avatar


button stats bikestats.pl

Znajomi


Archiwum bloga

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MKTB.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

XCM / XCO

Dystans całkowity:1437.00 km (w terenie 1258.50 km; 87.58%)
Czas w ruchu:76:25
Średnia prędkość:18.80 km/h
Maksymalna prędkość:62.04 km/h
Suma podjazdów:14152 m
Maks. tętno maksymalne:190 (107 %)
Maks. tętno średnie:172 (97 %)
Suma kalorii:5855 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:43.55 km i 2h 18m
Więcej statystyk
  • DST 46.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:57
  • VAVG 15.59km/h
  • VMAX 49.63km/h
  • Podjazdy 522m
  • Sprzęt BMC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Galiński MTB Maraton - "Jedziemy dla Marka", Gielniów

Niedziela, 29 czerwca 2014 | Komentarze 0

Gielniów to już tradycja. Maraton szczególny w tym roku ze względu na brak wśród nas Marka Galińskiego, najlepszego polskiego kolarza XC. 
Mimo dużych przerw w treningach zdecydowałem się pojechać bo start w Gielniowie to zawsze przyjemność. Bez ambitnych planów na wyścig, po prostu mocny trening.
Start na mocno, zdecydowanie za mocno. Po 3 km odpadłem od głównej grupy i zaczęli mnie wyprzedzać goście z tyłu.
Trasa trochę zmieniona względem 2012 i 2013, z asfaltu skręt w lewo, lekki zjazd łąką i bród. Pierwsze marudy, że "mokro już na początku... " . To coś dla mnie. Mocy nie ma ale technika została :).
Trochę odrabiam w terenie, singiel i trawers w odwrotnym kierunku niż przed rokiem. Ostry, krótki zjazd stał się podjazd... podchodem.
Nowe dłuższe odcinki po kamienistych pożarówkach pokazały mi gdzie moje miejsce:)
Ok 20 km podpiąłem się do wyprzedzającej mnie, 4 osobowej grupki i na kole trochę odzyskałem siły. Od tej pory na trudniejszych odcinkach ja odchodziłem, na dłuższych podjazdach oni odchodzili i tak w kółko. Na dłużej zerwałem ich na błotnym odcinku. Ok 1 km, bez przerwy w błocie, tutaj i rower i mój zmysł równowagi spisał się świetnie. 
Przez kilka km jechałem sam po czym doścignęli mnie towarzysze. Po następnych kilku, dwóch odjechało i zostałem z jakąś kobitką. 
Dalej jechaliśmy na zmiany. 
Bufet - dłuższa przerwa na napełnienie bidonu, wypicie izo i napchanie się pomarańczami ;)
Nogi odpoczęły ale nie na długo bo w połowie następnego podjazdu złapały mnie skurcze. drugi, może trzeci raz w życiu. Musiałem stanąć i ponaciągać. Znowu trochę błota, singielek, doszedłem kobitkę co odeszła na bufecie. Zjazd i znowu jestem z przodu.
Podjazd i znowu z tyłu ale w większym towarzystwie, doszedł gostek na 29erze.
Luzuje mi się linka w tylej zmieniarce ale na sczęście pasuje ampul od skuwacza. Gonitwa, w lesie mam ich znowu ale nie dojeżdżam bo na podjeździe znowu skurcz. Tragedia. 
Drugi bufet. Pomarańcze, izo a  kobitki z obsługi opłukują mi rower, miło :)
Poznaję tereny i wiem, ze do mety już nie daleko. Jeszcze porcja błota które blokuje mnie na moment bo wciągnęło mi rower po ośki i nie mogłem go wyrwać. Trudny teren więc znowu uciekam towarzyszom. Jeszcze 2 km asfaltu, kawałek pętli xc i meta. Chwilę po mnie przyjeżdża towarzyszka i 29erowiec.
Trochę się ochlapałem i podjechałem sprawdzić wyniki. Czasowo tragicznie statystycznie średnio.  
Open 57/108, kat. M4 14/34 
czas netto 2:51:30
W tamtym roku było pudło w tym daleeeekoo od pudła ale za rok będzie lepiej :)
...
A tak wyglądał rower po maratonie po lekkim płukaniu na bufecie i czyszczeniem przerzutki na 10 km przed metą :)

Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014
Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014 © MKTB
 Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014
Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014 © MKTB Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014
Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014 © MKTB Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014
Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014 © MKTB Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014
Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014 © MKTB Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014
Galiński MTB Maraton - Gielniów 2014 © MKTB
Kategoria Błoto, Foto, XCM / XCO


  • DST 46.50km
  • Teren 41.00km
  • Czas 02:52
  • VAVG 16.22km/h
  • VMAX 53.93km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt BMC
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTB Cross Maraton (ŚLR) - Daleszyce

Niedziela, 13 kwietnia 2014 | Komentarze 0

Było fajnie.
Tego mogłem się spodziewać bo niedaleko Daleszyce od Łagowa w którym traska 2013 była wyśmienita i jak do tej pory wciąż najlepsza w moim rowerowym życiorysie.

Z niepewnością co do pogody wyruszyłem sam bo Czarek poszedł na L4. Pochmurny poranek nie nastrajał optymistycznie i trochę się bałem, że jeszcze pochorobowo dychający będę się zmagał nie tylko z trasą ale i z deszczem. Na szczęście pół godziny po przyjeździe do Daleszyc słoneczko nieśmiało puściło promyki na rynek.
Oczywiście spotkałem trochę znajomych, chwilę porozmawiałem z MagdąTomkiem i dowiedziałem się, że Tomek przyjechał żeby ... nie pojechać ;).
Mała "rozgrzewka", wejście do sektora. Sporo ludzi, jeszcze tylu osób na Lidze nie widzałem.
Start "honorowy" jakiś mało honorowy bo wszyscy pchali się do przodu jak popieprzeni i momentami było niebezpiecznie.

 

Początek płaski i nudny ale stawka oczywiście już się porządnie rozciągnęła. Miałem w pamięci zapowiadane 800m przewyższeń więc nie pompowałem na siłę.
Pierwszy dłuższy podjazd i oczywiście oddech już krótki i zipiący :). Później było już lepiej. Lepiej z oddechem ale nie z wytrzymałością. Trasy nie opiszę bo po prostu nie pamiętam przebiegu ale  na pewno najpiękniejszy fragment to Zamczysko. Przejazd jego kamienistą granią i cudowny, ostry choć krótki zjazd dostarczył sporo emocji.


W ogóle zjazdy, podobnie jak w Łagowie były perełką tego maratonu. Owszem było kilka fajnych podjazdów, krótkich, technicznych, kamienistych i te mi się podobały. Nie podobało mi to czego nie lubię czyli długie podjazdy, szczególnie te w otwartym terenie tak jak np. podjazd w Brzezinkach, niedługo po bufecie.


Do 35 km jeszcze szło nieźle. Jechałem mniej więcej na tej samej pozycji jaką miałem po 10 kilometrze, wciąłem żela i ... koniec. Nie zipałem, serce mi nie wyskakiwało ale nogi niestety powiedziały f..k off, ręcami se pedałuj ;)


Przede mną padł chłopak ze skurczem (a było w sumie trzech takich), zapytałem czy mu pomóc ale nie chciał. Trudno, nie będzie okazji żeby się zatrzymać i odpocząć ;). Równy rytm. To utrzymywało mnie w pionie, jak będę szarpał to nie dojadę do mety.Widząc moją słabość, wszyscy za mną rzucili się do wyprzedzania, w tym kobiety !!! Jedną z nich była Magda. Ostatnie kilometry to dojazdówka asfaltem i tu następnych 6 osób wyprzedziło mnie przed metą. W sumie na ostatniej dyszce wyprzedziło mnie 15 osób. Policzyłem dobrze, miałem czas bo jechałem powoli :).
Jak zawsze na kreskę wpadłem zmęczony ale szczęśliwy. Wciąłem gulasz, parę wafli i całą stertę pomarańczy i poszedłem się pakować.
Spodziewałem się miejsca pod koniec stawki ale okazało się, że nie było ta źle bo miejsce w połowie stawki na początek sezonu jest super. Oczywiście dla mnie, gościa po chorobie i 500 km tegorocznego "treningu" :)

Gipies w teflonie niestety nie załapał.
podsumowanie cyfrowe
czas: 2:52:40
czas zwycięzcy Fan Open: 1:58:20
czas zwycięzcy Fan M4: 02:18:41
Fan Open: 193/390
Fan M4: 30/59
rating: 68,5% / 80,3%

Zapomniałem dodać, że największa zębatka z tyłu nie wchodziła, buty mi się cały czas luzowały bo rzepy po 4 latach już nie trzymają no i nie wspomniałem o ładnym dzwonie na zakręcie :) To tyle tłumaczeń :D
.
Kategoria Foto, XCM / XCO


  • DST 54.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 16.62km/h
  • VMAX 47.40km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 1008m
  • Sprzęt BMC
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTB Cross Maraton - Łagów

Niedziela, 18 sierpnia 2013 | Komentarze 0

Łagów był zapowiadany jako najcięższa edycja w cyklu więc jak tu odmówić sobie przyjemności złachania się po terenie :)
Już sama droga do Łagowa była przyjemna. Dzień zapowiadał się bardzo ładnie, na pustej o tej porze trasie same ładne widoczki.
Troszkę "mglistą" atmosferę Łagowa poczułem już kilka kilometrów od centrum miasteczka :)

Dojeżdżam do Łagowa © MKTB

Rynek przywitał mnie dzwonami kościelnymi, muzyką z „maratońskiej” estrady i chłodzącym psyche widokiem fontanny.
Kupiłem żele i poczłapałem po numer do biura zawodów, które było o sześć rzutów beretem od rynku Już po 15 minutach byłem z powrotem przy moim wozie serwisowym.
Miejscowi dziwnym wzrokiem patrzyli na przebierańców na rowerach. Chyba pierwszy raz widzieli taki „cyrk”.
Mała przejażdżka w stronę Kielc i przy okazji fotka Pasma Jeleniowskiego.

