avatar


button stats bikestats.pl

Znajomi


Archiwum bloga

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MKTB.bikestats.pl
  • DST 23.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 15.68km/h
  • VMAX 38.18km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 290m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTBenkeltstart - Hillerod

Niedziela, 16 września 2012 | Komentarze 0

Z wyjazdu na MŚ szosowców w Holandii nic nie wyszło więc z wolnym czasem coś trzeba było zrobić. Trochę wolnego jest to, to... trzeba odwiedzić Agatkę i Pawła :). Przed wyjazdem znaleźliśmy ciekawy wyścig do zaliczenia. Czasówka MTB ???. Tego jeszcze nie jechałem. Paweł będąc na miejscu miał łatwe zadanie zapisania nas na wyścig. Pojedziemy we trójkę, Paweł, ja i Agatka która jeszcze w żadnych zawodach nie jechała (!).
Do Kopenhagi zjechałem w piątek, oczywiście z FLXem bo czym innym bym się wybrał w teren :). Ustaliliśmy, że numery i coś tam jeszcze odbierzemy przed wyścigiem bo specjalnie gonić 35 kilosów w jedną stronę to bez sensu.
I nadszedł ten dzień. Store Dyrehave Hillerod (wbrew nazwie dość mały park bo ok. 3x4km) to nasz cel. Tam miała być wyznaczona trasa dłuższa - 23 i krótsza 11 kilometrowa. Nasza debiutantka oczywiście zapisała się na krótki dystans a my na dłuższy przy czym ja jechałem w kategorii H40 (powyżej 40 lat). W dwóch poprzednich wyścigach jakich brałem udział nie było podziału na kategorie a tu proszę, do 15 lat, średniacy i over czterdzieści :).
Jak na wpisowe 200 koron w starterze nie dostaliśmy wiele bo raptem kilka reklamówek i bon na rabat 350 koron do zrealizowania w studio fotograficznym, ale za to od początku można było do woli korzystać z bufetu na którym "znaleźć" można było kawę, 2 rodzaje izotoników, sok jabłkowy w kartonikach, kakao w kartonikach (very popularne w Danii) batony, ciastka, muffiny, pomarańcze, jabłka, gruszki, banany i lody, jak się później dowiedziałem najlepsze jakie można kupić w Danii.
Ciekawostką okazały się czipy wielkości połowy karty kredytowej z czterema dziurkami dzięki którym można a właściwie trzeba je było przyczepić do buta. Czipy można było wypożyczyć co kosztowało 50 koron lub kupić za 100 na własność. My zdecydowaliśmy się kupić ponieważ można później używać ich w zawodach innych cykli ! U nas nie do pomyślenia.
Dzień wcześniej wiedzieliśmy z maili od organizatora kto o której startuje (starty zawodników co 30 sek). Paweł miał ruszyć pierwszy, ok. 10,30, ja 40 minut po nim a Agatka coś ok 50 min po mnie bo dystans "Kort" startował po zawodnikach z "Lang" (nie mylić z Czesław Lang).
Nowy numer do kolekcji :) © MKTB

Przygotowanie rowerów nie zajęło zbyt wiele czasu a się, wystroiliśmy w świeżo zakupione na okazję MŚ koszulki narodowe co by Duny wiedziały z kim mają do czynienia :). Dobrze, że nie kupiłem koszulek "kibicowskich" tylko sportowe bo w cywilnych byśmy na pewno nie pojechali.
Ostatnie wskazówki trenera ;) © MKTB

Krótka przejażdżka i Paweł leci na start. Po krótkiej rozmowie ze starterem dowiedziałem się, że nie musimy przestrzegać reżimu startowego bo nie wszyscy pokazali się na starcie i jak będzie jakaś dziura to można polecieć wcześniej. OK, jak można to czemu nie ? Zawsze można sobie pomóc na trasie :).
Paweł poszedł !
I poooooszedł....... Paweł © MKTB

Dobra, czekam na dziurę. Poszło czterech, może pięciu i moja kolej.
Pierwsze szutry za płoty © MKTB

