avatar


button stats bikestats.pl

Znajomi


Archiwum bloga

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MKTB.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Błoto

Dystans całkowity:1561.40 km (w terenie 1028.00 km; 65.84%)
Czas w ruchu:87:19
Średnia prędkość:17.88 km/h
Maksymalna prędkość:62.04 km/h
Suma podjazdów:13851 m
Maks. tętno maksymalne:183 (103 %)
Maks. tętno średnie:171 (96 %)
Suma kalorii:3899 kcal
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:39.04 km i 2h 10m
Więcej statystyk
  • DST 54.00km
  • Teren 27.00km
  • Czas 02:43
  • VAVG 19.88km/h
  • VMAX 37.22km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 307m
  • Sprzęt BMC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stary Gaj i Zalew Zemborzycki

Niedziela, 18 listopada 2012 | Komentarze 0

Pogoda można powiedzieć ładna, nawet momentami świeciło słońce, nie mogłem jechać nigdzie indziej niż nad zalew. Urozmaiceniu trasy miała pomóc wizyta w Starym Lesie i tak się też stało.
Najpierw musiałem zaliczyć kawałek asfaltu. Kozubszczyzna, przelot przez Al. Kraśnicką i jestem na ul. Węglinek. Lubię tędy jeździć bo ruch niewielki, widoczki ładne i tylko czasami jakiś pies przez moment obszczeka.
ul. Węglinek, wąwóz © MKTB

ul. Węglinek, niedaleko Starego Lasu © MKTB

Trochę ponad 6 km zabawy w Starym, ślisko tak jak wczoraj w radawieckim i więcej błota ale nie było tragicznie bo dzisiaj na tył wrzuciłem Niby Nic. Trochę też przeszkadzali spacerowicze ze psami ale to niedziela więc nie dziwne, że sporo ich się kręci. Jak się później okazało nad zalewem było jeszcze ludniej.
Szutrówka, kawałek asfaltu i jestem na rowerówce koło Mariny. Zemborzyce, most na Bystrzycy i nareszcie znowu teren podobnie jak w Starym tempo mocniejsze. Sporo bajkerów, trzeba uważać szczególnie na singlach. W miejscach gdzie leży więcej liści oczywiście ślisko i momentami rower trochę pływa ale mimo to jazda jest pewniejsza niż wczoraj. Sporo jest też kawałków z odkrytym gruntem i tu jedzie się pewnie. Korzenie, dołki zawieszenie łyka bez czkawki więc mam komfort przelecenia w siodle prawie całego singla. Świetne uczucie. Zakręty zbiera się ładnie i bezproblemowo. Jazda dzisiaj to przyjemność ale po ostatnich jazdach z Pawłem brakowało mi dzisiaj tawariszcza ekskursji. Nie było do kogo gęby otworzyć.
Przy Słonecznym Wrotkowie zawrotka i zaliczam singielek w drugą stronę.
Singielek w Dąbrowie © MKTB

Zalew Zemborzycki, tzw. "Rękaw" © MKTB

Powrót tą samą trasą czyli rowerówka, szutrówka do Starego Lasu. Czuję, że zaczynam opadać z sił. Na pewno miesięczna dziura w wypadach zrobiła swoje a może też to, że kosztem większego komfortu, w porównaniu z FLXem mam 2 kg więcej do wożenia.
Przejazd przez Stary Las trochę innymi ścieżkami ale od torów już tak samo.
Zrobiło się ciemno więc przez mimo odblasków na bluzie, przez Kozubszczyznę wolałem wrócić chodnikiem.
.
Kategoria >50, Błoto, Foto


  • DST 18.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 12.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mały trening w Rude Skov

Sobota, 20 października 2012 | Komentarze 0

Wyjazd miał być krótszy ale zostałem jeszcze na dwa dni bo Paweł wynalazł na nadchodzącą niedzielę jeszcze jeden wyścig XC. Na dzisiaj zaś obczaił nowy teren do sprawdzenia no to siem wybrali we 3, razem z Agatką. Rude Skov to nasz cel na dziś. Pogoda piękna, ciepło, rzec by można złota polska jesień. Rowerki gotowe ? To w las. Po chwili szutru trafiliśmy na pierwsze fajne ścieżki i tak już zostało do końca. Same klawe ślady, a tak urozmaiconej trasy na tak małym terenie jeszcze nie przejechałem. Po krótkim singielku znaleźliśmy się nad Blegmandsmose
Nad Blegmandsmose © MKTB

Po chwili podziwiania natury ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu singli i zielonego szlaku z hopami. To znaczy Paweł chciał znaleźć ten szlak bo ani Agatka ani ja nie mieliśmy zamiaru skakać :). Zaczęły się fajne ścieżki takie pod typowe XC.
Pierwszy podjazd © MKTB
Znowu podjazd © MKTB

ścieżka © MKTB

Ścieżka, ciąg dalszy © MKTB

Paweł jumpuje © MKTB

Tak zmęczyliśmy się skakaniem Pawła, że musieliśmy odpocząć i posilić się batonem.
Chwila relaksu © MKTB

Odpoczynek z drugiej strony ;) © MKTB

Jesiennie kolorowo © MKTB

Po krótkiej chwili i kichnięciu w amorPawłowego roweru ruszyliśmy dalej.
Aga na lekkim podjeździe © MKTB

Następne kilka kilometrów zleciało szybko i wcale się nie nudziliśmy. Płasko nie było za to cały czas w górę lub w dół, z zakrętami i z błotkiem ale z małą ilością korzeni i jeszcze mniejszą kamieni. Po nagabnięciu autochtonów znaliśmy kierunek na bikepark i tam też się udaliśmy.
No, jest ! Paweł cały w szczęściu. Tu ma tylko jedno zdjęcie bo reszta była kręcona ale nie wiem czy będzie chciał by materiał poszedł w świat ;)
Początek strefy dla wariatów ;) © MKTB

Pół godziny zabawy i jedziemy dalej. Zjeżdżamy z Agą bikeparkiem ale omijając wszelkie atrakcje a po 30 sekundach znowu jesteśmy na niebieskim.
Dłuższy podjazd z wisienką © MKTB

a teraz poszerzony i rozciągnięty flow.
Szerszy fragment trasy © MKTB

Szutróweczka © MKTB

I tak po dwóch godzinach zabawy z trasą wróciliśmy do wozu. Szkoda, ze nie mam takiego Sherwooda koło chałupy. Treningi tutaj to sama przyjemność i na pewno więcej dają niż jazda w płaskim radawieckim.
"I'll be back" jak mawiał Arnold Szwarcenerek.
Kategoria Błoto, Foto, Enduro


  • DST 10.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 00:43
  • VAVG 13.95km/h
  • VMAX 34.36km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 225m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

