avatar


button stats bikestats.pl

Znajomi


Archiwum bloga

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MKTB.bikestats.pl
  • DST 62.00km
  • Teren 54.00km
  • Czas 03:13
  • VAVG 19.27km/h
  • VMAX 36.60km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 178 (101%)
  • HRavg 161 ( 91%)
  • Podjazdy 298m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mazovia MTB Maraton - Radom

Niedziela, 16 maja 2010 | Komentarze 2

Radom przywitał nas deszczem i wiedziałem, że zapowiedzi CeZamany o kilku kałużach na trasie się nie sprawdzą, ale to co zobaczyłem na trasie przeszło moje wyobrażenia. Nieprzyjemnie było przebierać się w "obcisłe" na deszczu więc trzeba było gimnastykować się w samochodzie. Lepiej było mieć dzisiaj długie ciuchy i kurtkę PD bo poza mokrością było po prostu zimno.
Krótka rozgrzewka...
na rozgrzewce © MKTB

... i jedziemy do sektorów, dzisiaj trochę (delikatnie mówiąc) luźniejszych, im dalszy sektor tym mniej ludzi :) Jak się później okazało wystartowało tylko 584 zawodników a nie ukończyło maratonu 15.
Prawie 15 minut stania przed startem. Mimo nogawek i kurtki muszę się ruszać by nie zamarznąć. Dobrze, że deszcz ustał.
przed startem © MKTB

Przedwojenne Wojsko Polskie na rowerach z epoki :) © MKTB

Przechodzący na start CeZamana staje przy każdym sektorze i dzieli się ostatnimi wieściami z trasy. Aha, no to teraz już wiem na pewno, że te oponki
cienkie © MKTB
nie są najlepszym wyborem na dzień dzisiejszy (foto z Mazovii Lublin 2009).
Start po asfalcie, długa, chyba 2 kilometrowa prosta. Jak zwykle małe roszady na początku ale na razie jestem w pierwszej połówce sektora, po dłuższej chwili grupa dzieli się na dwie i teraz jestem w środkowej. Wjazd na pola, pierwsze błoto, droga na środku porośnięta trawą i tu pierwsze oznaki kiepskiej trakcji FW, które "pływają jak chcą". Tu gdzie nie ma trawy jest lepiej, nawet w błocie jakoś się trzymam w siodle.
Pierwsza atrakcja to przejazd pod wiaduktem, pełen wody, w najgłębszym miejscu... po suport :D. Żwirówka, twardo ale mnóstwo kałuż, nie jest źle. Trasa co chwilę zmienia nawierzchnię, a to kawałek piachu a to znowu asfalt ale wszędzie sporo wody. Ok 12-go km przejście kładką przez rzeczkę, nie było chętnych na skróty bo i kolejek nie było.
kładka na Pacynce © MKTB

Betonowa tama na zalewie Siczki i nareszcie fajne ścieżki. Podjazdki i zjazdki. Tu się dobrze jedzie, złapałem rytm i na podjeździkach zaczynam wyprzedzać. Od 20 km nie mam hamulców. Nie, że w zachowaniu, nie, nie ! W rowerze nie mam. Błoto i piach zrobiło swoje i na hamowaniach klamki zaczynają niebezpiecznie zbliżać się do gripów, tarcze rzężą jak w szlifierce a napęd trzeszczy bo ma tylko smarowanie piachem :D.
Po lesie przychodzi czas na asfalt na którym oczywiście doganiają mnie chopaki których wyprzedziłem w lesie, jedziemy w grupie do następnego lasu. Tu grupka już zaczyna się rwać ale trzymam się blisko początku. Znowu sekcja górek, przy jednej zrzucam na najmniejszą i słyszę, że łańcuch źle idzie. Podwija się pod zębatkę by w końcu wkręcić się m. nią a ramę. Muszę stanąć by wyszarpać łańcuch (dobrze, że merida daje metalową osłonkę widelca w tym miejscu). Pierwsza grupka mi odjechała i wyprzedziło mnie trzech chłopaków. Po kilku km od z powrotem wychodzę przed nich.
Zjazdy w prawdzie krótkie ale błoto, piach i brak hamulców powodują wzmożoną czujność i odbija się to na prędkości. Mimo to na jednym z nich, kończącym się zakrętem i to nie koniecznie ostrym mam kłopoty z utrzymaniem się na ścieżce i ominięciem drzewa. Uff, udało się.
Od 40-go kilometra dzieje się wiele rzeczy. Po pierwsze zaczyna mnie boleć kolano, to chyba przez to zimno pomimo długich nogawek. Po drugie przez następne 5 km jadę sam, nikogo w zasięgu wzroku z tyłu ani z przodu. Po trzecie zaczyna kropić. To akurat mi nie przeszkadza bo i tak jestem cały mokry a w butach mam pełno wody.
na trasie Mazovii Radom 2010 /fot. M.Kubat © MKTB