Widoczek na Pasmo Jeleniowskie © MKTB

Pierwsi ruszają „mastersi” i tu widzę Damiana. Zmęczony jakiś. Hmm..... trzydniówka w nogach. Teraz rozumiem. Powodzenia.
Start. Dostrzegam jeszcze Tomka. „Trzym się !”
Miałem jechać jeszcze na pętelkę ale spotkałem Magdę. Nareszcie jest z kim pogadać :).
10 minut przed startem stajemy w sektorze, mniej więcej w połowie stawki.

Ustawieni w sektorze © MKTB

Start niezbyt szybki bo pilotowany przez ambulans ratowniczy.

No to ruszamy :) © MKTB

Po 2 km droga wolna. Czołówka dała ognia i w otwartym polu widać było jak odjeżdża. Bzzzzzt… i już ich nie było.
Pierwszy garb i zator, k…a, dwa kamienie i już trzeba z buta ? Na równym wyprzedzam kilka osób, słyszę strzał. .Aha, pewnie pierwsze gumy (tu, jak się później okazało, myliłem się). Dojeżdżamy do lasu. Długi, około dwukilometrowy podjazd pod Szczytniak... Staram się jechać równym tempem.
Zjazd, równie długi, ale zdecydowanie bardziej przyjemny. Koleiny , kamienie małe, kamienie duże i bardzo duże pięknie urozmaiciły ten odcinek. Charakteryzował się jeszcze wysoką snejkodajnością. Na zjeździe czuję się pewnie, nie ukrywam, że również dzięki fullowi. Nie za wiele możliwości wyprzedzania bo praktycznie nie ma wyboru linii .
Chwila odpoczynku. Podjazd. „Jeleniowska welcome to”. Nie zarzynam się i część biorę z buta. Szczyt. Zjazd. A nawet piękny zjazd bo wymagający. Koncentracja mile widziana.. Na chwilę chyba mi jej zabrakło bo zrobiłem coś w rodzaju whipa. W 0,3 sekundy przednie koło na kamieniu poszło lekko w krzaki i rower w powietrzu ustawił się bokiem do zjazdu. Wyrzuciło mnie do góry i przez chwilę, wprawdzie bez kapelusza i pięknych denimowych spodni, poczułem się jak na rodeo .Dla dobra jeźdźca i konia , w równie szybkim tempie, rower powrócił do pozycji paralelnej do zjazdu. Czasami adrenalina blokuje wyobraźnię ale z reguły wtedy jest fun , choć są i tacy, którzy nazywają to głupotą , na przykład moja żona kochana :)
„Na bufecie” uzupełniam bidon, łykam izo , pomarańczę i z żującą gębą wydzieram kolejne metry z asfaltowego podjazdu.

MTB Cross Maraton - Łagów - podjazd w Paprocicach © MKTB

Krótszy zjazd i jakieś wyrypiaste ścieżki.. Strażacy !!! Nawet wodę mają. Chwila na prysznic i uzupełniam bidon.
Na zjeździe dochodzę jakąś dziewczynę. Przepuszcza mnie. Jaka miła. Przegapiłem strzałki i hamuję w krzakach. „Puściłam cię w maliny”. W tak miłych okolicznościach poznałem Karolinę Kozelę :)
Kawałek wd…dajnego singla, mijam młodszą koleżankę i podciągam. Podjazd i długi zjazd ciągniemy na zmianę z chłopakiem, który mnie doszedł.
Na asfalcie wciągam żela. Ufff… wjeżdżamy w zielone. Podjazd koleinami raczej techniczny, poddany erozji i wpływowi człowieka nie miał powierzchni polerowanego marmuru.
Lekki zjazd, wiatr we włosach , jest przyjemnie. Łagodny zakręcik a ja szlifuję ścieżkę. Ale co tam. Lekka ociereczka łokcia i zdarty, jeszcze ciepły, trzydniowy strup na kolanie ;) Jest dobrze. Sprawdzam jeszcze kieszenie. Telefonik jest, kluczyk od wozu również, grzebień i lusterko z Polą Raksą na swoim miejscu. Można jechać dalej ;)
Kolegi z Kielc już dawno nie widać. Trudno. Ciągnę sam.
Kawałek przez pola jakiś ciężki albo ja już zmęczony. Podjazd po drodze ciurkającej wodą. Ale i tutaj nie może być nudno. Na korzeniu tył zarzuca, rower staje , przewraca się na bok a ja z nim…, żeby mu nie było smutno…., prosto w błoto. Jedna kałuża na podjeździe a w niej ja.. Śmiałem się sam z siebie :). Dobra, dość śmiechu, czas na pot i walkę z górą.
Moja taktyka „z buta, w siodle, z buta, w siodle” się sprawdziła. Szczyt . Tu słyszę głos chłopaka opartego o rower – Masz łyka wody na zbyciu ? Jasne, że mam. Ledwo co na dnie ale namawiam go nawet na dwa .Ja czuję, że do mety dożyję a on jakoś kiepsko wyglądał.
Kawałek płaskiego i zjazd. Czuję, że już zesztywniałem, rower też jakby troszkę. Mijam chłopaka z paskudnie zakrwawioną połową twarzy. Nieprzyjemne. Po dwóch sekundach sam leżę ale na szczęście twarz mam na miejscu.
Przy okazji zauważam wywalone uszczelki na ladze. Aha, to to był ten strzał z ósmego kilometra. Na sztycę wbitą w ramę nawet nie zwracam uwagi.
Przejazd przez wieś gdzie zaczerpnąłem dwa łyki kompotu. Znowu gruntówki. Z każdym kilometrem czuję jak ostatnie atomy "glutogenu" znikają z mięśni.

MTB Cross Maraton - Łagów /fot. A. Nemś © MKTB

MTB Cross Maraton - Łagów /fot. A. Nemś © MKTB

Nogi kręcą już z rozpędu bo sił nie mam. Wyprzedziło mnie trzech kierowców i to wcale nie w rewelacyjnym tempie. Jeszcze zjazd i przejazd a dla niektórych przejście przez takie coś.. nie wiem co. Kanion jakiś czyco ?

MTB Cross Maraton - Łagów © MKTB

Rzeczka, paleta, mostek, uliczki, polycjant z gwyzdkiem i koniec !!! Metę przywitałem , jak w większości maratonów, z radością aczkolwiek nie odzwierciedloną na mojej zmęczonej twarzy :)

Nareszcie na mecie :) © MKTB

MTB Cross Maraton - Łagów /fot. P. Jaremek © MKTB

Mycie w fontannie było nagrodą, gdyż woda była wtedy jeszcze w miarę czysta :D
Ratowniczka uratowała mnie od gangreny polewając moje ciężko odniesione w boju rany wodą utlenioną i mogłem iść na małe żarcie. Pomarańcze, arbuzy, pół porcji klusek i już poczułem się lepiej.
Podsumowanie ? Proszę bardzo. Udany maraton. Fajna, wymagająca trasa, najlepsza jaką jechałem, szczególnie podobały mi się zjazdy.
In minus: zaledwie jeden bufet – pomyłka, a nawet powiedziałbym, że wpadka organizatorów. Makaron – nie powiem, że był niedobry; powiem, że mi nie smakował ;)
Z jazdy też jestem zadowolony, pozycja lepsza niż mógłbym się spodziewać po tegorocznym przebiegu. Sprzęt poza nieszczęsnym R7 i jednym zrzutem łańcucha pomógł mi w osiągnięciu dobrego czasu :)

Wybuchnięty R7 © MKTB

Na koniec, dla najbardziej wytrwałych, trochę cyferek :
czas: 03:15:04
czas zwycięzcy Fan Open: 02:25:10
czas zwycięzcy Fan M4: 02:50:26
Fan Open: 52/171
Fan M4: 6/14
rating: 74,4% / 87,4%
.
Kategoria Foto, >50, XCM / XCO


  • DST 37.00km
  • Teren 33.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 18.35km/h
  • VMAX 49.10km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 496m
  • Sprzęt BMC
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Galiński MTB Maraton - Gielniów

Niedziela, 4 sierpnia 2013 | Komentarze 3

Gielniów to był mój "najcoolejszy" maraton w 2012 r w PL więc nie miałem wątpliwości czy wystartować w 2013. Oczywiście, że tak ! Namówiłem jeszcze Agatkę, Pawła i Mirka z Michałem.
Do Gielniowa dojechaliśmy dość późno więc po załatwieniu formalności i przygotowaniu sprzętu nie zostało wiele czasu na rozgrzewkę.