Slush Cup Race#1 - ITT XC

Niedziela, 14 października 2012 | Komentarze 0

W sobotę Kopenhaga przywitała mnie deszczem i chłodem.
Podobnie było w niedzielę rano tyle, że nie padało a mżyło. Jakoś nie nastrajało mnie to zbyt optymistycznie ale cóż, akurat na pogodę nie mam wpływu.
Slush Cup to cykl wyścigów jesienno-zimowych a pierwszym z cyklu jest kroskantrowa czasówka. Cykl jest rozgrywany w dwóch kategoriach głównych czyli w wolnym tłumaczeniu "amatorzy" i "zaawansowani". W grupie amatorów kategorii jest 7: U9, U11, U13, U15, kobiety, mężczyźni i mężczyźni po 60-ce. U zaawansowanych jest 5 : U17, kobiety, mężczyźni, O40 i O50. Oczywiście zapisałem się w grupie amatorów a właściwie zapisał mnie Paweł, oczywiście przez internet bo tylko taką możliwość przewidział organizator, brak zapisów w dniu zawodów = brak bałaganu.
Czip Trumin'a z z poprzedniego wyścigu był "czynny" także w tym, mimo, że to zupełnie inny cykl, wystarczy przy rejestracji podać tylko numer czipa i gotowe, to mi się podoba :)
Czip startowy Trumin'a © MKTB


Dla mojej kat. trasa miała mieć 2 kółka po 5 km !?!?. Tylko tyle ? No to pewnie będzie ciekawie. Elita miała robić 3 pętle co jak na elitę też wydawało się niewiele. Opis mówił także o tym, że wszystko to leśne ścieżki w większości singletracki.
Do lasku Geel Skov w którym rozgrywany był wyścig miałem ok 12 km więc żeby nie marznąć w czasie przebieranki na parkingu ubrałem się w obcisłe już w domu. Oczywiście wziąłem zmianę na po wyścigu bo przy takiej pogodzie suchości w lesie spodziewać się nie można.
W biurze odebrałem numer i po złożeniu bika ruszyłem na rozgrzewkę mając ok 30 minut do startu. Poprzedniego wieczora dostałem maila z listą startową i czasem startu. Znalazłem się w grupie 12 a startować miałem o 9.55.
Rozgrzewka w deszczówce ale na wyścig postanowiłem ją zdjąć bo jednak za mało pada żeby w folii jeździć.
5 minut przed startem ustawiłem się przed bramkarzem z listą i patrzyłem jak ci z poprzedniej grupy co 30 sekund znikają w lesie.
Czas na mnie, jestem pierwszy z grupy.
Start. Od razu trafiłem na przeszkodę w postaci 4 kolarzy zaczynających drugą pętlę. Może dzięki temu nie pociągnąłem za bardzo na początku i nie zdechłem po kilometrze.
Wąsko, singielek jak się patrzy pierwsza kałuża już na 500 metrze. Ochrzczony, po jakichś 800m udaje mi się myknąć trójkę jeszcze jeden i będzie pusto. Jest pusto po kilometrze. Na razie całkiem płasko ale kręto. Nie patrzę na licznik bo trasa wymaga skupienia i ciągłej obserwacji. Kilometr 500 pierwszy krótki podjazd. Trochę ślisko ale wjeżdżam na spokojnie, szybki, krótki zjazd, trochę płaskiego i zjazd z krótkimi ostrymi zakrętami. Znowu pod górkę, trochę dłużej ale nie za stromo, mój oddech słychać chyba na mecie. Mimo to widzę jakiegoś młodziaka, może go dojdę. Fajny fragment krętej trasy między niskimi krzakami, trochę korzeni ale bez porównania mniej niż miesiąc temu, trochę kamieni i cały czas zakrętasy. Mlody wyprzedza jakiegoś gościa a po chwili ja go dochodzę i.. ledwo zdążam go ominąć przejeżdżając tylko po tylnym kole jego roweru. Było tam trochę błota ale żeby się przewracać ? Podjazd. Nie za długi ale stromy. Młody zaczyna znikać, kończy znikać i tyle go widziałem. Nie mam pojęcia skąd nagle dostał takiego kopa. Prawie dwa tygodnie bez roweru a bez treningu to już w ogóle nie pamiętam ile odbijało się na tempie mojej jazdy co utwierdzało mnie w przekonaniu, że formę mam już za sobą, jeśli w ogóle ją miałem :). Dopiero połowa pętli a ja chciałbym już ją kończyć ! Nie, nie, nie tak łatwo. Jeszcze parę górek i dołków i kilka zakrętów do przejechania. Znikają krzaki, pojawiają się drzewa i kamienie. Fajny zjazd, trochę korzeni, gałęzi no i trochę zakrętów więc balansować trzeba. Sama przyjemność, jednak dobrze, że to jeszcze nie koniec. Podjazd, (dla niektórych podchód) mimo braku oddechu poszedł całkiem nieźle i jeszcze dwie osoby zostały z tyłu. Płasko już do końca pętli. Wyprzedza mnie jakiś młodziak. Przez krótką chwilę utrzymuję się za nim ale chyba dzisiaj miał lepszy dzień ;).
Źle oznaczona końcówka powoduje, że tracę ok 10 sek i dopiero po wskazaniu obsługi wpadam na właściwy szlak. Rzucam okiem na licznik, 22 cośtam, całkiem wolno. Na trasie pusto, nic za mną nic przede mną, teraz jadę dla przyjemności.
Na prawdę bawię się trasą. Dawno jazda po terenie nie dała mi takiej radości. Zmienność trasy i otoczenia powoduje, że jedzie się lżej mimo niezłej zadyszki. Praktycznie cały singiel po przejechaniu prawie 180 osób stał się błotną ślizgawką, ale na szczęście nie za głęboką. Tylko kilka miejsc było z błotem w nieckach i jeden z krótkich "tarasowych" zjazdów też był nieźle zryty. Na stromym podjeździe muszę podejść bo tył dłużej zabuksował i stanąłem w miejscu.
Jeszcze raz musiałem zejść przy najdłuższym podjeździe bo zachciało mi się podjeżdżać na młynku no i oczywiście łańcuch "wzieło i zaciągło". Szit.
Reszta trasy bez problemów. Tak jak oczekiwałem na koniec pierwszej pętli tak żałowałem, że druga się już kończy. Szkoda, że nie zapisałem się do grupy zawodowej, były by 3 pętle a trasa jeszcze bardziej rozjeżdżona :). Na drugiej pętli nikt mnie nie wyprzedził więc wiedziałem, że tragicznie w wynikach nie będze a drugie kółko "zleciało" dużo szybciej niż pierwsze.
Po wjeździe na metę poleciałem do kompa orgów zobaczyć wyniki. Tak, tak, wyniki są wyświetlane i aktualizują się z każdym zawodnikiem przekraczającym linię mety ! Okazało się, że jestem w open na 73 miejscu na 170 osób a drugie kółko przejechałem tylko o 30 sek wolniej niż pierwsze.
Kakao, ciastko, przebieranko w suche ciuchy, skrobania roweru z błota i trzeba pakować do domu. Szkoda, że Paweł nie mógł przyjechać, ciekawa trasa z prawie ćwierć kilometrowym przewyższeniem to fajna zabawa.
Trochę cyferek:
dane z licznika:
dystans : 9,8 km
czas netto: 00:42:25
przewyższenia: 248 m