Jedzie mi się coraz ciężej. Staram się utrzymać wysoką kadencję co pomaga utrzymać równowagę na błocie i tak nie męczy. Piach jest mokry, za mokry i robi się grząski, wysysa więcej sił z człowieka niż śliskie błoto. Po 45 km dostrzegam gościa przede mną, ok, pomalutku, pomalutku i jego dojdę. W lesie wydaje mi się, że jadę bardzo wolno. Licznik pokazuje 15-18km/h. Mimo to zbliżam się dość szybko, przez chwilę jedziemy razem ale tylko przez chwilę. Czuję zmęczenie w udach ale jadę swoim tempem i odjeżdżam. Zaczyna się chyba najładniejszy fragment trasy. Krótkie podjazdy i zjazdy, fajny singielek i piękne okoliczności :). Szkoda, że tak szybko się kończy. Leciutki spadek terenu, jedzie się łatwo, może inaczej, jechało by się łatwo w innych warunkach. Za moment fragment leśnej ścieżki "idący" lekko pod górę zamienia się w rzekę na całej szerokości, spory kawałek przejeżdżam ale pod koniec koło wpada w niewidoczną dziurę i resztę decyduję "przełajować". Deszcz spływał mi po czole, zbierał pot i wpadał do oka. Tak mnie to kure..two piekło w oko, że nic nie widziałem, za późna reakcja i zjazd ze ścieżki, omijam drzewo i wbijam się w krzaki. Na szczęście nic się nie stało i wracam do walki. Jeszcze tylko kładka (na piechotkę) i po niedługim czasie wjeżdżam na trasę którą już jechałem ale w drugą stronę. Tak, to już blisko. 300-400m przede mną jedzie chłopak którego pomału dochodzę. Śliski odcinek trawiasty z początku trasy jest jeszcze bardziej śliski. W pewnym momencie przód łapie krawędź a po chwili uślizg a ja ląduję w mazi też ładnym wślizgiem. A chłopak przede mną znowu odjeżdża. Po kilku chwilach zakręt w prawo potem w lewo. Na tym drugim gość jedzie prosto, musiał nie zauważyć taśmy mimo, że po niej przejechał :). Krzyknąłem, gwizdnąłem, odwrócił się i pokazałem mu, że jedzie w złym kierunku. Wlot na asfalt. Jeszcze chyba 2 km i będzie meta. Wyprzedza mnie "zagubiony" z jeszcze jednym zawodnikiem, dzięki - rzuca, nie ma za co, cza se pomagać :). Deszcz się wzmógł ale metę już widać. Oglądam się i widzę "pościg". Mocniej naciskam na pedały, oglądam się jeszcze raz, nie zdąży, utrzymam się :).
koniec rzeźni ;) © MKTB

Pomarańcze, ciasto i do samochodu przebrać się w coś suchego. Marzena tradycyjnie jechała Fit więc była już "umyta". Zaliczyła dzisiaj dobry występ: awans do 8 sektora :). Gratulacje ! Zadzwoniłem do Agatki i przebrałem się bo już mnie nieźle telepało. Zaczęło porządnie lać a Czarka jeszcze nie ma. Trochę się martwiliśmy ale wreszcie się zjawił. Zmęczony, niezadowolony z wyniku (pozostał w 7) ale zadowolony z trasy (no może nie do końca):D.
W dużej mierze trasa pokrywała się z tą z 2009 ale zmiany wyszły na korzyść. Tegorocznej trasie mogę dać 4/6 (deszcz też pomógł). Bufety rozmieszczone właściwie.
Z dzisiejszej jazdy jestem zadowolony, szczególnie jak się weźmie pod uwagę opony na jakich jechałem :). Dyspozycja niezła ale brakuje wytrzymałości, jak zwykle tracę na długich, prostych szutrach i asfaltach, pogoda, no cóż, nie za bardzo, sprzęt zawiódł jeżeli chodzi o hamulce i raz przerzutka ale to jak zawsze w takich wypadkach wina mokrego piachu.
Wyniki oficjalne:
mega open: 117/348
mega M4: 16/59
czas oficjalny: 03:12:10
.
Kategoria >50, Foto, XCM / XCO, Błoto



Komentarze
MKTB
| 10:48 poniedziałek, 17 maja 2010 | linkuj Dzięki, ciężko było szczególnie przez opony ale taka pogoda mi odpowiada (chyba, że bardzo leje).
W Piasecznie nie będę bo mam komunię bratanka więc następny start to Skandia w Nałęczowie 30-go maja.
pozdrawiam
Martinez-1975
| 10:43 poniedziałek, 17 maja 2010 | linkuj I znowu gratuluję Ci wspaniałego wyniku, tym bardziej w takich warunkach i na takich oponach ! Przyznaję się, że pogoda mnie trochę wystraszyła i zdecydowałem odpuścić sobie Radom. Więc może do zobaczenia w Piasecznie, chociaż zastanawiam się również nad bikemaratonem w Wieluniu w sobotę.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!