Dystans krótki można cisnąć od początku.
Krótki szuter zakręt i wpadam na singla. Teren faluje, wąsko i trochę korzeni. Po czwartej górce już porządnie dyszę, prędkości nie ma bo co chwilę zakręt zmiana kierunku a korzeni coraz więcej. Kałuż nie ma ale są błotne doły. Nie jest źle ale mam wrażenie, że jadę powoli. Nie widzę przed sobą nikogo, za sobą też nie słyszę oddechu. Połowę dystansu jadę na stojąco bo po korzeniach inaczej się nie da, HT to HT i nic z tym nie zrobisz. Czwarty kilometr i pierwszy dzwon. Lekki zakręt, uślizg na korzeniu i dalej nie wiem co się działo. Pozbierałem się i jadę dalej ale już jakoś ostrożniej a przy okazji przypominam sobie, że nie odblokowałem zablokowanego na starcie amora. Aha, to stąd takie kłopoty na korzonkach. Do tego jeszcze ciśnienie - 3 atm to za dużo na dzisiejszą trasę a do tej pory się zastanawiam dlaczego nie stanąłem i nie spuściłem trochę z gum.
W takich chwilach wychodzi brak zapoznania się ze ścieżką a przecież można było przyjechać dzień wcześniej i na lekko przelecieć te 20 km.
Mimo przygód na 5 km dochodzę jakiegoś zawodnika. Ciągnę się za nim ok 500m i dopiero gdy wykłada się w błocie mogę go minąć. Cały czas korzenie i telepawka skutkująca tym, że łańcuch wali po ramie aż wszystkie ptaki, krety i inne futrzaki pouciekały a mi poluzowały się wszystkie zęby... w gębie ;)
Ok 8 kilometra odcinek w rzadkim lesie. Singiel po w miarę gładkim singlu z rzadka usłanym kamieniami ale kręty z krótkimi zjazdami i podjazdami. Ten fragment (i jeszcze później dwa podobne) przypominał alpejską drogę widzianą z góry. 50 m prostej agrafka, 40m prostej agrafka, 60m lekkimi łukami, agrafka itd. Teraz wiem, że da się zrobić trasę o długości 23 km na terenie o wymiarach 3 x 4 km.
Jeżeli ktoś znał trasę to mógł ją sobie skrócić o dobre 2 km, ale to Dania, tu sportowcy są uczciwi :).
Wyprzedza mnie 2 gości po następnych 2 km jeszcze trzech. Kurna, jakoś szybko jadą a myślałem, że szybciej niż ja już się nie da ;). Krótki zjazd ostre hamowanie, podjazd, oczywiście wszystko znowu po korzeniach. Kilka razy korzonki wysadzają mnie z siodła ale na szczęście bez wywrotki. No ciekawe jak Agatka sobie poradzi. Pierwszy wyścig i taki wyryp. Ja po 10 km mam już dość a jeszcze 13 do przejechania ! Na szczęście jej trasa po kilku km odbija na szutry i wpada na korzenie na ostatnie kilka km.
Teren się zmienia, lekko podmokły trochę mniej korzeni ale jest za to slalom między drzewami. W pewnym momencie nie mieszczę się miedzy dwoma z nich i zaczepiam końcówką kierownicy. Na szczęście drzewo omija dłoń ale uderzenie wytrąciło mnie z równowagi i znowu strata kilku sekund. Góra, dół, góra, dół i wszędobylskie korzenie. Momentami trzeba było mieć trialowe umiejętności bo niektóre zakręty pokonywało się z prędkością prawie zerową, grożącą utratą równowagi. Tu Paweł jako stary trialmen spokojnie sobie poradzi.
Na jednym z krótkich zjazdów gubię bidon. Szkoda bo pić się chce a z drugiej strony to trasa taka, że przez 10 km tylko dwa razy miałem okazję pociągnąć z bidonu.
14 km. Widzę przed sobą biało czerwoną koszulkę. To musi być Paweł bo Duny z reguły poubierani w czarne albo inne niebiesko-granatowe ciuchy.
Dochodzę go i ciągnę się na jego kole a właściwie to po prostu jadę za nim. W tym terenie nie ma szans powieźć się na czyimś kole. Trudny teren wymusza koncentrację i obserwację trasy przed poprzedzającym. Szczególnie niebezpiecznie jest na krótkich, krętych zjazdach gdzie momentami trzeba ostro hamować i dobrze wejść w zakręt żeby np trafić między kamieniami.
Mniej więcej w tym samym czasie startuje Agatka
Startuje i Agatka © MKTB