Dane oficjalnie:
czas: 00:42:50
Open: 73/170
Kat: 65/143
.
Kategoria XCM / XCO, Błoto, Foto


  • DST 23.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 15.68km/h
  • VMAX 38.18km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 290m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTBenkeltstart - Hillerod

Niedziela, 16 września 2012 | Komentarze 0

Z wyjazdu na MŚ szosowców w Holandii nic nie wyszło więc z wolnym czasem coś trzeba było zrobić. Trochę wolnego jest to, to... trzeba odwiedzić Agatkę i Pawła :). Przed wyjazdem znaleźliśmy ciekawy wyścig do zaliczenia. Czasówka MTB ???. Tego jeszcze nie jechałem. Paweł będąc na miejscu miał łatwe zadanie zapisania nas na wyścig. Pojedziemy we trójkę, Paweł, ja i Agatka która jeszcze w żadnych zawodach nie jechała (!).
Do Kopenhagi zjechałem w piątek, oczywiście z FLXem bo czym innym bym się wybrał w teren :). Ustaliliśmy, że numery i coś tam jeszcze odbierzemy przed wyścigiem bo specjalnie gonić 35 kilosów w jedną stronę to bez sensu.
I nadszedł ten dzień. Store Dyrehave Hillerod (wbrew nazwie dość mały park bo ok. 3x4km) to nasz cel. Tam miała być wyznaczona trasa dłuższa - 23 i krótsza 11 kilometrowa. Nasza debiutantka oczywiście zapisała się na krótki dystans a my na dłuższy przy czym ja jechałem w kategorii H40 (powyżej 40 lat). W dwóch poprzednich wyścigach jakich brałem udział nie było podziału na kategorie a tu proszę, do 15 lat, średniacy i over czterdzieści :).
Jak na wpisowe 200 koron w starterze nie dostaliśmy wiele bo raptem kilka reklamówek i bon na rabat 350 koron do zrealizowania w studio fotograficznym, ale za to od początku można było do woli korzystać z bufetu na którym "znaleźć" można było kawę, 2 rodzaje izotoników, sok jabłkowy w kartonikach, kakao w kartonikach (very popularne w Danii) batony, ciastka, muffiny, pomarańcze, jabłka, gruszki, banany i lody, jak się później dowiedziałem najlepsze jakie można kupić w Danii.
Ciekawostką okazały się czipy wielkości połowy karty kredytowej z czterema dziurkami dzięki którym można a właściwie trzeba je było przyczepić do buta. Czipy można było wypożyczyć co kosztowało 50 koron lub kupić za 100 na własność. My zdecydowaliśmy się kupić ponieważ można później używać ich w zawodach innych cykli ! U nas nie do pomyślenia.
Dzień wcześniej wiedzieliśmy z maili od organizatora kto o której startuje (starty zawodników co 30 sek). Paweł miał ruszyć pierwszy, ok. 10,30, ja 40 minut po nim a Agatka coś ok 50 min po mnie bo dystans "Kort" startował po zawodnikach z "Lang" (nie mylić z Czesław Lang).
Nowy numer do kolekcji :) © MKTB

Przygotowanie rowerów nie zajęło zbyt wiele czasu a się, wystroiliśmy w świeżo zakupione na okazję MŚ koszulki narodowe co by Duny wiedziały z kim mają do czynienia :). Dobrze, że nie kupiłem koszulek "kibicowskich" tylko sportowe bo w cywilnych byśmy na pewno nie pojechali.
Ostatnie wskazówki trenera ;) © MKTB

Krótka przejażdżka i Paweł leci na start. Po krótkiej rozmowie ze starterem dowiedziałem się, że nie musimy przestrzegać reżimu startowego bo nie wszyscy pokazali się na starcie i jak będzie jakaś dziura to można polecieć wcześniej. OK, jak można to czemu nie ? Zawsze można sobie pomóc na trasie :).
Paweł poszedł !
I poooooszedł....... Paweł © MKTB

Dobra, czekam na dziurę. Poszło czterech, może pięciu i moja kolej.
Pierwsze szutry za płoty © MKTB

