść ale nie przed samym startem. Na śniadanie makaron zmoczony mlekiem a po śniadaniu czas na sprawdzenie sprzętu. Zostało tylko przypiąć czip do widelca i numer na koszulkę. Na dworze 15 stopni, słońca brak i dość silny wiatr. Zdecydowałem się na krótkie spodenki i dwie cienkie koszulki, jedną z długim drugą z krótkim rękawem. Kurtkę pd zostawiłem w domu licząc, ze chmury będą tylko straszyć :).
Wyjeżdżam z domu 15 po 8 bo do linii startu jest tylko 6-7 km, taka mała rozgrzewka. Zimno.
Miasteczko wyścigu znajdowało się na terenie Duńskiego Uniwersytetu Technicznego i pomimo zapowiadanych ok 7000 startujących nie było tłoku, miejsc parkingowych dla samochodów było sporo wolnych właśnie dlatego, że start sektorów był rozłożony w tak długim czasie.
Pomiędzy pasem dla startujących a pasem dla finiszerów był pasaż z dwoma rzędami namiotów dla teamów, cateringu i sklepów.
Kilka minut przed startem zaczęło kropić ale na szczęście po chwili przestało. Do d... by było śmigać po deszczu tym bardziej, że wczoraj na tył założyłem lekkiego slicka.
8.45. Startujemy. Moja grupa jest nieliczna, ok. 30 osób, obok mnie dwóch gości na fulwypasionych bajkach, jeden z nich czysta szosa drugi do czasówki. Do pierwszego zakrętu nie mogę się przebić a czołówka jedzie jakoś wolno. Za zakrętem już luźniej więc mogę nacisnąć.
Po kilkuset metrach wiedziałem, że niestety w mojej grupie nie będę miał nikogo do pomocy. Dwóch gości zostało z tyłu, prawdopodobnie jada na 125 km. Dziwne uczucie jak się cały czas wyprzedza i nie powiem całkiem przyjemne ale z drugiej strony bez pomocy wyjdzie na to, że przejadę pięcdziesięcio kilometrową czasówkę ! Na to nie całkiem byłem przygotowany ale cóż, trza zacisnąć pośladki i śmigać do mety.
Przez pierwsze 20 km jedynym problemem na trasie było wyprzedzanie grupek jadących (że większość wyścigu przebiegała po ścieżkach rowerowych) ale wtedy najczęściej zjeżdżałem na jezdnię. Zresztą nie tylko ja :). Drugim utrudnieniem były skrzyżowania ze światłami. Niestety na niektórych, tych pilnowanych przez policję trzeba było swoje odstać. Mnie zdarzyło się to trzy razy czyli do tyłu byłem ok 2 minut. Tu gdzie nie było gliniarzy a tylko "chorągiewkowi" kosiłem na czerwonym, tylko nikomu nie mówcie ;).
Ok 22 kilometra złapał mnie skurcz, ale taki jaki jeszcze mi się nie przytrafił. Ból w plecach, z lewej strony dolnej części kręgosłupa. Doszedłem do wniosku, że to przez pozycję na rowerze. Od startu jechałem w dolnym chwycie i stąd ten ból. Od czasu do czasu wyginałem plecy w drugą stronę (jak to fajnie brzmi :) ) albo stawałem na pedałach i jechałem na stojąco. Na chwilę pomagało.
Cały czas jechałem sam. Na 25-m kilometrze był bufet. Usytuowany na bocznej drodze, z daleka widziałem, że dobrze zaopatrzony ale nie zatrzymywałem się. Za krótki dystans by coś jeść a zastrzyk węglowodanów miałem w żelu.