Galiński MTB Maraton - Gielniów 2013 - przygotowania © MKTB

Galiński MTB Maraton - Gielniów 2013, Michał gotowy © MKTB

Galiński MTB Maraton, Gielniów 2013. Przed startem /fot. Robert © MKTB

Michał i Mirek jako jego opiekun starowali o 11.3o dlatego mogli się jeszcze rozruszać a nasza trójka po chwilowym kręceniu na stadionie ustawiła się na starcie.
Start jak zwykle szybki... w wykonaniu czołówki oczywiście. Starałem się trzymać przodu ale grupa ok 30 osób odjechała a ja zostałem w 5-6 osobowej grupie. Po 3 km asfaltu wpadamy do lasu i po chwili jesteśmy na znanym singlu xc. Grupa idzie prawie równo, przede mną gość ma chwile zachwiania i to trochę hamuje ale w końcu wypina się na jakimś korzonku i go mijam. Po chwili drugi ma lekki ślizg, udaje mi się go ominąć rybą i kontynuować bez przystanku. Tym razem ten krótki OS poszedł mi płynniej niż rok temu. Krótki zjazd i wjeżdżamy na krętego singla "idącego" trawersem. Tu też wysypuje się jeden chłopak. Lekki zjazd, przejazd przez rzeczkę Pierwszy podjazd, nie jest źle, odchodzę od grupki i przez jakiś czas jadę sam. Przejazd przez szkółkę, kawałek łąki, przed sobą widzę kogoś w zielonych ciuchach i po kilku minutach jadę już na kole.
Przejazd przez wieś, las i długi łagodny podjazd po kamiennej drodze. Przez chwilę jestem z przodu ale chyba za słabe tempo miałem na "zielonego" bo mnie wyprzedził i odszedł na 50 m. W lesie, po 2-3 km znowu go doszedłem. Trochę telepawki na korzennym singielku i zjazd drogą z niespodzianką w postaci pokruszonych płytek ceramicznych. Jestem pewien, że w tamtym roku też to było. Nie każdy miał tyle szczęścia by przejechać płytki bez gumy. My mijaliśmy jednego, Paweł później wspominał, że widział dwóch. Asfalt i pierwszy bufet.
Zielony jedzie dalej ja staję. Popijam izo a przy okazji dostaję "prysznic" od obsługo bufetu. Dochodzi mnie 4 ludzi z grupy którą zostawiłem. Powrót do lasu, Podjazd, płasko, lekki zjazd i tak można powtarzać :). Podjazd znowu z buta, trochę jazdy w otwartym terenie drogą przez młodnik, troszeczkę piachu ale tym razem bez problemów. Lekki podjazd traktem i drugi bufet. To tak w skrócie ale nie jestem w stanie odtworzyć tego odcinka minuta po minucie ;).
Do bidonu nalewam izo, do paszczy pół żela, popitka i w drogę. Cała grupa mi ucieka ale czuję się dzisiaj dobrze wiec ruszam w pogoń. Po ok 1 km widzę grupę i po niedługim czasie jestem już za nimi. Po kamiennym zjeździe doszliśmy uciekinierów a później jeszcze jednego. Znowu cięższy podjazd. Jestem zadyszany, wprowadzam jako trzeci a tu ktoś wkręca obok. Oczywiście dałem miejsce, niech ciągnie. Na szczycie dwóch przede mną staje na chwilę a ja korzystam z okazji i naciskam mocniej. Udaje mi się odskoczyć od grupy i próbuję gonić "podjeżdżacza". Momentami dochodzę go na 10 m. Na zjeździe chyba mnie słyszy bo ostrzega przed niespodziankami a na końcu przed zakrętem. Miło z jego strony. Teraz teren jest lekko pofałdowany ale jakoś nie mogę złapać jego koła więc odchodzi na większą odległość. Mijam kolejnego ludzika, jedzie mi się dobrze, siły rozłożyłem prawidłowo to można gonić. Uległem poważnemu zdziwieniu gdy oczom mym ukazała sie tabliczka " meta - 5 km". Na liczniku dopiero 32 km ! czyżby tak skrócili ? W tamtym roku z "około 40 km" wyszło 47,5 km a wtym również z "około 40" wychodzi 37 ??? Trudno, nie tego się spodziewałem ale jak tak to już drę na maksa. Przed jednym z ostatnich podjazdów łapię jeszcze dwóch gości, trzeciemu starczyło sił by bronić się do szczytu, poważnie, jak zobaczył, ze chcę go wyprzedzić to przyspieszył. Krótki slalom przez brzozowy zagajnik, tak pamiętam go czyli meta rzeczywiście blisko. Zjazd na pola i tu telepawka a ja znowu się cieszę z amortzacji pod dupą. W tamtym roku musiałem dygać na stojąco :). Teraz OS prze rzadki las, asfalt i wpadam na obiecany fragment ubiegłorocznego XC (jak się okazało poważnie okrojony). Na drugim zakręcie jakoś tracę równowagę i muszę się podeprzeć ale reszta zabawy już płynnie i bez problemów pomimo tego, że trasa była niezbyt czytelna choć otaśmowana. Stadion, jeszcze tylko rampa, ostro w lewo i meta. Tak, szkoda, że skrócili trasę.
Podbiega Michał z kubeczkiem izo, dzięki:)
Czekając na Pawła i Agatkę wciągam kluchy, picie, owoce, soki itd.
Paweł zaciąga 13 min po mnie. Dobry wynik jak na nietrenującego gościa na 14,5 kilowym enduro :) Teraz zostało tylko czekać na Agatkę. W międzyczasie przebieramy się i sprawdzamy wyniki. Cholera, jestem czwarty, znowu blisko pudła.
Miałem szczęście, że w odpowiednim momencie stanąłem przy mecie bo po chwili szczeliłem fotkę finiszującej Agatce :).

Galiński MTB Maraton - Gielniów 2013, finisz Agi © MKTB

Zmęczona ale zadowolona, ja również jestem zadowolony bo obawiałem się, że trasa będzie zbyt wymagająca. Posiłek regeneracyjny i powtórne sprawdzenie wyników - nowa lista i zaskoczenie - jestem trzeci ! Pierwsze pudło w mojej rowerowej "karierze" :). Paweł chyba zadowolony z wyniku ( tak Paweł ?) a Agatka nie bo stwierdziła że przyjechała na końcu ale nie wiedziała, że lista była jeszcze niepełna.

Galiński MTB Maraton - Gielniów 2013, po wyścigu © MKTB

Tak czy inaczej zajęła pierwsze miejsce w kategorii więc puchar się należy :)
W tej sytuacji zostaliśmy na dekorację i losowanie gadżetów.

Galiński MTB Maraton - Gielniów 2013, oczekiwanie na dekorację © MKTB

Najpierw oczywiście dekoracja Pań ...

Galiński MTB Maraton - Gielniów 2013, Aga na pudle © MKTB

... później przerwa bo u panów były jakieś protesty w M1. Zanim wyjaśniła się sytuacja u panów przeprowadzono losowanie i tu szczęśliwcami okazali się Michał i Paweł. Zarobili po koszulce i kuponie rabatowym na coś :).
Na koniec puchar.r.r.rek dla mnie :)

Galiński MTB Maraton - Gielniów 2013, pierwsze pudło © MKTB
.

Ogólnie mogę uznać maraton za udany. Moja jazda chyba niezła bo wyprzedziłem w M4 gości z 2 i 3 sektora mazovii. Na minus zaliczam skrócenie trasy, no cóż, może w przyszłym roku wróci stara.

