avatar


button stats bikestats.pl

Znajomi


Archiwum bloga

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MKTB.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Foto

Dystans całkowity:7832.40 km (w terenie 2974.00 km; 37.97%)
Czas w ruchu:391:42
Średnia prędkość:20.00 km/h
Maksymalna prędkość:70.35 km/h
Suma podjazdów:45486 m
Maks. tętno maksymalne:190 (107 %)
Maks. tętno średnie:172 (97 %)
Suma kalorii:5855 kcal
Liczba aktywności:215
Średnio na aktywność:36.43 km i 1h 49m
Więcej statystyk
  • DST 27.50km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:39
  • VAVG 16.67km/h
  • VMAX 40.83km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 159 ( 90%)
  • HRavg 115 ( 65%)
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z Marzeną i Czarkiem lekkie kręcenie.

Niedziela, 21 lutego 2010 | Komentarze 0

Dla Marzeny i Czarka to pierwsza wycieczka w tym sezonie i do tego pierwsza w SPD :D.
Od jakiegoś czasu planowaliśmy wypad ale jakoś ciężko było trafić z terminem i z pogodą.
Miało być lekko i było... no może poza półtora kilometrowym odcinkiem terenowym "czerwonego".
Na początek 3 km asfaltu. Teraz jest już nieźle bo prawie cała jezdnia czarna i tylko od czasu do czasu jakieś kałuże zakłócały czarną wstęgowatość szerokości.
Przy rozjeździe chwila namysłu czy lecimy na "czerwony".
chwila namysłu ... © MKTB

Marzena niechętnie przystaje na propozycję terenu. Nie chce się ubłocić.
na szlaku ... na razie przejezdnym © MKTB

Na początku nie jest źle, dajemy radę ale momentami rzuca rowerem i co chwilę ktoś z nas zostaje wysadzony z bajka. Na nieszczęście Marzena "nie zdaułża" wypiąć z spdków i ląduje bokiem w śniegu. Za drugim razem trochę niefortunnie bo uderzając się w kolano. Jakoś ciągniemy dalej. Czarek wyrywa do przodu (oj stęskniony jazdy) ale nie za daleko bo droga się kończy. Musiało dosypać w ostatnim czasie i to porządnie. No cóż, zawracamy, pozostaje asfalt.
.. i powrót. Czerwony nieprzejezdny © MKTB

Już przy asfalcie czekamy na Marzenę
dołącza Marzena z obitym kolanem © MKTB

i lecimy boczkiem na Motycz-Józefin. Dobra trasa bo ruch tutaj mały więc bezstresowo można sobie kręcić.
Ze względu na "debiut" młodzieży i 3 gleby Marzeny tempo turystyczne. Czasami coś szybciej z Czarkiem podjedziemy i za chwilę powolutku w oczekiwaniu na Marzenę.
Czarek opala się w oczekiwaniu na Marzenę :D © MKTB

Marzena dojeżdża do opalonego Czarka :D © MKTB

Planowałem podjechać do Miłocina a później zataczając pętle przez Bełżyce, Radawiec, Kozubszczyzne zjechać do domu ale po krótkiej konsultacji skróciliśmy trasę i "pognaliśmy" w kierunku Motycza.
...i zniknęli za śnieżno-asfaltowym horyzontem © MKTB
.
Z Motycza na Palikije, później w kierunku lotniska w Radawcu i przed lotniskiem znowu wbijamy się w drogę Kozubszczyzna - Motycz (z fajnym króciutkim ale ostrym podjazdem) i jeszcze tylko ok 5 km do domu. Marzena jakoś wytrzymała ale kolano trochę spuchło i zsiniało. Niestety, nie do końca ten pierwszy raz jej się udał.
W domu oczywiście nie obyło się bez mycia rowerów. Śnieg i błoto to pikuś ale sól to... sami wiecie co ;)
.
UWAGA!
Czytających zapraszam do wątku na forum, w którym toczy się dyskusja o wsparciu dla Błażeja i kupnie dla niego roweru. To w ramach gestu od ludzi korzystających z serwisu, który przecież dla nas tworzy. Zbiórka to symboliczna kwota 10zł, więc im więcej chętnych tym lepiej.
Zapraszam na forum tutaj: Zbiórka na rower dla Błażeja
.
Kategoria Foto


  • DST 22.50km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 19.85km/h
  • VMAX 40.83km/h
  • HRmax 169 ( 96%)
  • HRavg 152 ( 86%)
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szkoda byłoby nie wykorzystać ...