Trasa bardzo fajna, zresztą część odcinków już była mi znana z wcześniejszych przejażdżek z rodziną. Oczywiście najprzyjemniejsze fragmenty prowadziły przez małe, malownicze miejscowości z dużą ilością zieleni. Tu także nie było rowerówek więc cała jezdnia była do mojej dyspozycji. Ruch samochodowy też nie za wielki a kierowcy tak ostrożni, ze nie chcieli / bali się wyprzedzać więc mi zdarzyło się kilka razy ich wyprzedzić :P.
W dalszym ciągu jadę sam i tylko na dwóch długich ale niezbyt stromych podjazdach korzystam z koła poprzedników. Nie za długo to trwało bo pod koniec wzniesienia prędkość na tyle zmalała, że postanowiłem ciągnąć sam. Druga połówka dystansu wydaje się bardziej "górzysta" a na pewno bardziej wietrzna. Teraz wiem dlaczego tak ładnie mi szło na początku :). Ostatnie 10 km to już twarde nogi ale plecy prawie nie bolą. Zmęczenie przez jazdę solo daje znać o sobie. Podjazdy wydają się bardziej strome i dłuższe. Jeszcze tylko 2 km, 1,5, zaczyna padać a ja na skrzyżowaniu mylę drogę, za mną jeszcze jeden gość ale słysząc krzyki odwracam się i widzę innych jadących w innym kierunku. Dzięki. Zawracam i już na właściwej trasie doganiam i wyprzedzam "pomocników". Na ostatnich metrach resztkami sił wstaję by ładnie zafiniszować, jeeeeeeeeeest ! :D. Zaraz za metą przestaje padać, "bufetowi" podają wodę są również banany, pudełeczka z rodzynkami, muffinki w dwóch smakach i coś jaszcze ale nie pamiętam co.
Patrzę na licznik, jest poniżej 1.40. Ok, taki był plan a na oficjalne wyniki (będą w necie) trzeba zaczekać do szesnastej. Przed wyścigiem przeglądając wyniki z tamtego roku miałem nadzieję na pierwszą setkę, teraz, z tym czasem byłem pewien, że w setce będę.
W domu po kąpieli i drugim śniadaniu (wróciłem jeszcze przed 11-tą) czekało łóżeczko :). Po czwartej wlazłem na stronę wyniku i całą mordę miałem w szczęściu. 35 miejsce ! Dla mnie super wynik biorą pod uwagę to, że startujących na 50-kę było 1437 facetów ! Z drugiej strony trzeba dodać, że spora grupa z nich to niedzielni kolarze z plecakami :).
Prawdziwe ściganie odbyło się na prawdziwym kolarskim ale oczywiście amatorskim dystansie 125 km. Wystartowało 3365 (!) osób w tym 3072 mężczyzn. Zwycięzca miał średnią 37,97 km/h a ja ze swoją średnią (gdybym ją utrzymał !) znalazłbym się na 800 którymś miejscu !
Na moim dystansie zwycięzca miał czas 1:21:42 co dało średnią 36,72 km/h.
Był jeszcze dystans 28 km gdzie na trasę ruszyło 738 osób. Ogólnie, na wszystkich dystansach wystartowało 6359 osób !
Podsumowując imprezka bardzo fajna, trasa przyjemna, dobrze oznaczona, na skrzyżowaniach czy ważniejszych zakrętach pomagali "chorągiewkowi", dla chętnych masaż przed czy po wyścigu (nie golę nóg więc i tak by mnie pewnie "zmasowali/ły") Do minusów zaliczyłbym sporą ilość skrzyżowań ze światłami, zero serwisu fotograficznego, brak ciepłego posiłku regeneracyjnego (odpłatnie były kiełbaski i inne burgery), delikatnie mówiąc skromna koperta startowa.
Ze swojego startu jestem również zadowolony, średnia 31,34 całkiem przyzwoita (mój najlepszy wynik na dystansie pow. 50 km) szczególnie biorąc pod uwagę to, że na teoretycznie płaskiej trasie wyszło 400 m przewyższeń.