Trochę statystyk:
czas: 02:01:16
czas zwycięzcy M Open: 01:41:02
czas zwycięzcy M4: 01:52:12
Mega Open: 23/110
Mega M4: 3/26
rating: 83,3% / 92,5%
.
Kategoria Foto, XCM / XCO


  • DST 62.00km
  • Teren 52.00km
  • Czas 03:25
  • VAVG 18.15km/h
  • VMAX 51.06km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 850m
  • Sprzęt BMC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia - Nałęczów , ścigania dzień czeci :)

Niedziela, 14 lipca 2013 | Komentarze 0

No i wykrakałem ten deszcz. Trzeci dzień z Mazovią zaczął się szaro, a że, całą noc padało mogłem się domyślać co mnie czeka na trasie.
Na miejscu, w Nałęczowie ciężko było znaleźć miejsce do parkowania. Nie spodziewałem się zastać tylu zawodników na starcie w taką pogodę. Niewielki deszcz padał z przerwami do startu. Dzisiaj lecę z 6-go, będzie łatwiej niż wczoraj :).
Start spod uzdrowiskowych Starych Łazienek (foto z grudnia 2011).
W nałęczowskim parku © MKTB


Mazovia Nałęczów 2013, start. fot. Maciej Ziemiańczuk © MKTB

Króciutka rozbiegówka po asfalcie, podjazd po trylince ...

Mazovia Nałęczów 2013, pierwszy podjazd. fot. Bogusław Lipowiecki © MKTB

... i jesteśmy w polu. Początek niezły, ludzie w błocie tańczą i chyba dzięki temu po 4 km złapałem końcówkę 5-go sektora. Część trasy pokrywała się z tą ze Skandii tylko leciała w odwrotnym kierunku. Duże błoto od początku wyścigu zniechęciło sporo osób do dalszej jazdy. Między 8 a 10 km widziałem wracający ze 4 chłopaków. U mnie a właściwie w roweru ta ilość błota skutkowała szybko przebiegającym zanikiem klocków. Już przed rozjazdem Fit/Mega, na zjeździe w Rąblowie klamki prawie dochodziły do gripów a z tyłu dolatywał zgrzyt metalu.

Mazovia Nałęczów 2013, zjazd w Rąblowie. foto. Zbigniew Kowalski © MKTB

Na rozjeździe z całej grupy została gromadka jadących na mega. A ja tam pierdzielę, nie pękam, walę na mega jak w błoto ;).
Tak, błoto. Sporo odcinków było po prostu nie do przejechania, większość na szczęście do ale ile toto sił zżarło... Łańcuch zaciąga, zabita kaseta co chwilę przeskakuje, cholera bierze człowieka, nie "idzie" jechać ;)
Kilka fotek z trasy, beze mnie ale z atmosferą :D.
Mazovia Nałęczów 2013. foto. Z Kowalski © MKTB
Mazovia Nałęczów 2013. foto. Z Kowalski © MKTB
Mazovia Nałęczów 2013. foto. Z Kowalski © MKTB
Mazovia Nałęczów 2013. foto: Piotr Marchel © MKTB

Kazimierz, podjazd pod Zamkową chyba wszystkim utkwi w pamięci. Nawierzchnia, nachylenie, ilość dopingujących kibiców, to wszystko stworzyło na prawdę fajną atmosferę, szkoda, że na tak krótko.
Długi, nudny odcinek asfaltowy, można trochę odpocząć. Po jakimś czasie znowu lunęło ale dzięki temu i ja i sprzęt trochę błota zrzuciliśmy.
Znowu pola. Momentami drogą nie dało się jechać wiec leciało się polami. Niektóre przeorane kołami na 4m od drogi. Oj rolnicy będą krzyczeć. Zresztą słyszałem, że była jedna babina co na bieżąco przeganiała jadących po "malinowym" polu :).
Końcowy odcinek to już masakra. Raz się wypieprzyłem w kałużę, później kawałek musiałem z buta, kawałek na którym mnie mijał "giguś" oczywiście jadąc. Szacunek.
Roztaplane przez poprzedników błoto niektórych zatrzymywało na dłużej. Czyszczenie kół z tej lessowej brei to ciężkie zajęcie.
To była wielka strefa serwisowo-wyprzedzeniowa. Ja mijałem tu fitowców a mnie mijali gigowcy. Z jednej strony to błoto było wkurzające ale z drugiej, jak pomyślę, że miałbym to wszystko przejechać po suchym to pewnie bym się zanudził.
Ostatni zjazd z błotem w oczach, bo zachlapane okulary w kieszeni już siedziały i już płasko do mety. Na kreskę wpadam ujechany i hepi, że to już koniec.

Mazovia Nałęczów 2013 , na mecie © MKTB


Trzydniowy test sprzętu wypadł bardzo dobrze. Cieszę się, że zamieniłem HT na fulla. Dużo lepsza trakcja, kontrola, szczególnie pewnie czułem się na zjazdach. Offshem, 2 kilo więcej do wożenia ale wygoda bez porównania. Dzisiaj tylko mycie, jutro przegląd.

Tradycyjnie na koniec trochę cyferek
czas: 03:25:00
czas zwycięzcy M Open: 02:10:36 !!!
czas zwycięzcy M4: 02:24:11 !
dystans: 62 km
Mega Open: 79/121
Mega M4: 23/37

Jak widać deszczowa pogoda zrobiła swoje i dzisiaj było o połowę mniej ludzi niż wczoraj. Część nie wystartowała, część zawróciła z trasy a część przeszła na dystans Fit przez co frekwencja na ficie spadła tylko o ok 10%.
.
Kategoria >50, XCM / XCO, Błoto, Foto


  • DST 49.00km
  • Teren 47.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 20.28km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 640m
  • Sprzęt BMC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia MTB Maraton - Puławy

Sobota, 13 lipca 2013 | Komentarze 2

Dzień rozpoczął się szaro ale mnie to nie zmartwiło. Lubię taką pogodę do jazdy a nawet jakby padał deszcz to nic Baśka. Do Puław dojechałem o 10:oo, znalazłem P i mogłem szykować sprzęt i się.
Krótka rozgrzewka, odlewnia i do sektora... XI. Tak, XI bo to mój pierwszy start w Mazovii i w ogóle w maratonie w tym roku. Nawet nie chciałem prosić o przesunięcie bo pewnie przeszkadzałbym silniejszym.
Sektor był bardzo liczny i zajęło mi kilka chwil przebicie się do przodu. Bez szarpania, swoim tempem, takie było założenie, potraktować jako mocny trening.
Na 4 km przy zmianie "pasa" zaliczyłem piękny ślizg po uślizgu przedniego koła i trochę kierownik mi się wygł i tak kontynuowałem jazdę z ukośną kierą :).
Trasa fajnie ułożona, zaliczone wszystkie kazimierskie wąwozy,
Mazovia Puławy 2013 © MKTB

w górę w dół, najwięcej jednak było polnych dróg ze sporą ilością błota

Mazovia Puławy 2013 © MKTB

najmniej, co cieszy było asfaltu bo tylko ok 2 km. Niektóre wąwozowe podjazdy wzięte z większymi lub mniejszymi problemami (kondycja), 2 x z buta + połowa pojazdu pod wyciągiem w Parchatce.
Zjazdy za to bezproblemowo sporo ludzików udało się łyknąć, a jakże, fajne to były zjazdy, po dziurawych płytach, po błotku :) Te ostatnie oczywiście najlepsze, dawały najwięcej fanu. Niektórzy nie wyrabiali na zakrętach wpadali na krzoki albo burty wąwozu, jedni nie wiedzieli, że się nie hamuje inni nie wiedzieli, że rower sam skręci jak się go złoży ale ogólnie fajnie bo chyba nikomu się nic nie stało :).
Mazovia - Puławy © MKTB

Na finiszu niestety nie dałem rady wyprzedzić kolegi

Mazovia - Puławy © MKTB

Ogólnie maraton udany pomimo znikomej bazy udało mi się przeskoczyć z XI do VI sektora. Jutro nałęczów, 65 km, zapowiada się mokrość więc błoto pewnie będzie :). A tak wyglądał rower po maratonie :)
Po maratonie Mazovia - Puławy © MKTB

Po maratonie Mazovia - Puławy © MKTB

Trochę cyferek
czas: 02:25:32
dystans wg org: 55km, wg licznika 49
Mega Open: 166/265
Mega M4: 47/74
.
Kategoria XCM / XCO, Błoto, Foto


  • DST 1.00km
  • Czas 00:04
  • VAVG 15.00km/h
  • Podjazdy 75m
  • Sprzęt BMC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia - Kazimierz - czasówka

Piątek, 12 lipca 2013 | Komentarze 0

Niewiele najeździłem w tym roku ale pomimo skromnego ODO zdecydowałem się na start w trzydniówce mazovii: Kazimierz, Puławy i Nałęczów. Wszystkie miejscowości są rzut pompką od Lublina więc dlaczego nie. Poza tym jest okazja do przetestowania BeeMCa w warunkach zawodowych.
Dzisiaj pierwszy start W Kazimierzu. Czasówka, tylko kilometr, nawet nie cały ale za to pod górkę i to nie byle jaką bo Zamkową.
W czasie normalnej wycieczki podjeżdżając ją na luzie nie ma się wrażenia typu "kill hill", podjeżdżasz, kręcisz i jakoś idzie jechać ale jak dajesz na maxa to już jest inaczej. Do Kazimierza wybraliśmy się rodzinnie. Towarzyszyła mi towarzyszka żona, córka i kolega córki. Miałem nadzieję na legalny doping z ich strony ale tak długo czekali w knajpie na zamówienie, że nie zdążyli :O.