Czwartek, 4 lutego 2010 | Komentarze 0

takiej pogody jak dzisiaj. Słoneczko, zero wiatru, piękny śnieżek, taką zimę lubię.
Dzisiaj do służby wrócił spec. Opuściłem tylko trochę siodełko co by lepszą kontrolę nad pojazdem sprawować, ubrałem się we wszelakie windsoppery i na szlak:)
Początkowo w stronę Motycza a później postanowiłem sprawdzić przejezdność czerwonego szlaku między Motyczem a Dąbrowicą. Łoj pikno zime dzisiaj momy ;)
na czerwonym szlaku © MKTB

Początkowo jechało się nieźle ale po 2 km głębsze koleiny skutecznie utrudniały utrzymanie kierunku jazdy. Moje próby balansowania musiały wywołać uśmiech na twarzach autochtonów siedzących w oknach swoich chatynek.
tu trochę rzucało © MKTB

Przelot przez drogę "nałęczowską" i kontynuując czerwonym w kierunku Lublina turlałem się powoli do Dąbrowicy. Luźny śnieg powodował chwilowe utraty przyczepności ale ogólnie jazda była bezproblemowa i przyjemna. Z Dąbrowicy asfaltem do Szerokiego i znowu byłem na "nałęczowskiej". Tu już czysty ale mokry asfalt. W Płouszowicach dałem w lewo, na Motycz. Tu czysty asfalt występuje tylko pasami a po kilku minutach jadę już po samym śniegu.
droga do Motycza © MKTB

Po zakreśleniu pętli, w Motyczu skręcam na Kozubszczyznę. Ten fragment drogi jest najbardziej "urozmaicony". Nawierzchnia przystrojona jest w łaty z lodu, śniegu ubitego, śniegu rozjeżdżonego itp. Pierwotnie planowałem odbić na lotnisko w Radawcu ale stopy mi zmarzły i powrót do domu uznałem za rozsądniejszy wybór.
niedaleko domu © MKTB

Po powrocie mycie speca ciepłą wodą i do "kominkowego" żeby się wysuszył.

Oj, przyjemnie się dzisiaj w słoneczku jeździło :)
.
Kategoria Foto


  • DST 11.50km
  • Teren 2.50km
  • Czas 00:38
  • VAVG 18.16km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prawdziwy rower :)

Niedziela, 31 stycznia 2010 | Komentarze 3

Tak, tak. Dzisiaj prawdziwy rower. Pierwsze jazdy, pierwsze otb, pierwszy naturalny tatuaż na łydce.
Na dzisiejszą "wyprawę" wziąłem rower Agatki, podniosłem siodełko a raczej kanapę i pożyczyłem tylne koło z roweru Cezara. Po pierwsze fast tracki mają za słaby bieżnik na śnieg a po drugie żeby sprawdzić czy Cezar może na nich jechać Mrozy ;).
Wyjazd z domu, dziwnie jakoś na takim krótkim rowerze, dotknięcie przedniego hamulca w skręcie powoduje natychmiastowy uślizg koła ale tył trochę łatwiej kontrolować, chyba przez niższy środek ciężkości. Ostrożnie brachu, szkoda się połamać przed sezonem ;). Skręt do zagajnika.
w "moim" zagajniku © MKTB

Po śladach traktora(u) nawet nieźle "idzie", przód trochę pływa ale jest OK. Po 500m przód schodzi w śnieg, rowerek staje dęba a ja po krótkim locie ląduję w śniegu i czuję, że na łydce mam już świeży "tatuaż", pierwszy w tym roku. Śmiałem się sam z siebie.
Po następnych 300m ślad się skończył a razem z nim jazda.
Powrót na drogę i w lewo skrótem na Radawiec. Po 500m nie ma przejazdu, cholera trzeba będzie asfaltem. Kawałek asfaltu a po chwili odbijam w "osiedlową" by po kilometrze powtórnie wyjechać na asfalt. Trzymałem się głównie czarnego ale na "pobocznym" śniegu rowerek trzymał się dość stabilnie.
Przy następnej okazji odskok w teren.
lepiej niż w lecie © MKTB