Czas na statystyki:
dystans: 50 km
czas: 1:35:44
średnia: 31,34 km/h
open: 35/1467
kategoria (36-50 lat): 14/438
p.s.
od poniedziałku wymieniam maile z organizatorami o zmianę informacji. Na razie udało im się dopisać nazwę klubu ale cały czas przy moim nazwisku widnieje flaga duńska a wynikach grup wiekowych mnie w ogóle nie ma ! Przy wpisywaniu do kompa kobitka zrobiła błąd i teraz się to ciągnie.
.

  • Aktywność Jazda na rowerze

Hrubieszowska czasówka - update

Poniedziałek, 7 maja 2012 | Komentarze 0

W relacji z czasówki wspominałem, że po minięciu mety widziałem na liczniku 29 minut z haczykiem i okazało się, że dobrze widziałem. Była weryfikacja wyników i wyszło na to, że mam minutę za dużo ! Mój nowy wynik 29:05:24 pozwoił mi na przesunięcie się na 9 miejsce w kategorii a w open na awans o 5 miejsc. Jednak udał się plan utrzymania się w czasie poniżej 30 minut :)
Czas Pawła był niestety dla niego dobrze wyliczony.
.

  • DST 17.50km
  • Czas 00:40
  • VAVG 26.25km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 37m
  • Sprzęt Merida Race Lite 905
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrót z mety czasówki

Wtorek, 1 maja 2012 | Komentarze 0

Zosin - Hrubieszów.

  • DST 16.00km
  • Czas 00:36
  • VAVG 26.67km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 34m
  • Sprzęt Merida Race Lite 905
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka

Wtorek, 1 maja 2012 | Komentarze 0

Hrubieszów - Strzyżów - Hrubieszów.
.

  • DST 17.50km
  • Czas 00:30
  • VAVG 35.00km/h
  • VMAX 47.92km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 32m
  • Sprzęt Merida Race Lite 905
  • Aktywność Jazda na rowerze

I Grand Prix Hrubieszowa - czasówka

Wtorek, 1 maja 2012 | Komentarze 0

Pierwsze zawody w tym roku i to nie na góralu a na szosie. Kontuzja ramienia nie pozwala mi na razie na jazdę w terenie i pewnie jeszcze ze dwa miesiące spędzę na szosie. Odpadły dwie mazovie więc musiałem poszukać jakiegoś substytutu. Znalazłem w Hrubieszowie :)
Tamtejsze stowarzyszenie „Hrubieszów Na Rowerach" działa prężnie i organizuje sporo imprez zarówno dla zawodników-amatorów jak i dla rodzin chcących się zrelaksować na rowerze.
Grand Prix jest organizowane od 2009 roku i z każdą następną edycją cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Wiedziałem, że kilku znajomych wybiera się na czasówkę to i ja się zdecydowałem. Nie mam doswiadczenia i przygotowania do TT ale czy muszę jechać po zwycięstwo ?:). Otóż nie ! :)
Na wyjazd namówiłem Pawła, świeżo upieczonego męża mojej bratanicy. Nigdy nie jeździł szosówką i mimo znikomego przebiegu w tym roku (ok. 60km na endurce !) zgodził się chętnie. Rower pożyczył mu mój brat a ja do kompletu dorzuciłem ciuchy, w tym moją bikestatsową koszulkę, pedały i buty spd.
Do Hrubieszowa dojechaliśmy ok 9.15 i ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem, że już jest ok 20 osób a wśród nich kilku znajomych, uuu no to się zanosi na niezłą frekwencję. Wylosowaliśmy numery, opłaciliśmy start, całe 15 zł i zaczeliśmy szykować sprzęt.
Przypinanie numerów © MKTB

W międzyczasie zjeżdżali się następni zawodnicy. Podkreślam zawodnicy bo wystarczy wymienić Mayday Lublin, Lewart Lubartów, ZKS Elpis Lublin, KS Agros Zamość, Erkado Racing Team Kraśnik, BKS Miód Kozacki Biłgoraj by wiedzieć z kim ma się do czynienia. A jakie rowery !? Kaski do czasówek ! Szok na wschodzie !
Zbieramy sprzęt i przenosimy się na parking przy stacji benzynowej w pobliżu startu czasówki.
Przygotowujemy rowery, Paweł pierwszy raz będzie śmigał w spd i ruszył na plac potrenowac wpinki i wypinki :)
Na placu manewrowym :) © MKTB