Dystans krótki można cisnąć od początku.
Krótki szuter zakręt i wpadam na singla. Teren faluje, wąsko i trochę korzeni. Po czwartej górce już porządnie dyszę, prędkości nie ma bo co chwilę zakręt zmiana kierunku a korzeni coraz więcej. Kałuż nie ma ale są błotne doły. Nie jest źle ale mam wrażenie, że jadę powoli. Nie widzę przed sobą nikogo, za sobą też nie słyszę oddechu. Połowę dystansu jadę na stojąco bo po korzeniach inaczej się nie da, HT to HT i nic z tym nie zrobisz. Czwarty kilometr i pierwszy dzwon. Lekki zakręt, uślizg na korzeniu i dalej nie wiem co się działo. Pozbierałem się i jadę dalej ale już jakoś ostrożniej a przy okazji przypominam sobie, że nie odblokowałem zablokowanego na starcie amora. Aha, to stąd takie kłopoty na korzonkach. Do tego jeszcze ciśnienie - 3 atm to za dużo na dzisiejszą trasę a do tej pory się zastanawiam dlaczego nie stanąłem i nie spuściłem trochę z gum.
W takich chwilach wychodzi brak zapoznania się ze ścieżką a przecież można było przyjechać dzień wcześniej i na lekko przelecieć te 20 km.
Mimo przygód na 5 km dochodzę jakiegoś zawodnika. Ciągnę się za nim ok 500m i dopiero gdy wykłada się w błocie mogę go minąć. Cały czas korzenie i telepawka skutkująca tym, że łańcuch wali po ramie aż wszystkie ptaki, krety i inne futrzaki pouciekały a mi poluzowały się wszystkie zęby... w gębie ;)
Ok 8 kilometra odcinek w rzadkim lesie. Singiel po w miarę gładkim singlu z rzadka usłanym kamieniami ale kręty z krótkimi zjazdami i podjazdami. Ten fragment (i jeszcze później dwa podobne) przypominał alpejską drogę widzianą z góry. 50 m prostej agrafka, 40m prostej agrafka, 60m lekkimi łukami, agrafka itd. Teraz wiem, że da się zrobić trasę o długości 23 km na terenie o wymiarach 3 x 4 km.
Jeżeli ktoś znał trasę to mógł ją sobie skrócić o dobre 2 km, ale to Dania, tu sportowcy są uczciwi :).
Wyprzedza mnie 2 gości po następnych 2 km jeszcze trzech. Kurna, jakoś szybko jadą a myślałem, że szybciej niż ja już się nie da ;). Krótki zjazd ostre hamowanie, podjazd, oczywiście wszystko znowu po korzeniach. Kilka razy korzonki wysadzają mnie z siodła ale na szczęście bez wywrotki. No ciekawe jak Agatka sobie poradzi. Pierwszy wyścig i taki wyryp. Ja po 10 km mam już dość a jeszcze 13 do przejechania ! Na szczęście jej trasa po kilku km odbija na szutry i wpada na korzenie na ostatnie kilka km.
Teren się zmienia, lekko podmokły trochę mniej korzeni ale jest za to slalom między drzewami. W pewnym momencie nie mieszczę się miedzy dwoma z nich i zaczepiam końcówką kierownicy. Na szczęście drzewo omija dłoń ale uderzenie wytrąciło mnie z równowagi i znowu strata kilku sekund. Góra, dół, góra, dół i wszędobylskie korzenie. Momentami trzeba było mieć trialowe umiejętności bo niektóre zakręty pokonywało się z prędkością prawie zerową, grożącą utratą równowagi. Tu Paweł jako stary trialmen spokojnie sobie poradzi.
Na jednym z krótkich zjazdów gubię bidon. Szkoda bo pić się chce a z drugiej strony to trasa taka, że przez 10 km tylko dwa razy miałem okazję pociągnąć z bidonu.
14 km. Widzę przed sobą biało czerwoną koszulkę. To musi być Paweł bo Duny z reguły poubierani w czarne albo inne niebiesko-granatowe ciuchy.
Dochodzę go i ciągnę się na jego kole a właściwie to po prostu jadę za nim. W tym terenie nie ma szans powieźć się na czyimś kole. Trudny teren wymusza koncentrację i obserwację trasy przed poprzedzającym. Szczególnie niebezpiecznie jest na krótkich, krętych zjazdach gdzie momentami trzeba ostro hamować i dobrze wejść w zakręt żeby np trafić między kamieniami.
Mniej więcej w tym samym czasie startuje Agatka
Startuje i Agatka © MKTB

Po krótkim odcinku Paweł orientuje się kto za nim jedzie a ja już podregulowałem oddech więc możemy zamienić kilka zdań oczywiście na temat trasy. Ciekawostką jest to, że organizator ustawił tabliczki co kilometr z info ile kilometrów przejechałeś. Druga ciekawostka to to, że nie zgadzało się to z moim licznikiem który pokazywał o kilometr więcej mimo, że zadziałał ok 1-1,2 km po starcie, po powtórnym wpięciu ! Poprosiłem Pawła by dał mi ze dwa łyki z camela bo zaschło mi w gardle a jeszcze chciałem popić żela. 30 sekund postoju i dajemy dalej. W międzyczasie znowu ktoś nas mija, to będzie chyba już z dziesięciu, nieźle :(.
Teren dalej nie dawał odpocząć ale zrobiło się trochę mniej korzeni a trochę więcej twardych podjazdów i szybkich zjazdów. Krajobraz po chwili zmienia się w leśne serpentyny by po chwili wrócić do korzeni przerywanych na chwilę gładszym terenem.
Na mniej więcej 18 kilometrze rów w poprzek drogi zatrzymuje mnie na drugim brzegu. Paweł przede mną jakoś go przeleciał a moje koło tak się zapadło, że rower stanął dęba a ja walnąłem głową w kraniec rowu. Na szczęście rów był na tyle głęboki, że lot był krótki ale uderzenie było dość mocne bo kask wydał jakiś dziwny dźwięk i zrobił się jakby luźniejszy. Myślałem, że pękł ale na szczęście nie ale za to uderzenie odbiło się na mojej szyi która później, w nocy nie pozwoliła mi na spokojny sen. Paweł chyba słyszał co się działo i zatrzymał się żeby mi pomóc. "Wszystko gra", rzuciłem, mimo, że do końca nie byłem tego pewien, pozbierałem się na rower i ruszyliśmy dalej.
Przez moment trafił się fajny fragment trasy gdzie z krótkiego zjazdu wpadało się na krótką ściankę, zakręt w prawo i znowu ścianka. Raptem ze 2 metry wysokości ale z miejsca nie do podjechania. Świetny fragment, szkoda, że taki krótki.
Jeszcze chwilę odpocząłem za plecami Pawła ale czułem, że mogę szybciej jechać więc w dogodnym momencie postanowiłem przeskoczyć do przodu. Na podjazdach trochę odjechałem ale wiedziałem, że Paweł będzie niedaleko bo na zjazdach jeździ lepiej. 2 kilo przed metą doszedłem dwóch gości ale nie było za bardzo jak ich wyprzedzić i musiałem trzymać ich ślad. Tabliczka poinformowała mnie, że przejechałem 20 km. OK, jeszcze będę miał szansę ich przeskoczyć. Po 500m widzę polanę i taśmy, cholera przecież to za chwilę meta. Zostaje jeszcze ok 100-150 m po trawie i koniec.
Końcówka po trawie © MKTB

Nie dam rady, przyjadę za nimi.
Tak też się staje.
No i mata zaliczona © MKTB

Jestem zadowolony, że to już koniec i teraz wiem, że 2,3 czy 5 km jazdy po korzeniach, tak jak to było np w Skarżysku i na co narzekałem to jest nic ! Teraz to wiem.
Chwilę po mnie dojeżdża Paweł. Chyba też jest trochę zmęczony.
Posilamy się w bufecie i czekamy na Agatkę która wystartowała zaraz po 12-ej.
Pojeśc i popić © MKTB

Przyjeżdza po niecałej godzinie jazdy, zmęczona trasą i problemami zdrowotnymi prawdopodobnie wywołanymi stresem przed pierwszym wyścigiem. Następnym razem będzie lepiej ! :)
Nasza mała wielka zawodniczka © MKTB

Po umyciu poszliśmy jeszcze dojeść i dopić i tak czekaliśmy na dekorację, niestety nie naszych skromnych osób i na losowanie gadżetów a muszę przyznać, że fanty były fajne - plecaki Deutera, bielizna Odlo, opony, graty tokena itp. a było tego sporo bo ok 30 osób wyjechało bogatszych o nowe extrasy tylko szkoda, że nie my :(. Szkoda ale i tak z wyścigu wracam zadowolony.
Dekoracja widziana z daleka © MKTB