Lekki podjazd ale lepiej jest niż w lecie kiedy to dziurawa szutrówka wymaga większego nakładu sił. Jeszcze kawałek i skręcam w lewo, skrótem do domu i po 500m .. uuuuups...
koniec drogi :o © MKTB

zmiana planów, zawrotka i kontynuacja pętli ale już tylko asfaltem. Szybciej ale... nuuda, tylko od czasu do czasu jakiś kundel opony obszczeka.
Przed domem delikatne płukanie z panierki śnieżno-solnej i do domu, do suszenia :)
Mimo tylko 12 km trochę się spociłem :D
.
ps
Czarek możesz jechać na Mrozy na tych kółkach.
.
Kategoria Foto


  • Temperatura -5.0°C
  • Aktywność Narciarstwo

Family Cup Jacnia 2010 - narty

Niedziela, 10 stycznia 2010 | Komentarze 4

Family Cup mistrzostwa woj.lubelskiego w narciarstwie alpejskim ( ALPEJSKIM !? dobre :D ) Jacnia 2010.
Tym razem wypad tylko z Wojtkiem. Pogoda okropna, marznący deszcz, trasa płaska, slalom ładnie ustawiony ale krótki.
Wojtek 10 w kategorii a ja trzeci :).
Family Cup Jacnia 2010 © MKTB
foto z telefonu więc jakość tragiczna :(, jak będzie lepsze to podmienię.
Wygląda na to, że to już koniec mojego nartowania w tym sezonie :(. A to dlatego, że czekają mnie spore inwestycje rowerowe :)
.
Kategoria Narty, Foto


  • Aktywność Jazda na rowerze

*** Wesołych Świąt ! ***

Czwartek, 24 grudnia 2009 | Komentarze 2

Wszystkim Bikestatowiczom życzę radosnych Świąt Bożego Narodzenia
i tysięcy pięknych kilometrów przejechanych na rowerach w nadchodzącym roku :)!

Mikołaj na rowerze :) zdjęcie: PAP/EPA/BERND SETTNIK © MKTB

Święty Mikołaj w drodze do jego bożonarodzeniowego urzędu pocztowego w Himmelpfort (dosłownie: Brama Niebios) w Brandenburgii w Niemczech.
zdjęcie: PAP/EPA/BERND SETTNIK
źródło: www.wp.pl"
.
Kategoria Bla bla, Foto


  • DST 20.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 15.38km/h
  • VMAX 44.58km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 212m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Radar, kłusaki i choinki

Niedziela, 6 grudnia 2009 | Komentarze 3

Tak jak wczoraj obiecałem, podjechałem sprawdzić radar ;).
niestety nie udało mi się przekroczyć 50 km/h ale po dłuższej obserwacji stwierdziłem, że błyskanie powyżej 50 km/h to tylko ostrzeżenie dla kierowcy (przy 54 jednemu błysnęło 2 razy) a od jakiej prędkości rzeczywiście robi zdjęcie tego nie wiem.
Duński radar © MKTB

po tym sprawdzianie udałem się do fortu Charlottenlund. Wjechałem sobie na najwyższy punkt i po zrobieniu jednego zdjęcia czym prędzej wróciłem na dół. Dzisiejszy, zimny i porywisty wiatr nie dawał przyjemności przebywania na wybrzeżu.
Fragment Strandvej i przystań w Charlottenlund © MKTB
.
Miałem pojechać Strandvejen do Klampenborga ale wiatr od morza i zapach który niósł ze sobą odstraszyły mnie skutecznie. Udałem się więc w głąb lądu wybierając inną drogę. Park w Charlottenlund, trochę asfaltu i po chwili, przejeżdżając koło torów konnych usłyszałem głos spikera. Bramy były otwarte więc zajrzałem.
wyścigi kłusaków © MKTB

trafiłem na wyścigi kłusaków. Ludzi jakoś mało i tylko na nowej trybunie, stara świeciła pustkami i początkiem remontu (?).
stary budynek wyścigów © MKTB