Start z kazimierskiego rynku, właśnie przestało padać, ok 20m płaskiego dalej tylko pod górkę i tylko po bruku. Ruszyłem ostro, na pewno za ostro bo po 50-70m poza dopingiem doszło do mnie hasło "o, ten dobrze idzie". Do 1/4 trasy szło nieźle, od połowy jechałem już na 22x28 bo więcej nie mam a mój oddech słychać było na pogórzu.
W 3/4 trasy łydy mnie piekły jak pogryzione przez stada komarów, w oczach robiło mi się już ciemno i zaczynałem jeździć zygzakami ale ciągłem dalej :). Znowu mnie doszedł głos kibica, tym razem mniej optymistyczny, oczywiście przyjąłem jako żart "eee, taki rower to sam powinien wjechać". Na górze troszkę się wypłaszczyło i zobaczyłem upragnioną bramę pensjonatu Kazimierzówka gdzie była meta.
Z nieukrywaną radością wtoczyłem się na matę, zrobiłem kółeczko i zsiadłem a właściwie zsunąłem się roweru. Nogi ugły się pod mną ale ustałem, jaaaa.
Napiłem się trochę wody z wodopoju niestety słodka, pewnie wcześniej gotowana po lało się ją z wodopoju którego normalnie używają weselnicy do parzenia herbaty.
No i po bufecie.. :). Odbieram telefon od moich fanów, wita mnie ciekawe pytanie: "Misiu, gdzie jesteś ?.." :O
"...aha, ... jak będziesz zjeżdżał to zrobię ci zdjęcie" :).
Mazovia MTB Maraton - Kazimierz Dolny, czasówka © MKTB

Zjechałem. Dzieciaki poszły na krótki spacer a ja z Agatką do knajpy coby uzupełnić paliwo. Placek po węgiersku był super.

Wynik ? No cóż, jak na niecałe 800 km tegorocznego "treningu" i na starzejącą się metrykę tragicznie nie było :)
czas: 00:04:47
miejsce open: 62/118
rating: 68.3%

Jutro 55 km terenu w okolicach Puław, będą wąwozy, będzie błoto, będzie ciekawie :)
.
Kategoria Foto, XCM / XCO


  • DST 23.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 15.33km/h
  • VMAX 41.52km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 660m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Provins MTB Race 2012

Niedziela, 21 października 2012 | Komentarze 0

To już ostatni wyśig w tym roku, tym razem trochę dalej od domu bo ok 70 km, w miejscowości Holbæk.
Cały zawody były zorganizowany w formule XCO (podobnie jak 95% wyścigów mtb w Danii), pętla miała mieć długość 4,4 km i 110m w górę (okazało się więcej) a wyścig miał trwać 70 minut + 1 okrążenie. Wpisowe 127 dkk czyli ok. 70 zł to chyba niewiele porównując nawet do cen na polskim rynku. Na miejcu, po pobieżnej lustracji otoczenia stwierdziliśmy, że chyba nie będzie to taki wymagający teren jak np w przypadku MTB Enkelstart. Otwarta okolica, miejscami trochę zakrzaczona i jeden duży ale nie za wysoki kopiec. Jak się później okazało pomyliliśmy się całkiem sporo.
Odebraliśmy numery, złapaliśmy po kilka batonów i wróciliśmy naszykować sprzęt. Paweł eksperymentował ze skokiem amora
Provins MTB Race 2012 © MKTB

a ja musiałem tylko nasmarowac łańcuch.
Smarowanko, Provins MTB Race 2012 © MKTB

Mała przejażdżka po początku trasy dała nam pierwsze znaki, że nie będzie tak łatwo. Singiel w krzaczastym terenie całkiem fajny ale dwa krótkie sztywne podjazdy poszły z buta. Wjechaliśmy jeszcze na kopiec, tak, ładny widok z góry ale nie widzieliśmy pozostałej części trasy na kopcu.
Provins MTB Race 2012 fot. Claes Meyer zu Allendorf Egø © MKTB

Jedziemy na start, małe opóźnienie ale nic to, wszyscy marzną (było ok 14°). Start, tym razem całą grupą.
Start, Provins MTB Race 2012 © MKTB

Mimo płaskiego terenu peleton rozciagnął się dość szybko, tak jakby każdy wiedział gdzie jego miejsce. Na pierwszych 200m przesunąłem się do przodu o kilka pozycji, Paweł był chyba niedaleko za mną a Agatka niedaleko za nim. Zaczyna się pofałdowany teren w krzaczorach.
Krzaczory, Provins MTB Race 2012 © MKTB

Jest nieźle chociaż obydwa sztywne podjazdy od połowy biorę z buta
Provins MTB Race 2012 fot. Claes Meyer zu Allendorf Egø © MKTB

Provins MTB Race 2012 fot. Claes Meyer zu Allendorf Egø © MKTB

podobnie Agatka ...
Agatka na podjeździe, Provins MTB Race 2012 © MKTB

a jak u Pawła ? niewiem, wygląda nieźle.
Paweł na sztywnym podjeździe, Provins MTB Race 2012 © MKTB

Mały zjazd...
Krótki zjazd, Provins MTB Race 2012 © MKTB

..agrafka i pierwszy łagodny podjazd, znowu kilka zakrętów, flow i zjazd. Kawałeczek płaskiego okrązającego kopiec i podjazd na kopiec.
Provins MTB Race 2012 © MKTB

Podjazd może nie łagony, taki średni, agrafka i zjazd, dość szybki, na końcu dwa płytkie skręty i wyjazd na łąkę. Powrót pod górę. Dość długi podjazd jak na tak krótką trasę, zakręt i znowu z góry. Znowu kawałek łąki (są bardziej równe niż w PL) i podjazd już nie po prostej a z zakrętami do tego im wyżej tym bardziej stromo.
Provins MTB Race 2012 © MKTB

Paweł na podjeździe, Provins MTB Race 2012 © MKTB

Krótki zjazd z małym łukiem na dole, 30m szutru i powrót na kopiec tym razem po agrafkach z różnym stopniem nachylenia także bez młynka się nie obeszło. Szczyt, z młynka na blat i zjazd do szutru.
Provins MTB Race 2012 © MKTB

Zostało ok 500 m szutrówki prowadzącej do mety. Tu jest czas żeby złapać łyka z bidonu. Koniec pierwszego kółka.
Na pierwszej pętli mimo tego że poza szutrowym odcinkiem jechało się singlem udało mi się przeskoczyć o 2 oczka do przodu.
Druga pętla. Pierszy kilometr zdychałem, później jakoś przeszło i jechało mi się całkiem dobrze, równym tempem. Przed kopcem znowu oczko do przodu. Na jednym ze zjazdów ucieka przód lekkim ślizgiem i ląduję w na wpół wyschniętych pokrzywach. Już jadąc, na łące, oczyszczam kierownicę z warkoczy tych pięknych roślin. Pod koniec kopca pozwalam się wyprzedzić jakimś dwóm gostkom.

Trzecia pętla całkiem nieźle, dubluję kilka osób, po ok 3 km mijam Agatkę podchodzącą agrafki, na kopcu dostaję dubla od dwóch prowadzących w wyścigu a pod koniec podjazdu łapie mnie trzeci. Wyprzedzili mnie mając nieprzyzwoite tempo, bardzo nieprzyzwoite.

Czwarta pętla.
Zaczynam czwartą pętlę, Provins MTB Race 2012 © MKTB

Całkiem nieźle :) Dwa miejsca do przodu. Jeden z wyprzedzonych był podobny do Cippoliniego. Widząc go przed wyścigiem myślałem, że trochę dziś namiesza a tu ... pozory mylą, jakoś lepiej się poczułem mimo, że dostaję dubla od kilku wycinaków z czołówki w tym jakiegoś młodziaka.
Gdy mijam metę dostaję info, że jeszcze kółko muszę przejechać. Trudno, jak cza to cza, jeszcze jakoś się trzymam siodła.