Nowe doświadczenia i to konkretne, przejechane 23 kilometry trasy XC z czego ok 18 km po korzeniach z góry i pod górę na długo zostaną w mojej pamięci. Dzwon na pierwszych kilometrach też był w pewnym sensie niezwykłym bo rekordowym jeżeli chodzi o ilość naruszonych miejsc na moim ciele co stwierdziłem dopiero po wyścigu, po myciu i kiedy to spadła adrenalina.
Całe zawody oceniam jako całkiem fajne aczkolwiek na pewno były by jeszcze fajniejsze gdybym jechał na fullu jak większość startujących. Trasa bardzo ciekawa pod względem ukształtowania terenu i krajobrazu ale dobijająco wkurzająca ze względu na właściwie jeden rodzaj podłoża (80% trasy po korzeniach). Organizacja bardzo dobra, pomiar czasu bez zarzutu, na bieżąco, jeszcze w trakcie wyścigu można było sprawdzać na wystawionym komputerze czasy i miejsca. Na koniec kto chciał to dostał siatę z bufetu z piciem, owocami, lodami itp bo organizatorom nie chciało się pewnie zabierać tego wszystkiego do chałup :).
Swój występ ciężko mi ocenić ale wiem, że wiele więcej bym nie zdziałał. Nawet z obniżonym ciśnieniem nie byłbym lepszy o 25 minut ;).
Jeszcze jedną ciekawostką był fakt, ze gdybym wystartował w grupie 16-40 lat, zająłbym podobne miejsce a zwycięzca open był szybszy od najlepszego w H40 tylko o minutę a ja straciłem prawie 26 minut !

Trochę cyferek:
Dzisiejsze dane z licznika:
dystans : 21,8 km
czas netto: 1:26:33
przewyższenia: 284 m

Dane oficjalnie:
czas: 1:27:033
Open: 111/178
Over 40: 56/80

Na zakończenie fajny filmik. Brakuje tu najcięższych odcinków ale jest ten rowek w którym leżałem. Niby nie wygląda groźnie... ;)

jeszcze film z 2011 dla pokazania większego kawałka trasy

  • DST 61.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 02:57
  • VAVG 20.68km/h
  • VMAX 49.38km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 174 ( 98%)
  • HRavg 157 ( 89%)
  • Kalorie 1891kcal
  • Podjazdy 692m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia MTB Marathon - Skarżysko

Niedziela, 26 sierpnia 2012 | Komentarze 5

Liczyłem na dobrą trasę i się nie zawiodłem. Wprawdzie nie była taka mocna jak dwa tygodnie temu na ŚLR w Suchedniowie ale przez warunki panujące tego dnia można było się ujechać, co uczyniłem :). Po ponad rocznej nieobecności na Mazovii musiałem poprosić o start z 5 sektora i na szczęście organizator się zgodził. Już sobie wyobrażam przepychankę z 11-go po tych błotnych ślizgawkach i końcowy rezultat.
Przed maratonem spotkałem starych znajomych, Magdę i Tomka a po chwili Waldka z Mayday'a. O rozgrzewce ciężko było już mówić bo czasu wystarczyło na przelecenie końcowych 3 kilometrów maratonu i z powrotem. Chciałem być w czubie sektora i tak się stało bo było 20 minut do startu jak wlazłem do sektora.
Przed samym startem zaczęło kropić więc już wiedziałem, że lekko nie będzie.
Mazovia Skarżysko, start /fot. Z Kowalski © MKTB

Mazovia Skarżysko 2012/fot. P.Borkowska © MKTB

Start średnio szybki, nie taki jak na ŚLR... i całe szczęście. Nie chciałem stracić wszystkich sił na początku bo później przykro jak jest się cały czas wyprzedzanym :). Załapałem się z szóstką kolegów na mały pociąg i tak prowadziliśmy 5 sektor przez dłuższy czas. Początek po asfalcie później kostka i gruntówka. Tu wypracowaliśmy sobie jakąś przewagę. Dwóch odjechało, dwóch odpadło, ktoś dojechał do nas. Po 6-7 km dogoniliśmy najsłabszych z 4 sektora i od tej pory mieszało się cały czas.
Zaczął się najlepszy teren, głównie jazda lasem, singielki, podjazdy, zjazdy (za wiele ich nie było) trochę błota. Na znanym podjeździe znowu mam kłopot z młynkiem bo zaciągnął łańcuch ale tylko chwila postoju, przepuścić jadących i w drogę. Cały czas mieszamy się w grupie, czasami udaje mi się odjechać by po kilku minutach być wyprzedzonym przez "objechanego". Z reguły na podjazdach i na singlach jest równo, na prostych szutrówkach a w szczególności na kocich łbach tracę by odrobić trochę na zjazdach. Z buta sztywny, piaskowy podjazd po strumyczku i dłuższe podejście chyba w kierunku Kamienia (nie dam sobie głowy uciąć). No zapomniałbym o dwóch czy trzech "sekcjach" błota których za cholerę nie mogłem zaliczyć na kołach. 10 km przed metą zaczął się odcinek wybitnie korzeniasty. Tak mi dał w d... (w przenośni i dosłownie), że myślałem, że odpadnę tym bardziej, ze zostałem sam. "Moja" grupka odjechała a mi zabrakło pary na utrzymanie koła. Trudno sam będę ciągnął. Z przodu pusto, z tyłu, kilkadziesiąt metrów za mną ciągnął jakiś gość a za nim pusto. Ok. 3 km do mety, na nowo usypanej, szutrowe, ścieżce wyprzedził mnie mój "cień". Gerappa. Ciągnę dalej,koniec szutrówki, kawałek piachu ale ubitego więc jeszcze żyję, asfalt, stadion ...
" I proszę państwa są już na stadionie !"/ fot.M.Łęcka © MKTB
Już za chwilę ... :) / fot. P. Jaremek © MKTB


... i meta.
Nareszcie na mecie :) /fot. Z. Kowalski © MKTB

Chwilę po mnie dojeżdża Magda, "jeszcze chwilę i bym cię dogoniła". No tak, jeszcze tego brakowało żeby mnie dziewczyna na koniec wyprzedziła ;).
Szybkie kluchy, spotkanie i krótka rozmowa z Damianem no i do do samochodu trochę się umyć co by mnie żona w domu poznała :).
Małe podsumowanie. Trasa jak na Mazovię bardzo dobra ale wiem, że z tych terenów można ułożyć coś cięższego (patrz: ŚLR Suchedniów). Pogoda urozmaiciła trasę i która to dała możliwość podciągnięcia umiejętności technicznych, sztuki pozostania w siodle i ćwiczenia zmysłu równowagi. Była też sprawdzianem dla sprzętu który w dobrym stanie przetrwał wyścig. Wprawdzie nigdy wcześniej nie był tak oblepiony błotem ale poza małym problemem z napędem nic złego się nie działo. Oryginalne (żywiczne) klocki mimo dużego błota, jazdy po piachu i kałużach przetrwały już drugi maraton. Ale właściwie znowu nie tak wiele było okazji do hamowania.
Numer jeszcze widać :) © MKTB
Twór nienaturalno naturalny © MKTB
Parę gram więcej © MKTB