Pierwszy raz widziałem coś takiego na żywo :). Fajna zabawa, przyjemne się ogląda ale jakoś szkoda mi tych koników.
ostatnie kółko w wyscigu © MKTB

po udanym finiszu © MKTB

Ze względu na chłód nie chciało mi się czekać na następny wyścig. Ruszyłem sobie asfaltami w kierunku Klampenborga. Cały czas mając tereny zadrzewione po bokach byłem skutecznie osłonięty od wiatru. Zaczęła się już sprzedaż choinek. Na niektórych większych placach można sobie już wybrać piękny świerk czy kształtną jodełkę, wianki, wiązanki, słomiane koziołki i baranki :)
już ruszyła sprzedaż choinek © MKTB

Po kilku km dojechałem do torów wyścigów konnych Klampenborg Galopbane. Pusto dzisiaj, nic się nie działo ale mimo to wstąpiłem by zobaczyć obiekt od "środka".
wejście główne na tor wyścigów konnych © MKTB

bramki wejściowe © MKTB

Tor wygląda na bardzo naturalny, ze 4 albo i 5 razy dłuższy niż ten do wyścigów kłusaków ale najciekawszą pozycją na torze jest stary (ale odnowiony) budynek restauracji "Królewska Trybuna".
Restauracja "Trybuna Królewska" © MKTB

hall of fame © MKTB

fragment toru i remontowana wieża wyników © MKTB

Po kilku fotach wyjechałem z torów i skręciłem do parku okrążając tor po zewnętrznej i kierując się na Jægersborg. Pierwszy raz natknąłem się na fragment starych umocnień (chyba, muszę popytać). Za trasą po lewej "mój" park dojazdowy a po prawej u góry brama do Jægersborg Dyrehave.
fragment starych umocnień ? © MKTB

Szybki a właściwie króciutki zjazd i po kilku chwilach i 2 sekundach byłem pod bramą parku. Tutaj też choineczki jak najbardziej.
Sprzedaż choinek przed wejściem do Jægersborg Dyrehave © MKTB

w tył zwrot i ten znak mówi mi, że do domu już blisko :)
do domu niedaleko :) © MKTB

.
Kategoria Foto, Za granicą


  • DST 42.00km
  • Teren 42.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 14.91km/h
  • VMAX 43.17km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 540m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Heino MTB Fall Race

Niedziela, 29 listopada 2009 | Komentarze 4

Musiałem spróbować. Być za granicą, mieć czas i wyścig "pod nosem" i nie spróbować ? Żal by było. Przeszkodzić mi mogła tylko pogoda bo postanowiłem, że przy mocnych opadach deszczu nie pojadę na wyścig. Tak jak pisałem wcześniej miał być to dla mnie maraton rozrywkowy ale pomimo tego postanowiłem przejechać dłuższy dystans - 42km (do przelotu w dwóch pętlach).
W sobotę wieczorem znajoma powiedziała, że ma być deszcz i silny wiatr więc pomyślałem, ze d... z wyjazdu ale ... pożyjemy zobaczymy, w Dani z pogodą nigdy nie trafisz :).
Niedzielny poranek godzina 7.oo. Otwieram jedno oko, rzucam nim w okno. Chyba jest nieźle. Wstaję, idę przyjrzeć się dokładniej warunkom. Zero wiatru, brak deszczu ale niebo zaciągnięte na równo. No to kiepsko pewnie jak dojadę na miejsce (do przejechania miałem 55km) to zacznie padać. Wracam do łóżka... tylko na 15 min bo nie mogę zasnąć a perspektywa nie wykorzystanej okazji męczy mnie coraz bardziej. Lekkie śniadanie, spory wybór ciuchów na różną pogodę, batony, picie, wszystko jest tylko szkoda, że forma została gdzieś tam w Polsce. Rower na dach i w drogę. Połowa trasy to autostrada więc jedzie się dość szybko, w radiu cały czas walą "krismasowe" piosenki. Nadal nie pada więc jest OK. Ostatnie 15 km jadę za VW z dwoma rowerami "na pace" wiec nie zabłądzę ;).
Tisvilde to mała miejscowość na północy Zelandii, ok. 55 km od Kopenhagi. Kiedyś osada rybacka, teraz większość starych ale pięknie utrzymanych domków służy jako domki letniskowe. W okolicy Tisvilde znajduje się jeden z największych lasów - Tisvilde Hegn gdzie organizowana jest chyba większość duńskich wyścigów MTB między innymi dzisiejszy Heino MTB Fall Race :). Las jest bardzo różnorodny zarówno pod względem roślinności, gleb jak i ukształtowania terenu i właśnie ze względu na ta ostatnią cechę jest popularny wśród "górali".
Na parking przy lesie dojeżdżam o 9.30, trafić było łatwo bo już raz tutaj byłem (chyba z 15 lat temu by obejrzeć przepiękny zachód słońca) a po drugie jest po prostu na końcu drogi :D. Samochodów na razie jest mało, ok 30.
Zapisy w biurze od 9.oo ale ludzi jeszcze nie ma. Większość zapisała się przez internet bo szybciej a i opłata niższa - 150 DKK (ok 82 PLN) za długi dystans. Ja nie będąc pewnym startu postanowiłem zapisać się w ostatniej chwili co dodatkowo kosztowało mnie 50 DKK. Wypełniłem szybko wniosek, odebrałem numer, czipa i wybrałem sobie tyrtytki do numeru (a wybór był i wielkości i koloru). Numer był papierowy ale jak się później okazało z jakiegoś specjalnego papieru bo nie rozmókł w błocie ani nawet w czasie późniejszego mycia w domu, po wyścigu.
tyrtytki do wyboru do koloru a i szcypiec nikt nie za...brał :) © MKTB