Piąta pętla, najgorsza. Prawie 2 i pół minuty gorsza niż poprzednie. Pierwsza część krzaczasta jeszcze jakoś ale na kopcu jakby ktoś mi ołów w uda wlał a obraz jakoś mi pływał w oczach. Nie brakowało mi oddechu, puls nie tragicznie wysoki ale jechać się ledwo dało. Pierwszy raz odczuwałem taki rodzaj zmęczenia. Na jednym z podjazdów musiałem zsiaść z roweru i kawałek podejść. Młynek się napracował. Do d... jeszcze było to, że zostałem sam na trasie. Uwierzcie mi, jedzie się okropnie. Z radością powitałem pisk maty na mecie. Byłem ostatnim zawodnikiem który ukończył wyścig ale na szczęście nie ostatnim pod względem wyniku :). Dziewięciu zawodników zrobiło 6 pętli, dwudziestu pięciu 5 pętli i w tej grupie ja byłem ostatni. Był również zawodnik który zrobił...tylko jedną.
Powiem Wam, że było cieżko, na prawdę ciężko. Trasa wymagająca niesamowitej kondycji, techniki nie koniecznie bo były tylko te dwa krótkie twarde podjazdy, które najlepsi podjeżdżali, ja niestety nie. Wystarczało pary i przyczepności do połowy do tego nie za bardzo mogłem wyczuć jakie przełożenia były by dobre na te górki.
Agatka wspominała że widziała dwóch gości, jak to ująć... zwracających śniadania, co też świadczy o wysiłku jaki trzeba było dzisiaj wykonać. Zresztą momentami mnie też trochę mdliło, powinienem wziąć samą wodę a nie z miodem.
Po wyścigu najpierw wciąłem porcję cienkiego gulaszu, następnie drugą, mała przerwa i kanapka z szynką i serem znowu chwila i kanapka z nutellą :O. Do tego kawa a później kakao. Kurna co za mix, przeszedł chyba tylko dlatego, ze byłem prawie zdechnięty :).
W czasie gdy ja konsumowałem kanapki nastąpiła dekoracja zwycięzców. Tak, tutaj nie ma problemów z wynikami, wszystko "idzie" na bierząco, zresztą tak jak w pozostałych tutejszych wyścigach. Jaka szkoda, że u nas orgi mają takie problemy z klasyfikacją. Wracając do dekoracji. Pani Agatka zajęła 4 miejsce wśród Pań (36 sekund zabrakło do 3 miejsca !) za co otrzymała flaszkę wina bo takie są tu nagrody (młodzież dostaje napoje niealkoholowe).
Pani Agata otarła się o podium © MKTB
Ogólnie wyścig był nieźle obsadzony bo kat. U15 wygrał aktualny mistrz Danii w XCO, Jakob Egholm (6 w open), drugi był mistrz Danii w XCM, Malte Birch (8 w open) a w kat. Herre (panowie w wieku 17-39) wygrał wielokrotny mistrz Danii (ostatnio 2011), Benjamin Justesen.
Po dekoracji nastąpiło losowanie fantów i znowu wywołano Agatkę. Rękawiczki GripGrab to fajny i przydatny gadżet, a po chwili plecakiem Deuter'a uszczęśliwiony został Paweł. Super !
Podsumowując całkiem fajna i dla nas udana impreza. Trasa wprawdzie niezbyt urokliwa ale wymagająca, przez co doświadczenie zdobyte na trasie bezcenne, miła atmosfera, dobra organizacja, niskie koszty i fajne fanty.

Na koniec jak zwykle cyferki:
open 34/81
m4 12/26
czas oficjalny: 01:29:18 (5 okrążeń)
czas zwycięzcy open: 01:13:21 (6 okrążeń)
czas zwycięzcy kat: 01:23:21 (6 okrążeń)
Mimo słabej ostatniej pętli z jazdy i miejsca jestem zadowolony. Nie przepadam za formułą XC, znacznie bardziej wolę XCM ale absolutnie nie żałuję włożonego wysiłku, powiem więcej, jeżeli nadarzy się następna okazja startu w imprezie tego typu, na pewno wezmę w niej udział.
.

  • DST 10.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 00:43
  • VAVG 13.95km/h
  • VMAX 34.36km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 225m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

Slush Cup Race#1 - ITT XC

Niedziela, 14 października 2012 | Komentarze 0

W sobotę Kopenhaga przywitała mnie deszczem i chłodem.
Podobnie było w niedzielę rano tyle, że nie padało a mżyło. Jakoś nie nastrajało mnie to zbyt optymistycznie ale cóż, akurat na pogodę nie mam wpływu.
Slush Cup to cykl wyścigów jesienno-zimowych a pierwszym z cyklu jest kroskantrowa czasówka. Cykl jest rozgrywany w dwóch kategoriach głównych czyli w wolnym tłumaczeniu "amatorzy" i "zaawansowani". W grupie amatorów kategorii jest 7: U9, U11, U13, U15, kobiety, mężczyźni i mężczyźni po 60-ce. U zaawansowanych jest 5 : U17, kobiety, mężczyźni, O40 i O50. Oczywiście zapisałem się w grupie amatorów a właściwie zapisał mnie Paweł, oczywiście przez internet bo tylko taką możliwość przewidział organizator, brak zapisów w dniu zawodów = brak bałaganu.
Czip Trumin'a z z poprzedniego wyścigu był "czynny" także w tym, mimo, że to zupełnie inny cykl, wystarczy przy rejestracji podać tylko numer czipa i gotowe, to mi się podoba :)
Czip startowy Trumin'a © MKTB


Dla mojej kat. trasa miała mieć 2 kółka po 5 km !?!?. Tylko tyle ? No to pewnie będzie ciekawie. Elita miała robić 3 pętle co jak na elitę też wydawało się niewiele. Opis mówił także o tym, że wszystko to leśne ścieżki w większości singletracki.
Do lasku Geel Skov w którym rozgrywany był wyścig miałem ok 12 km więc żeby nie marznąć w czasie przebieranki na parkingu ubrałem się w obcisłe już w domu. Oczywiście wziąłem zmianę na po wyścigu bo przy takiej pogodzie suchości w lesie spodziewać się nie można.
W biurze odebrałem numer i po złożeniu bika ruszyłem na rozgrzewkę mając ok 30 minut do startu. Poprzedniego wieczora dostałem maila z listą startową i czasem startu. Znalazłem się w grupie 12 a startować miałem o 9.55.
Rozgrzewka w deszczówce ale na wyścig postanowiłem ją zdjąć bo jednak za mało pada żeby w folii jeździć.
5 minut przed startem ustawiłem się przed bramkarzem z listą i patrzyłem jak ci z poprzedniej grupy co 30 sekund znikają w lesie.
Czas na mnie, jestem pierwszy z grupy.
Start. Od razu trafiłem na przeszkodę w postaci 4 kolarzy zaczynających drugą pętlę. Może dzięki temu nie pociągnąłem za bardzo na początku i nie zdechłem po kilometrze.
Wąsko, singielek jak się patrzy pierwsza kałuża już na 500 metrze. Ochrzczony, po jakichś 800m udaje mi się myknąć trójkę jeszcze jeden i będzie pusto. Jest pusto po kilometrze. Na razie całkiem płasko ale kręto. Nie patrzę na licznik bo trasa wymaga skupienia i ciągłej obserwacji. Kilometr 500 pierwszy krótki podjazd. Trochę ślisko ale wjeżdżam na spokojnie, szybki, krótki zjazd, trochę płaskiego i zjazd z krótkimi ostrymi zakrętami. Znowu pod górkę, trochę dłużej ale nie za stromo, mój oddech słychać chyba na mecie. Mimo to widzę jakiegoś młodziaka, może go dojdę. Fajny fragment krętej trasy między niskimi krzakami, trochę korzeni ale bez porównania mniej niż miesiąc temu, trochę kamieni i cały czas zakrętasy. Mlody wyprzedza jakiegoś gościa a po chwili ja go dochodzę i.. ledwo zdążam go ominąć przejeżdżając tylko po tylnym kole jego roweru. Było tam trochę błota ale żeby się przewracać ? Podjazd. Nie za długi ale stromy. Młody zaczyna znikać, kończy znikać i tyle go widziałem. Nie mam pojęcia skąd nagle dostał takiego kopa. Prawie dwa tygodnie bez roweru a bez treningu to już w ogóle nie pamiętam ile odbijało się na tempie mojej jazdy co utwierdzało mnie w przekonaniu, że formę mam już za sobą, jeśli w ogóle ją miałem :). Dopiero połowa pętli a ja chciałbym już ją kończyć ! Nie, nie, nie tak łatwo. Jeszcze parę górek i dołków i kilka zakrętów do przejechania. Znikają krzaki, pojawiają się drzewa i kamienie. Fajny zjazd, trochę korzeni, gałęzi no i trochę zakrętów więc balansować trzeba. Sama przyjemność, jednak dobrze, że to jeszcze nie koniec. Podjazd, (dla niektórych podchód) mimo braku oddechu poszedł całkiem nieźle i jeszcze dwie osoby zostały z tyłu. Płasko już do końca pętli. Wyprzedza mnie jakiś młodziak. Przez krótką chwilę utrzymuję się za nim ale chyba dzisiaj miał lepszy dzień ;).
Źle oznaczona końcówka powoduje, że tracę ok 10 sek i dopiero po wskazaniu obsługi wpadam na właściwy szlak. Rzucam okiem na licznik, 22 cośtam, całkiem wolno. Na trasie pusto, nic za mną nic przede mną, teraz jadę dla przyjemności.
Na prawdę bawię się trasą. Dawno jazda po terenie nie dała mi takiej radości. Zmienność trasy i otoczenia powoduje, że jedzie się lżej mimo niezłej zadyszki. Praktycznie cały singiel po przejechaniu prawie 180 osób stał się błotną ślizgawką, ale na szczęście nie za głęboką. Tylko kilka miejsc było z błotem w nieckach i jeden z krótkich "tarasowych" zjazdów też był nieźle zryty. Na stromym podjeździe muszę podejść bo tył dłużej zabuksował i stanąłem w miejscu.
Jeszcze raz musiałem zejść przy najdłuższym podjeździe bo zachciało mi się podjeżdżać na młynku no i oczywiście łańcuch "wzieło i zaciągło". Szit.
Reszta trasy bez problemów. Tak jak oczekiwałem na koniec pierwszej pętli tak żałowałem, że druga się już kończy. Szkoda, że nie zapisałem się do grupy zawodowej, były by 3 pętle a trasa jeszcze bardziej rozjeżdżona :). Na drugiej pętli nikt mnie nie wyprzedził więc wiedziałem, że tragicznie w wynikach nie będze a drugie kółko "zleciało" dużo szybciej niż pierwsze.
Po wjeździe na metę poleciałem do kompa orgów zobaczyć wyniki. Tak, tak, wyniki są wyświetlane i aktualizują się z każdym zawodnikiem przekraczającym linię mety ! Okazało się, że jestem w open na 73 miejscu na 170 osób a drugie kółko przejechałem tylko o 30 sek wolniej niż pierwsze.
Kakao, ciastko, przebieranko w suche ciuchy, skrobania roweru z błota i trzeba pakować do domu. Szkoda, że Paweł nie mógł przyjechać, ciekawa trasa z prawie ćwierć kilometrowym przewyższeniem to fajna zabawa.
Trochę cyferek:
dane z licznika:
dystans : 9,8 km
czas netto: 00:42:25
przewyższenia: 248 m