Po krótkim odcinku Paweł orientuje się kto za nim jedzie a ja już podregulowałem oddech więc możemy zamienić kilka zdań oczywiście na temat trasy. Ciekawostką jest to, że organizator ustawił tabliczki co kilometr z info ile kilometrów przejechałeś. Druga ciekawostka to to, że nie zgadzało się to z moim licznikiem który pokazywał o kilometr więcej mimo, że zadziałał ok 1-1,2 km po starcie, po powtórnym wpięciu ! Poprosiłem Pawła by dał mi ze dwa łyki z camela bo zaschło mi w gardle a jeszcze chciałem popić żela. 30 sekund postoju i dajemy dalej. W międzyczasie znowu ktoś nas mija, to będzie chyba już z dziesięciu, nieźle :(.
Teren dalej nie dawał odpocząć ale zrobiło się trochę mniej korzeni a trochę więcej twardych podjazdów i szybkich zjazdów. Krajobraz po chwili zmienia się w leśne serpentyny by po chwili wrócić do korzeni przerywanych na chwilę gładszym terenem.
Na mniej więcej 18 kilometrze rów w poprzek drogi zatrzymuje mnie na drugim brzegu. Paweł przede mną jakoś go przeleciał a moje koło tak się zapadło, że rower stanął dęba a ja walnąłem głową w kraniec rowu. Na szczęście rów był na tyle głęboki, że lot był krótki ale uderzenie było dość mocne bo kask wydał jakiś dziwny dźwięk i zrobił się jakby luźniejszy. Myślałem, że pękł ale na szczęście nie ale za to uderzenie odbiło się na mojej szyi która później, w nocy nie pozwoliła mi na spokojny sen. Paweł chyba słyszał co się działo i zatrzymał się żeby mi pomóc. "Wszystko gra", rzuciłem, mimo, że do końca nie byłem tego pewien, pozbierałem się na rower i ruszyliśmy dalej.
Przez moment trafił się fajny fragment trasy gdzie z krótkiego zjazdu wpadało się na krótką ściankę, zakręt w prawo i znowu ścianka. Raptem ze 2 metry wysokości ale z miejsca nie do podjechania. Świetny fragment, szkoda, że taki krótki.
Jeszcze chwilę odpocząłem za plecami Pawła ale czułem, że mogę szybciej jechać więc w dogodnym momencie postanowiłem przeskoczyć do przodu. Na podjazdach trochę odjechałem ale wiedziałem, że Paweł będzie niedaleko bo na zjazdach jeździ lepiej. 2 kilo przed metą doszedłem dwóch gości ale nie było za bardzo jak ich wyprzedzić i musiałem trzymać ich ślad. Tabliczka poinformowała mnie, że przejechałem 20 km. OK, jeszcze będę miał szansę ich przeskoczyć. Po 500m widzę polanę i taśmy, cholera przecież to za chwilę meta. Zostaje jeszcze ok 100-150 m po trawie i koniec.
Końcówka po trawie © MKTB

Nie dam rady, przyjadę za nimi.
Tak też się staje.
No i mata zaliczona © MKTB

Jestem zadowolony, że to już koniec i teraz wiem, że 2,3 czy 5 km jazdy po korzeniach, tak jak to było np w Skarżysku i na co narzekałem to jest nic ! Teraz to wiem.
Chwilę po mnie dojeżdża Paweł. Chyba też jest trochę zmęczony.
Posilamy się w bufecie i czekamy na Agatkę która wystartowała zaraz po 12-ej.
Pojeśc i popić © MKTB

Przyjeżdza po niecałej godzinie jazdy, zmęczona trasą i problemami zdrowotnymi prawdopodobnie wywołanymi stresem przed pierwszym wyścigiem. Następnym razem będzie lepiej ! :)
Nasza mała wielka zawodniczka © MKTB

Po umyciu poszliśmy jeszcze dojeść i dopić i tak czekaliśmy na dekorację, niestety nie naszych skromnych osób i na losowanie gadżetów a muszę przyznać, że fanty były fajne - plecaki Deutera, bielizna Odlo, opony, graty tokena itp. a było tego sporo bo ok 30 osób wyjechało bogatszych o nowe extrasy tylko szkoda, że nie my :(. Szkoda ale i tak z wyścigu wracam zadowolony.
Dekoracja widziana z daleka © MKTB

Nowe doświadczenia i to konkretne, przejechane 23 kilometry trasy XC z czego ok 18 km po korzeniach z góry i pod górę na długo zostaną w mojej pamięci. Dzwon na pierwszych kilometrach też był w pewnym sensie niezwykłym bo rekordowym jeżeli chodzi o ilość naruszonych miejsc na moim ciele co stwierdziłem dopiero po wyścigu, po myciu i kiedy to spadła adrenalina.
Całe zawody oceniam jako całkiem fajne aczkolwiek na pewno były by jeszcze fajniejsze gdybym jechał na fullu jak większość startujących. Trasa bardzo ciekawa pod względem ukształtowania terenu i krajobrazu ale dobijająco wkurzająca ze względu na właściwie jeden rodzaj podłoża (80% trasy po korzeniach). Organizacja bardzo dobra, pomiar czasu bez zarzutu, na bieżąco, jeszcze w trakcie wyścigu można było sprawdzać na wystawionym komputerze czasy i miejsca. Na koniec kto chciał to dostał siatę z bufetu z piciem, owocami, lodami itp bo organizatorom nie chciało się pewnie zabierać tego wszystkiego do chałup :).
Swój występ ciężko mi ocenić ale wiem, że wiele więcej bym nie zdziałał. Nawet z obniżonym ciśnieniem nie byłbym lepszy o 25 minut ;).
Jeszcze jedną ciekawostką był fakt, ze gdybym wystartował w grupie 16-40 lat, zająłbym podobne miejsce a zwycięzca open był szybszy od najlepszego w H40 tylko o minutę a ja straciłem prawie 26 minut !

Trochę cyferek:
Dzisiejsze dane z licznika:
dystans : 21,8 km
czas netto: 1:26:33
przewyższenia: 284 m

Dane oficjalnie:
czas: 1:27:033
Open: 111/178
Over 40: 56/80

Na zakończenie fajny filmik. Brakuje tu najcięższych odcinków ale jest ten rowek w którym leżałem. Niby nie wygląda groźnie... ;)

jeszcze film z 2011 dla pokazania większego kawałka trasy


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!