i wróciłem na parking,który zdążył się już w sporej części wypełnić.
parking a włąściwie pół parkingu w Tisvilde :) © MKTB

rozpakowałem speca, dokręciłem sprężyny w spd no i oczywiście przyczepiłem numer. Chwilami zza chmur wychodziło poranne słoneczko. Temperatura prawie 8°C ale później zamiast rosnąć to spadła do 6.
spec i plaża © MKTB

Przebrałem się, wziąłem aparat i ruszyłem na małą rundkę
"domki - komórki" przy plazy w Tisvilde © MKTB

gdzieś tam czeka fajna trasa © MKTB

Wśród tych górek zobaczyłem fajną, podjeżdżającą ścieżkę. No to będzie fajna rozgrzewka. Piękne krajobrazy i zapach świeżo ściętych sosen sprawił, że znalazłem się w innym świecie. Po wspaniałym błądzeniu po różnych ścieżkach dojechałem do szerszej szutrówki i stanąłem by zrobić zdjęcie. Z góry jechali ludzikowie - także rozgrzewkowicze. Pstryk.
droga rozgrzewkowa © MKTB

wrzuciłem aparat do polaru i też daję na dół. Po chwili widzę bramę startową i ustawionych zawodników. O cholera patrzę na zegarek w liczniku, zaraz będzie start ! Szukam najkrótszej drogi na parking, gdzieś z tyłu słyszę podniesiony głos spikera, pewnie wystartowali. Dopadam do samochodu, zrzucam polar, wkładam chustkę i kask, wlewam jeszcze ciepłe picie do bidonu i wracam na trasę a właściwie na miejsce startu. Ludzie ustawieni ale podejrzewam, że to już krótki dystans który startuje o 11,15. Na wszelki wypadek zapytałem sędziego czy "długi" już poszedł i niestety dostałem odpowiedzią twierdzącą. Ruszając rzuciłem okiem na zegar startowy ... 11.07 !
Pożegnały mnie żarty i śmiechy zawodników z krótkiego ale jedno wiedziałem na pewno , NIKT mnie mnie wyprzedzi :).
Tą samą szutrówką którą kilka minut temu zasuwałem w dół teraz jechałem pod górę. Już po niecałym kilometrze "dopadłem" jednego zawodnika...dopadłem bo złapał gumę, a to peszek. Cały czas lekko pod górę (ok. 3-5%) a po 1,5 km ledwo łapię oddech ale za to łapię końcówkę wyścigu. Łapię dlatego, że stoją w kolejce do pierwszego podjazdu a właściwie podchodu :). Jak zwykle czołówka już jest gdzieś daleko a tyły pną się powoli. Ostre ale krótkie podejście, idzie tak powoli, ze zdążyłem odpocząć i trochę ubłocić buty. Mały szczyt i z góry, stromy ale krótki zjazd. Wąsko, właściwie to jechało się rowkiem 30cm szerokości i 20 głębokości. Uskoki i korzenie wymuszały totalne skupienie. Non stop na hamulcach. Teraz kilometr równego i znowu podjazd a właściwie podejście bo glajcha taka, że koła tylko mielą. Kawałek szczytem, błoto jest ale przejechać można, no może nie każdy. Dzięki temu mam już parę osób za sobą.
oj błotko, błotko © MKTB