Wynik ? Wynik chyba nie jest zły bo mając czas lepszy od niektórych zawodników z wyższych sektorów awansowałem do 4-go .
Wgryzając się w szczegóły stwierdziłem, że mój rating pozostaje na przyzwoitym poziomie chociaż w kategorii jest trochę niższy niż się spodziewałem. Pomimo przyzwoitego ratingu mój wynik plasuje się w połowie stawki podczas gdy 2 lata temu mieścił się w pierwszych 30 %. Myśle, że powody tego zjawiska są przynajmniej dwa. Jeden to to, że więcej osób trenuje więcej niż kiedyś i bardziej świadomie. Drugi do kategorii weszły dwa młodsze roczniki. No znalazłem chyba jeszcze jeden powód. Sam jeżdżę za mało i za bardzo na luzie.

Na koniec jak zwykle trochę cyferek:
dane z licznika:
dystans: 60,3 km
w górę : 692 m
czas 2:56:44
dane oficjalne:
dystans: 61 km
czas 2:56:42
Mega open: 146/291
Mega M4: 27/66
.
Kategoria >50, Błoto, Foto, XCM / XCO


  • DST 54.00km
  • Teren 52.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 16.53km/h
  • VMAX 49.63km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 176 (100%)
  • HRavg 154 ( 87%)
  • Kalorie 2008kcal
  • Podjazdy 1043m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Cross Maraton (ŚLR) - Suchedniów

Niedziela, 12 sierpnia 2012 | Komentarze 0

To był mój najlepszy maraton :). Nie, nie dlatego, że osiągnąłem super wynik, wręcz odwrotnie, ale ze względu na trasę. Było wszystko, błoto, szuter, fajne podjazdy i takież zjazdy a czasami nawet odwracałem głowę w bok by popodziwiać świętokrzyskie widoki :).
...
Tym razem pojechałem sam. Czarek walczy o wymianę pękniętej ramy GF Wahoo, Mirek pojechał na wywczas i zostałem sam ;).
Zameldowałem się pół do dziesiątej na parkingu OSiR w Suchedniowie, w biurze "odświerzyłem" czipa i wziąłem się za składanie roweru.
Wszystko naszykowane, można jechac na rozgrzewkę. Właściwie to pokręciłem się w kółko, przeleciałem końcowe 2 km trasy jak i pierwszy kilometr. Tak naprawdę to się nie rozgrzałem tylko przebujałem. Wystartował Master, niedługo będą wpuszczać do sektora. Dwa kółeczka nad zalewem, no chyba czas się ustawić żeby nie zostać na końcu. Spojrzałem na matę i zdałem sobie sprawę, że nie wziąłem czipa. Szit. Na szczęście jazda do wozu i z powrotem trwała moment. Zająłem miejsce w sektorze "nierozstawionych", mniej więcej 1/3 stawki.
MTB Cross Maraton Suchedniów, przed startem. fot. Marcin Wójcik © MKTB

Start po kostce później asfalt i po kilku km nareszcie teren. Wjeźdżamy do lasu, wszędzie kałuże, w tym tłoku nawet nie ma sensu omijać. Trzymam się grupy ale widac, że pomału stawka się rozciąga.
MTB Cross Maraton Suchedniów. fot. Mirra © MKTB

Jak zwykle na początku zaczyna brakowac mi oddechu bo jak zwykle ciagnę za grupą która jest dla mnie za silna :). Tracę dystans, załapuję się w grupie która mnie doszła. Zaczynają się leśne szlaki. Podjazd, zjazd, równo, podjazd. Piękne tereny i trasa jak na razie bardzo mi się podoba. Jest dość błotniście, Rony spisują się dobrze ale zaczynam mieć problemy z napędem. Z dużej tarczy zlatuje od razu na młynek a młynek zawija łańcuch i diupa. Niestety problem powtarza się kilka razy bo kilka podjazdów było i za każdym razem musiałem stanąć, wyrwać łańcuch znad wideł, ustawić na środkowej tarczy i tak ruszac dalej a zapewniam, że pod górę w tej sytuacji ruszyć nie jest łatwo. Na jednym ze zjazdów spada mi łańcuch z blatu.. na zewnątrz. Coś nowego ;).
Krajobraz szybko się zmienia. Podjazd, znowu problemy z łańcuchem. Kamień Michniowski. Przede mną w połowie zjazdu kolega zalicza OTB, medyczni sugerują zejście i ja się z nimi zgadzam, schodzę i pod kamieniem wskakuję na rower bo druga część zjazdu już do przejechania. Super kawałek, szkoda, że krótki. Bufet. Polewam się trochę z butelki, wypijam kubeczek izo i daję dalej.
MTB Cross Maraton (ŚLR) - Suchedniów, na trasie. fot Anna Nemś © MKTB

Jeszcze ok 3 km po lesie i wjeżdżamy w odkryty teren. Nie znaczy to, że mniej ciekawy, o nie, podjazd, równo, zjazd, szutrówka, przejazd pod torami, szutrówka, polna i wjazd na łąki. Kilka kilometrów znowu w lesie, podjazd pod Bukową Górę, wyżej już być nie możemy :). Piękny teren ale ciężki. Na podjeździe coś chyba trąciło przerzutkę bo łańcuch spadł między 28-kę a szprychy. Orzeszkuty! Nie wiedziałem, że tak ciężko wyrwać go z tamtej jamy. Udało się zmieścić w czasie kilku osobo-miejsc. Ślisko, kamieniście i korzeniście ale przyjemniście. Zjazd i znowu na odkrytym terenie.
MTB Cross Maraton - Suchedniów / fot. S. Stolarska © MKTB