Dane oficjalnie:
czas: 00:42:50
Open: 73/170
Kat: 65/143
.
Kategoria XCM / XCO, Błoto, Foto


  • DST 23.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 15.68km/h
  • VMAX 38.18km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 290m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTBenkeltstart - Hillerod

Niedziela, 16 września 2012 | Komentarze 0

Z wyjazdu na MŚ szosowców w Holandii nic nie wyszło więc z wolnym czasem coś trzeba było zrobić. Trochę wolnego jest to, to... trzeba odwiedzić Agatkę i Pawła :). Przed wyjazdem znaleźliśmy ciekawy wyścig do zaliczenia. Czasówka MTB ???. Tego jeszcze nie jechałem. Paweł będąc na miejscu miał łatwe zadanie zapisania nas na wyścig. Pojedziemy we trójkę, Paweł, ja i Agatka która jeszcze w żadnych zawodach nie jechała (!).
Do Kopenhagi zjechałem w piątek, oczywiście z FLXem bo czym innym bym się wybrał w teren :). Ustaliliśmy, że numery i coś tam jeszcze odbierzemy przed wyścigiem bo specjalnie gonić 35 kilosów w jedną stronę to bez sensu.
I nadszedł ten dzień. Store Dyrehave Hillerod (wbrew nazwie dość mały park bo ok. 3x4km) to nasz cel. Tam miała być wyznaczona trasa dłuższa - 23 i krótsza 11 kilometrowa. Nasza debiutantka oczywiście zapisała się na krótki dystans a my na dłuższy przy czym ja jechałem w kategorii H40 (powyżej 40 lat). W dwóch poprzednich wyścigach jakich brałem udział nie było podziału na kategorie a tu proszę, do 15 lat, średniacy i over czterdzieści :).
Jak na wpisowe 200 koron w starterze nie dostaliśmy wiele bo raptem kilka reklamówek i bon na rabat 350 koron do zrealizowania w studio fotograficznym, ale za to od początku można było do woli korzystać z bufetu na którym "znaleźć" można było kawę, 2 rodzaje izotoników, sok jabłkowy w kartonikach, kakao w kartonikach (very popularne w Danii) batony, ciastka, muffiny, pomarańcze, jabłka, gruszki, banany i lody, jak się później dowiedziałem najlepsze jakie można kupić w Danii.
Ciekawostką okazały się czipy wielkości połowy karty kredytowej z czterema dziurkami dzięki którym można a właściwie trzeba je było przyczepić do buta. Czipy można było wypożyczyć co kosztowało 50 koron lub kupić za 100 na własność. My zdecydowaliśmy się kupić ponieważ można później używać ich w zawodach innych cykli ! U nas nie do pomyślenia.
Dzień wcześniej wiedzieliśmy z maili od organizatora kto o której startuje (starty zawodników co 30 sek). Paweł miał ruszyć pierwszy, ok. 10,30, ja 40 minut po nim a Agatka coś ok 50 min po mnie bo dystans "Kort" startował po zawodnikach z "Lang" (nie mylić z Czesław Lang).
Nowy numer do kolekcji :) © MKTB

Przygotowanie rowerów nie zajęło zbyt wiele czasu a się, wystroiliśmy w świeżo zakupione na okazję MŚ koszulki narodowe co by Duny wiedziały z kim mają do czynienia :). Dobrze, że nie kupiłem koszulek "kibicowskich" tylko sportowe bo w cywilnych byśmy na pewno nie pojechali.
Ostatnie wskazówki trenera ;) © MKTB

Krótka przejażdżka i Paweł leci na start. Po krótkiej rozmowie ze starterem dowiedziałem się, że nie musimy przestrzegać reżimu startowego bo nie wszyscy pokazali się na starcie i jak będzie jakaś dziura to można polecieć wcześniej. OK, jak można to czemu nie ? Zawsze można sobie pomóc na trasie :).
Paweł poszedł !
I poooooszedł....... Paweł © MKTB

Dobra, czekam na dziurę. Poszło czterech, może pięciu i moja kolej.
Pierwsze szutry za płoty © MKTB