Po kilku próbach jedziemy na rozgrzewkę, w kierunku Zosina by zapoznać się z trasą czasówki. Treren łagodnie faluje, wiatru nie ma ale za to słońce pali jak cholera. Po 16 km jesteśmy z powrotem na starcie. Podjeżdżam jeszcze do samochodu podnieść troszkę siodło i wziąc trochę wody do bidonu bo mimo krótkiej trasy upał daje się we znaki.
Starty idą dość szybko, miały być co 2 minuty ale wygląda jakby szło co minutę.
Czas na mnie. Paweł przytrzymuje mi rower (może bo statuje o dwóch ludzi później) bym mógł wystartować już wpięty.
Start na mocno, początek 45-46 km/h ale już po 2 km było już tylko ok 36. Po 4 km łapie mnie kolka i trzyma 2-3 km. Oddycha mi się ciężko, gardło od gorącego powietrza już suche, muszę przepłukać wodą ale i tak czuję się jakbym miał anginę. 10-ty kilometr, powtórnie łapie mnie kolka i to tak mocno, że zastanawiam się czy to nie zawał :O ;). Znowu trzy kilo na bólu. Odbija się to na prędkości, 27-29 - to nie wróży dobrego wyniku (a liczyłem , że w 30 minutach się zmieszczę). Z zawrotną predkością mija mnie gość z Mayday, numer 23 więc startował jeszcze po Pawle !
14 km za mną, kolka puściła, pomału kończy się woda w bidonie bo napełniłem go tylko do połowy a używałem nie tylko do picia ale i do polewania głowy i nóg :).
Daleko, przede mną widzę jakiegoś gościa który chyba osłabł wcześniej niż ja. Kto wie, może uda mi się go dojść przed metą. Jedzie mi się trochę lepiej, kryzys minął, oddech równy.
Nawe ja mam jedno zdjęcie :) © MKTB

Kilometr przed metą gość jest ok 200m przede mną, ogląda się, sięga do tajnych rezerw sił i do samej mety utrzymuje dystans nade mną. Mijam kreskę, uf, nareszcie !. Patrzę na stoper 29 minut z "czymśtam", no to fajnie, że udało mi się utrzymać w 30 minutach chociaż szczerze mówiąc nie sądziłem, że na takiej płaskiej trasie będzie to takie trudne. Jednak jazda na czas rządzi się swoimi prawami a przede wszystkim nie ma tu jak odpocząć :).
Paweł na trasie © MKTB

Podjeżdżam do sędziów, sprawdzam wynik i okazuje się, że mam ponad 30 minut ! Dziwne ale cóż, minuta w tą czy w tą nie ma znaczenia. A może im dalej na wschód tym czas szybciej leci ;).
Paweł przyjeżdża ok 6 minut po mnie. Chyba jest mniej zmęczony ode mnie. Odpoczywamy i po uzupełnieniu bidonów jedziemy w trasę powrotną, na parking by się przebrać.
Po pakowaniu, samochodem dajemy pod HOSiR gdzie czekał posiłek regeneracyjny, kawka, wyniki i nagrody. Niestety te ostatnie nie dla nas :(.
Puchary tym razem nie dla nas ;) © MKTB

Zaczęliśmy od grochówki (myślałem, że będzie szła gorzej) a po chwili przerwy w oczekiwaniu na wyniki szczeliliśmy po kawce.
Paweł i jego posiłek regeneracyjny © MKTB

Nareszcie listy wywieszone... no dobra wracamy do domu, nagród nie będzie ;)
Paweł z czasem 31:54:46 był 8/10 w kategorii "0"(20-29 lat), open-56/62. Mój czas 30:05:24 wystarczył na miejsce 10/11 w kat"2" (40-49) a w open 48/62.
... zapomniałem dodać, że mimo przejechania tylko 17,4 km ujechałem się w trupa ale przy okazji pobiłem rekord średniej prędkości :)
.

  • DST 66.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 22.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jazda indywidualna na czas i XIV Ogólnopolski Maraton po Powiślu

Sobota, 2 sierpnia 2008 | Komentarze 0

- dwie imprezy klasy Masters (zawodnicy w wieku pow 30-tki), zorganizowane przez UMiG w Kazimierzu, OZKol w Lublinie i LTC.
Dzięki temu, że od niedawna i Czesio i ja należymy do LTC, mogliśmy wziąć udział w tych zawodach.
Ok godziny przed startem, zjawiamy się z Czesiem w Kazimierzu, w "biurze" zawodów. Przy okazji zapisów, oddajemy dla biblioteki miejskiej w Kazimierzu przywiezione książki (każdy z uczestników "zobowiązany" był do przywiezienia przynajmniej 1 egzemplarza ).