Trochę szutru i ścieżki jak ja to nazywam "łączne". Ogólnie ścieżek łącznych nie lubię bo z reguły są wyrypiaste ale nie tym razem. No może trochę wyrypiaste były ale nie tragicznie ;) . Zaczynamy wspinaczkę cały czas w trawie. Cały czas pod górę a co chwilę nowe pięterko ze stromym stopniem do pokonania. Tą część nazwałbym tarasami. Fajny odcinek ale niezbyt udany w moim wykonaniu. W czasie podjazdu zdjąłem okulary by przetrzeć oczy bo słony pot wyżerał mi źrenice, straciłem równowagę, wjechałem w trawę i stop. Przepuściłem kilku chłopaków by nie tarasować singla i znowu na siodło. Ciężko ruszyć pod górę. Od tego momentu na tarasach co chwilę miałem jakiś myk, a to trawa a to dołek albo wjazd na "stopień" na tylnym kole :D. Tragedia. Wjeżdżając na "płaskowyż" byłem happy, że tarasy się kończą ale okazało się, że to nie koniec. Pod koniec tarasów jeden z gości za mną urywa łańcuch. Zostaję by mu pomóc. A co ? Mnie też kiedyś ktoś wspomógł pompką a i Ty, kolego także kiedyś możesz potrzebować pomocy na trasie. Ja mam skuwacz (który do skuwania się nie nadaje), jakiś chłopak zostawia nam spinkę i zabieramy się do pracy. Niestety po kilku minutach walki poddaję się. Chyba jakaś trefna spinka się trafiła bo ni cholery nie można jej było zatrzasnąć. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, kłopoty z rozpięciem tak ale zapiąć ? Toż to samo się zapina. Zostawiłem go z problemem bo już i tak sporo czasu straciłem. Minęło mnie ok 30 osób. Nieźle, jak teraz to odrobić ? Jedyny plus to to, że trochę odpocząłem. Jeszcze trochę otwartego terenu i znowu las. Super sćieżki ale ... już chyba tu byłem ...tak, dojeżdżamy znowy do Michniowskiego, znowy zchodzę a właściwie zjeżdżam bo ziemia już tak "rozmiędlona" że buty nie trzymają. Wskok na rower i druga częsć zja.... . Wstaję z ziemi, patrzę, że żyję to wspinam się po rower (zatrzymał się wyżej niż ja). Jak większość naszych olimpijczyków mogę tylko powiedzieć "no nie wiem co się stało" ;).
Reszta trasy już bez większych kłopotów, jazda szła nieźle, siły jakoś wróciły i kilka osób udało mi się wyprzedzić. Jeszcze nudny kawałek koło torów, kawałeczek po lesie i meta.
MTB Cross Maraton Suchedniów, meta. fot. Pawel Jaremek © MKTB


Łot ? Ponad 3 godziny ? Nie chce mi się wierzyć ale to jednak prawda, tak szybko zleciało. Po prostu piękna trasa, bez wątpienia najlepsza jaką do tej pory jechałem ! Drugi rzut oka na licznik, 54 km i .. 1043m przewyższeń ! Pięknie, to rozumiem :).
Świętokrzyska terra rosa © MKTB

Krótkie podsumowanie.
Jeszcze raz powtórzę, świetna trasa, piękne podjazdy, świetne zjazdy. Poza tym dobra organizacja, oznaczenie trasy, pomocna obsługa bufetów na trasie, zabezpieczenie przez ratowników medycznych trudniejszych technicznie miejsc. Tak jak po Zagnańsku narzekałem na mało techniczną trasę tak po Suchedniowie mogę powiedzieć, że było i wytrzymałościowo i technicznie. Pięć gwiazdek !
Z mojej strony - za ostry początek, brak kondycji.
Sprzęt - obawiałem się o klocki bo co raz po rzejeździe przez błoto chrobotały bardzo ładnie ale o dziwo żywice w slx-ach przetwały wyścig w dużo lepszej kondycji niż również żywiczne w moich byłych 486. Pierwszy raz od dawna zawiódł mnie napęd co razem z pomocą przy łańcuchu kosztowało mnie ok 8-10 minut. Odbiło się to na miejscu bo mogło być coś między 82-86 a jest 111. Co mnie nie dziwi w związku ze stratą to niski rating open - 70,6% a co mnie zdziwiło rating w kategorii pozostał na całkiem dobrym, poziomie - 80,3%.

Trochę cyferek:
dystans: 54 km
w górę : 1043m
czas 3:15:50
miejsce:
Fan open: 111/236
Fan M4: 9/27
.
Kategoria Foto, Błoto, >50, XCM / XCO


  • DST 26.00km
  • Teren 21.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 8.67km/h
  • VMAX 34.53km/h
  • Podjazdy 212m
  • Sprzęt Merida Race Lite 905
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nareszcie do lasu czyli enduro na szosówce :)

Niedziela, 1 lipca 2012 | Komentarze 0

Korzystając z ładnej pogody lecimy do Tisvilde Hegn pokazać młodzieży "nasze" szlaki. Agatka i Paweł na góralach a ja z Mirkiem na szosówkach. Tym razem nie poszalejemy po singielkach bo górale zostały w PL ale co się da to i na szosie przejedziemy.
Pierwsze 2,5 km po asfaltowej "dojazdówce" a później już tylko tereeeeeen ! :)
Agatka z Canonem, ja z Canonikiem, oboje będziemy robić zdjęcia
Początek wycieczki © MKTB

Korzystamy z mapy lasu © MKTB

Ogólnie w lesie sucho, tylko nieliczne kałuże ale jest jedno miejsce które nigdy nie wysycha, takie czarne bagienko. Górale przechodzą a ja z Mirkiem na cienkich, łysych oponkach zatapiamy się i dajemy na nogach. Jeszcze trochę korzeni, piachu i jesteśmy na pięknym wzgórzu z widokiem na morze.
Jesteśmy na wzgórzu © MKTB

Wracamy na szlak. Zaczyna się najlepszy fragment naszego singla. A szosowcy znowu na piechotę.
Tym razem na piechtę ;) © MKTB

Paweł śmiga góra dół i odwrotnie, po piachu i korzeniach a my robimy fotki
Mały zjazd ... © MKTB

... i podjazd © MKTB

I znowu korzenie © MKTB

W międzyczasie na korzeniach rozkręca mi się szprycha. Nypel lata i dzwoni gdzieś w obręczy, szprycha "trochę" pogięta, do wyrzucenia. Dobrze, że reszta się trzyma :).
Agatka też pośmiguje po górkach ...
Czas na Agatkę © MKTB

ale obciążona balastem torby z aparatem czasami sobie nie radzi z podjazdami
Tym razem się nie udało :( © MKTB

Dojeżdżamy do plaży i tu robimy przerwę na ciacho i na fotki.
Przerwa na ciacho © MKTB

............................... :) © MKTB

Wracamy na szlaki a, że zbliża się czas na obiad kierujemy się na chałupkę.
Po drodze Agatka wpada na sesję do ruin klasztoru Asserbo,
Okolica ruin klasztoru/zamku Asserbo © MKTB

Fragment ruin klasztoru/zamku Asserbo © MKTB

Niby tak było sucho ale po powrocie rowerki były do mycia a tak nawiasem mówiąc byłem zaskoczony jak sporo terenu można zaliczyć na szosówce z łysymi dwudziwstkami trójkami :) Na podjazdach tył trochę buksował a wysiadałem tylko w błocie i na zjazdach z większymi korzeniami.
Czas na mycie © MKTB

.