Dystans krótki można cisnąć od początku.
Krótki szuter zakręt i wpadam na singla. Teren faluje, wąsko i trochę korzeni. Po czwartej górce już porządnie dyszę, prędkości nie ma bo co chwilę zakręt zmiana kierunku a korzeni coraz więcej. Kałuż nie ma ale są błotne doły. Nie jest źle ale mam wrażenie, że jadę powoli. Nie widzę przed sobą nikogo, za sobą też nie słyszę oddechu. Połowę dystansu jadę na stojąco bo po korzeniach inaczej się nie da, HT to HT i nic z tym nie zrobisz. Czwarty kilometr i pierwszy dzwon. Lekki zakręt, uślizg na korzeniu i dalej nie wiem co się działo. Pozbierałem się i jadę dalej ale już jakoś ostrożniej a przy okazji przypominam sobie, że nie odblokowałem zablokowanego na starcie amora. Aha, to stąd takie kłopoty na korzonkach. Do tego jeszcze ciśnienie - 3 atm to za dużo na dzisiejszą trasę a do tej pory się zastanawiam dlaczego nie stanąłem i nie spuściłem trochę z gum.
W takich chwilach wychodzi brak zapoznania się ze ścieżką a przecież można było przyjechać dzień wcześniej i na lekko przelecieć te 20 km.
Mimo przygód na 5 km dochodzę jakiegoś zawodnika. Ciągnę się za nim ok 500m i dopiero gdy wykłada się w błocie mogę go minąć. Cały czas korzenie i telepawka skutkująca tym, że łańcuch wali po ramie aż wszystkie ptaki, krety i inne futrzaki pouciekały a mi poluzowały się wszystkie zęby... w gębie ;)
Ok 8 kilometra odcinek w rzadkim lesie. Singiel po w miarę gładkim singlu z rzadka usłanym kamieniami ale kręty z krótkimi zjazdami i podjazdami. Ten fragment (i jeszcze później dwa podobne) przypominał alpejską drogę widzianą z góry. 50 m prostej agrafka, 40m prostej agrafka, 60m lekkimi łukami, agrafka itd. Teraz wiem, że da się zrobić trasę o długości 23 km na terenie o wymiarach 3 x 4 km.
Jeżeli ktoś znał trasę to mógł ją sobie skrócić o dobre 2 km, ale to Dania, tu sportowcy są uczciwi :).
Wyprzedza mnie 2 gości po następnych 2 km jeszcze trzech. Kurna, jakoś szybko jadą a myślałem, że szybciej niż ja już się nie da ;). Krótki zjazd ostre hamowanie, podjazd, oczywiście wszystko znowu po korzeniach. Kilka razy korzonki wysadzają mnie z siodła ale na szczęście bez wywrotki. No ciekawe jak Agatka sobie poradzi. Pierwszy wyścig i taki wyryp. Ja po 10 km mam już dość a jeszcze 13 do przejechania ! Na szczęście jej trasa po kilku km odbija na szutry i wpada na korzenie na ostatnie kilka km.
Teren się zmienia, lekko podmokły trochę mniej korzeni ale jest za to slalom między drzewami. W pewnym momencie nie mieszczę się miedzy dwoma z nich i zaczepiam końcówką kierownicy. Na szczęście drzewo omija dłoń ale uderzenie wytrąciło mnie z równowagi i znowu strata kilku sekund. Góra, dół, góra, dół i wszędobylskie korzenie. Momentami trzeba było mieć trialowe umiejętności bo niektóre zakręty pokonywało się z prędkością prawie zerową, grożącą utratą równowagi. Tu Paweł jako stary trialmen spokojnie sobie poradzi.
Na jednym z krótkich zjazdów gubię bidon. Szkoda bo pić się chce a z drugiej strony to trasa taka, że przez 10 km tylko dwa razy miałem okazję pociągnąć z bidonu.
14 km. Widzę przed sobą biało czerwoną koszulkę. To musi być Paweł bo Duny z reguły poubierani w czarne albo inne niebiesko-granatowe ciuchy.
Dochodzę go i ciągnę się na jego kole a właściwie to po prostu jadę za nim. W tym terenie nie ma szans powieźć się na czyimś kole. Trudny teren wymusza koncentrację i obserwację trasy przed poprzedzającym. Szczególnie niebezpiecznie jest na krótkich, krętych zjazdach gdzie momentami trzeba ostro hamować i dobrze wejść w zakręt żeby np trafić między kamieniami.
Mniej więcej w tym samym czasie startuje Agatka
Startuje i Agatka © MKTB

Po krótkim odcinku Paweł orientuje się kto za nim jedzie a ja już podregulowałem oddech więc możemy zamienić kilka zdań oczywiście na temat trasy. Ciekawostką jest to, że organizator ustawił tabliczki co kilometr z info ile kilometrów przejechałeś. Druga ciekawostka to to, że nie zgadzało się to z moim licznikiem który pokazywał o kilometr więcej mimo, że zadziałał ok 1-1,2 km po starcie, po powtórnym wpięciu ! Poprosiłem Pawła by dał mi ze dwa łyki z camela bo zaschło mi w gardle a jeszcze chciałem popić żela. 30 sekund postoju i dajemy dalej. W międzyczasie znowu ktoś nas mija, to będzie chyba już z dziesięciu, nieźle :(.
Teren dalej nie dawał odpocząć ale zrobiło się trochę mniej korzeni a trochę więcej twardych podjazdów i szybkich zjazdów. Krajobraz po chwili zmienia się w leśne serpentyny by po chwili wrócić do korzeni przerywanych na chwilę gładszym terenem.
Na mniej więcej 18 kilometrze rów w poprzek drogi zatrzymuje mnie na drugim brzegu. Paweł przede mną jakoś go przeleciał a moje koło tak się zapadło, że rower stanął dęba a ja walnąłem głową w kraniec rowu. Na szczęście rów był na tyle głęboki, że lot był krótki ale uderzenie było dość mocne bo kask wydał jakiś dziwny dźwięk i zrobił się jakby luźniejszy. Myślałem, że pękł ale na szczęście nie ale za to uderzenie odbiło się na mojej szyi która później, w nocy nie pozwoliła mi na spokojny sen. Paweł chyba słyszał co się działo i zatrzymał się żeby mi pomóc. "Wszystko gra", rzuciłem, mimo, że do końca nie byłem tego pewien, pozbierałem się na rower i ruszyliśmy dalej.
Przez moment trafił się fajny fragment trasy gdzie z krótkiego zjazdu wpadało się na krótką ściankę, zakręt w prawo i znowu ścianka. Raptem ze 2 metry wysokości ale z miejsca nie do podjechania. Świetny fragment, szkoda, że taki krótki.
Jeszcze chwilę odpocząłem za plecami Pawła ale czułem, że mogę szybciej jechać więc w dogodnym momencie postanowiłem przeskoczyć do przodu. Na podjazdach trochę odjechałem ale wiedziałem, że Paweł będzie niedaleko bo na zjazdach jeździ lepiej. 2 kilo przed metą doszedłem dwóch gości ale nie było za bardzo jak ich wyprzedzić i musiałem trzymać ich ślad. Tabliczka poinformowała mnie, że przejechałem 20 km. OK, jeszcze będę miał szansę ich przeskoczyć. Po 500m widzę polanę i taśmy, cholera przecież to za chwilę meta. Zostaje jeszcze ok 100-150 m po trawie i koniec.
Końcówka po trawie © MKTB

Nie dam rady, przyjadę za nimi.
Tak też się staje.
No i mata zaliczona © MKTB

Jestem zadowolony, że to już koniec i teraz wiem, że 2,3 czy 5 km jazdy po korzeniach, tak jak to było np w Skarżysku i na co narzekałem to jest nic ! Teraz to wiem.
Chwilę po mnie dojeżdża Paweł. Chyba też jest trochę zmęczony.
Posilamy się w bufecie i czekamy na Agatkę która wystartowała zaraz po 12-ej.
Pojeśc i popić © MKTB

Przyjeżdza po niecałej godzinie jazdy, zmęczona trasą i problemami zdrowotnymi prawdopodobnie wywołanymi stresem przed pierwszym wyścigiem. Następnym razem będzie lepiej ! :)
Nasza mała wielka zawodniczka © MKTB

Po umyciu poszliśmy jeszcze dojeść i dopić i tak czekaliśmy na dekorację, niestety nie naszych skromnych osób i na losowanie gadżetów a muszę przyznać, że fanty były fajne - plecaki Deutera, bielizna Odlo, opony, graty tokena itp. a było tego sporo bo ok 30 osób wyjechało bogatszych o nowe extrasy tylko szkoda, że nie my :(. Szkoda ale i tak z wyścigu wracam zadowolony.
Dekoracja widziana z daleka © MKTB

Nowe doświadczenia i to konkretne, przejechane 23 kilometry trasy XC z czego ok 18 km po korzeniach z góry i pod górę na długo zostaną w mojej pamięci. Dzwon na pierwszych kilometrach też był w pewnym sensie niezwykłym bo rekordowym jeżeli chodzi o ilość naruszonych miejsc na moim ciele co stwierdziłem dopiero po wyścigu, po myciu i kiedy to spadła adrenalina.
Całe zawody oceniam jako całkiem fajne aczkolwiek na pewno były by jeszcze fajniejsze gdybym jechał na fullu jak większość startujących. Trasa bardzo ciekawa pod względem ukształtowania terenu i krajobrazu ale dobijająco wkurzająca ze względu na właściwie jeden rodzaj podłoża (80% trasy po korzeniach). Organizacja bardzo dobra, pomiar czasu bez zarzutu, na bieżąco, jeszcze w trakcie wyścigu można było sprawdzać na wystawionym komputerze czasy i miejsca. Na koniec kto chciał to dostał siatę z bufetu z piciem, owocami, lodami itp bo organizatorom nie chciało się pewnie zabierać tego wszystkiego do chałup :).
Swój występ ciężko mi ocenić ale wiem, że wiele więcej bym nie zdziałał. Nawet z obniżonym ciśnieniem nie byłbym lepszy o 25 minut ;).
Jeszcze jedną ciekawostką był fakt, ze gdybym wystartował w grupie 16-40 lat, zająłbym podobne miejsce a zwycięzca open był szybszy od najlepszego w H40 tylko o minutę a ja straciłem prawie 26 minut !

Trochę cyferek:
Dzisiejsze dane z licznika:
dystans : 21,8 km
czas netto: 1:26:33
przewyższenia: 284 m

Dane oficjalnie:
czas: 1:27:033
Open: 111/178
Over 40: 56/80

Na zakończenie fajny filmik. Brakuje tu najcięższych odcinków ale jest ten rowek w którym leżałem. Niby nie wygląda groźnie... ;)

jeszcze film z 2011 dla pokazania większego kawałka trasy