Przypinamy numery, szykujemy sprzęt: Czesio swoją Meridę a ja stare, porzyczone coś, nawet nie pamiętam co...
... jesteśmy gotowi ? Tak, najpierw jedziemy do Dobrego na czasówkę, nie daleko, ok 5km od biura zawodów. Trochę płaskiego a później prawie 2 km zjazdu po nowiutkim asfalcie i jesteśmy na starcie. Start wg kategorii wiekowych, ja jestem w II (40-50l.) a Czesio w III (50-60l.).

przed metą czasówki


pierwsi zawodnicy


momentami było wesoło :)


Przychodzi moja kolej, do przejechania 2300 m, większość trasy pod górę. Widzę jak śmigają ludzie którzy trenują.Wątpliwosci zajmują miejsce optymizmu i na odwrót.
Start, począkowo płasko po 400m zaczyna się podjazd. Mniej więcej po 1,5 km zaczynam słabnąć, za mocny początek, blisko 2-go km wyprzedził mnie zawonik startujący minutę po mnie. Dobrze, że końcówka jest po płaskim bo do mety ledwo się dotaczam, czas: 6:24,75 , o 1'40"gorszy od najlepszego w grupie! Czesio też nie bardzo - 6:40,58.

nawet nie mam siły stanąć na pedałach :)



Lekko osłabieni wynikami jedziemy odpocząć przed maratonem. Słońce lało się na nas wiadrami. Szukalismy cienia by móc odsapnąć w spokoju.
Po godzinie lenistwa zjazd do Kazimierza, najpierw na rynek, na miejsce startu honorowego.

nastroje jeszcze dopisują


nasza obstawa


...ty zamień się ze mną na siodełko...


niektóre z tych koszulek widac też na TDF ;)


sygnał do startu honorowego dał Burmistrz Kazimierza Dolnego, p.Grzegorz Dunia

....

przed startem ostrym


po starcie trasa miała wieść przez Skowieszynek - Rzeczycę Kolonię - Rąblów - Wąwolnicę - Niezabitów - Kowalę - Głusko - Karczniska - Wilków - Kolonię Brzozowa - ponownie Wilków i meta Kosmolanka (podjazd).

Grupy wiekowe sartowały w kilkuminutowych odstępach, my jako pierwsi razem z grupą najmłodszą (30-40 l.). Już po kilku kilometrach wiedziałem, że będzie mi cieżko utrzymać się w peletonie. Jeszcze na płaskim było nieźle ale juz pierwszy podjazd okazał się dla mnie za dużym wyzwaniem, odpadłem. Brak treningu i upał dał natychmiastowe efekty :(. Po 20 km dochodziły i wyprzedzały mnie grupki kolarzy z pozostałych kategorii. Na ok 15 km przed metą zwolniłem tempo (to można było jeszcze wolniej ? :D ) i jadąc powoli (ok 25km/h) czekałem na Czesia.
Po kilku kilometrch dojechał z jeszcze jednym zawodnikiem. Ok 7 km przed metą postanowiliśmy zrezygnować z dalszej jazdy, i tak przekroczyliśmy już limit czasowy a siły jakie mieliśmy ze sobą tego dnia, zostały gdzieś w połowie dystansu ;)
I w ten oto sposób dojechaliśmy do mety samochodem, który miał z tyłu tabliczkę ...tak, tak, niestety właśnie z takim napisem : "KONIEC WYŚCIGU".

Po krótkiej przebierance, pogoniliśmy (już samochodem :) do Mięćmierza, gdzie w karczmie "u Kazika", miała odbyć się ceremonia wręczania pucharów i nagród. No i się odbyła. A my, jak większość z pozostałych uczestników, zajęliśmy się konsumpcją posiłków regeneracyjnych (piwko dla zawodników było gratis :).
Nasz piknik zakończyła nadchodząca burza. Czas wracać.
W przyszłym roku musimy być w limicie ! ;)