  • DST 36.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 21.60km/h
  • VMAX 42.47km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 163 ( 92%)
  • HRavg 137 ( 77%)
  • Podjazdy 166m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tegoroczna wiosna...

Czwartek, 14 kwietnia 2011 | Komentarze 1

... jest jakaś dziwna. Przez ten wiatr, chmury i ogólnie szarość bardziej przypomina mi jesień. Przez ostatnich kilka dni widok za oknem zniechęcał mnie do jazdy ale dziś nie wytrzymałem. Jak wychodziłem z domu (było wtedy 11°) to nawet myślałem, że trafiłem w "ładne okienko". Myliłem się.
Któryż to już raz jadę tą trasą ?. Najpierw w stronę Motycza i odbicie na tyły lotniska. Nowośc ! Lotniskowcy przez całą szerokość lotniska wydłubali dwie skiby chyba żeby zaznaczyć granicę lotniska ale przede wszystkim nie pozwolić autochtonom "poszerzać" biegnącej równolegle gruntówki. Na zdjęciu widać od prawej: drogę starą ale w dobrym stanie, "miedzę", dwie skiby a dalej, ok. 5m od nich "nową" drogę zrobioną przez miejscowych. Na zdjęciu nie jest dobrze widoczna ale w rzeczywistości jest dość szeroka i dobrze "ujeżdżona".
Nowa granica lotniska © MKTB

Z lotniska chwilowo na 747, w prawo na Motycz i w lewo na singielek do radawieckiego.
Biały dywanik :) © MKTB

Wiosenna dróżka w radawieckim © MKTB

przeszkody na szlaku © MKTB

z innej perspektywy © MKTB

W czasie robienia zdjęć zaczęło padać więc ruszyłem d... . W drugiej części singla teren zamienił się cięższy a to dlatego, że leśne ludziki, traktorskimi kołami zerżnęli dróżkę w czasie wycinki i transportu drzew. Błotko i kałuże witają :). Po chwili dotarłem do "stanicy" wyremontowanej przez tutejsze koło myśliwskie (na co oni polują jak tu jest 5 saren i 10 zajęcy ?). W plecaku miałem kurtkę pedeszcz ale pomyślałem, że może uda się przeczekać.
Poddach w radawieckim © MKTB

Przeczekanie deszczu © MKTB

Po 10 minutach wyruszyłem a po następnych trzech zatrzymałem się by... założyć kurtkę, znowu zaczęło padać. Na szczęście już przy wylocie z lasu przestało i mogłem pozbyć się deszczówki. Widząc odchodzące chmury miałem nadzieję na bezdeszcz w pozostałej części trasy.
No i deszcz poszedł © MKTB

takie sobie grzybki © MKTB

Deszczu już nie było ale zrobiło się chłodno. 8°C to aktualne wskazanie termometru.
Wyleciałem w Sporniaku i dalej już bez fotoprzystanków zaliczyłem Palikije, Miłocin, przed Motyczem w prawo do zagajnika a potem żwirówką do Motycza Leśnego. Przez tory, na asfalt do Motycza jeszcze tylko Uniszowice i home.
.
Kategoria Błoto, Foto


  • DST 34.00km
  • Teren 1.50km
  • Czas 01:35
  • VAVG 21.47km/h
  • VMAX 40.60km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 196m
  • Sprzęt Centurion
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okolica

Niedziela, 13 marca 2011 | Komentarze 2

Na kosza nie było ekipy więc czas na trening i ładną pogodę trzeba wykorzystać. Bez konkretnego planu wsiadłem na maszynę. Tak, dzisiaj asfalt bo w terenie jeszcze za miękko. Dla odmiany początek w kierunku Kozubszczyzny i na trasę kraśnicką. W połowie drogi do Zemborzyc Tereszyńskich mijając zagajnik nie wytrzymałem i skręciłem w las. Jednak trochę ciągnie w teren. Ścieżka wyglądała nieźle...
zagajnik Tereszyński © MKTB

ale jednak trochę wody w sobie miała i jazda szła bardzo opornie. 10-14 km/h to max co można było wycisnąć. Lepiej od prędkości wyciskały się za to tropy opon :D
było miękko :) © MKTB

Po 1,5 km męczarni wyskok na asfalt w Tereszynie. Radawiec Mały, Duży, Motycz, Sporniak i stąd z powrotem do Motycza
między Sporniakiem a Motyczem © MKTB

Z Motycza "na" Motycz Józefin ale jeszcze na chwilę rzut oka co się dzieje w zagajniku m Motyczem a Motyczem Leśnym. No cóż... wiosna...
Zagajnik za Motyczem... idzie wiosna © MKTB

wiosny ciąg dalszy © MKTB

niestety to nie jedyne wysypisko w szeroko rozumianej okolicy.
Czas spadać. Mała pętla przez M.-Józefin i do domu na węglowodany :).
.
Kategoria Błoto, Foto


  • DST 31.50km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 21.00km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Centurion
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mała pętla

Sobota, 12 marca 2011 | Komentarze 0

Słońce wyciągnęło mnie z samego rana czyli... ok 11.oo :D.
Dawno w siodle nie siedziałem to i plany na dzisiaj skromne: lekko i nie za długo, asfaltowo. I prawie tak było. Prawie bo po 9km skusiło mnie by skręcić w drogę łączącą trasę 747 z trasą Motycz-Wojciechów. Łącznik ma ok 3 km. Zaczyna się ok 100 metrowym odcinkiem polnym następnie zaczyna się 2 km dość szerokiej, "utwardzonej" drogi śródleśnej a pozostały odcinek to znowu droga wśród pól.
Już po pierwszym 100m polnym odcinku wiedziałem, że lekko nie będzie. Koła momentalnie oblepiły się czarną mazią.
Odcinek leśny łatwiej przejezdny bo tu słońce nie może do końca zajrzeć i spora część trasy jest jeszcze lekko zmarznięta.
łącznik między 747 i Sporniakiem © MKTB

skończył się las i pewniejsza nawierzchnia a zaczęła się breja. Tutaj jazda momentami stała się niemożliwa i musiałem trochę poczłapać per pedes z rowerem na ramieniu. Koła tak się zalepiały, że nie dało się prowadzić roweru
I gumy stały się gubsze... ;) © MKTB

z tyłu też nie lepiej ... © MKTB

Ostatnie 500 m w miarę twarde. W towarzystwie dwóch burków dotarłem do asfaltu w Sporniaku. Po twardym już nie chciały się ze mną ścigać :). Od tej pory tylko asfalt: Palikije, Miłocin, Motycz i do domu.
.
Kategoria Błoto, Foto