pierwsze zdjęcie na którym się znalazłem :) © MKTB


w korku © MKTB


heloł ! :) © MKTB

Znowu zjazd, tym razem szybszy można odpuszczać, można dokręcać ale powiem tylko tyle, że na mw 800m zjazdu naliczyłem ok 20 zgubionych bidonów, tak była telepawka !
Do bufetu na 8km był jeszcze jeden podjazd udało mi się go wziąć w siodle bo jakoś przez moment się luźniej zrobiło. Trochę równego, pomału zaczynam odrabiać straty.
Wąskie ziemne ale nie rozmokłe single, szersze błotniste ścieżki (jak mi powiedział jeden z obsługi częściowo do błota przyczyniły się maszyny leśne pracujące tu ostatnie trzy dni), szutrówki, trochę piachu i wszędobylskie korzenie. Można było tu znaleźć wszystko. Po drodze można też pogadać, tak jak u nas ale dłuższą gadkę miałem tylko raz z ludzikiem który jechał wyścig pierwszy raz w tym roku a ubrany był raczej jak na jakieś enduro: orzeszek, szorty na leginsach, luźna koszulka. Nie wiem skąd ale wiedział, ze w Polsce jest mnóstwo wyścigów MTB. Rozstaliśmy się przed singletrackem i nie przypominam sobie by mnie wyprzedził :).
Na bufecie "witają" nas dzieci. Banany, batony musli i zimna woda do picia. Wypiłem i jakoś nie wydawała się zimna :) Bufet na 15-tym kilometrze to ten sam tylko dojeżdżało się z drugiej strony po zrobieniu 7km pętli.
bufet © MKTB

Po bufecie trasa wije się przeważnie w pionie, dość łagodnie ale w sumie teren wymagający, podjazdy ze slalomem wśród drzew, podobnie ze zjazdami. Wśród sosen mokra, wąska ścieżka, slalom i korzenie. Najgorsze te na zakrętach o czym się sam przekonuję. Od szlifu uchroniło mnie tylko to, że nie przestałem kręcić a dosłownie po sekundzie usłyszałem za sobą chrzęst upadającego roweru, jemu się nie udało.
Na jednym z podjazdów spada łańcuch, zakładam, moment prostego znowu podjazd zrzucam na najmniejszą i znowu to samo. Powtórka z Józefowa, nie wiem co jest, regulowałem przed wyjazdem ale wiele nie jeździłem więc powinno być OK. Do końca wyścigu przy zrzucie na 22 trochę delikatniej kręcę i jest dobrze. Zaraz za drugim bufetem ostatni krótki ale ostry podjazd na pętli, który w sezonie byłby do podjechania ale dzisiaj niestety z buta. Na tym zdjęciu nie wygląda tak ostro...
jeden z krótkich ostrych podjazdów © MKTB

ale tu widziany już z góry już robi wrażenie :)
ten sam podjazd widziany z góry © MKTB

Jeden z najciekawszych fragmentów trasy to przejazd przez Troldeskov (las Trolli). Teren z drzewami tak bajkowo powykręcanymi, wijącymi się po ziemi, nad ziemią, że można by tu kręcić jakiegoś "willowa" albo innego "władcę pierścieni". Właśnie wśród takich sosen prowadził singletrack. Jazda po korzeniach dawała w d... spojrzałem na licznik - 10km/h. Super slalom. Muszę tu kiedyś wrócić na spokojnie z aparatem.
troldeskov © MKTB
zdjęcie z internetu, autor nieznany
Wijące się konary zostawiam za sobą wjeżdżając do brzozowego zagajnika. Od razu inny klimat, mam wrażenie, że wjeżdżam na mokradła ale to złudzenie. Ziemne, twarde ścieżki dają niezłe oparcie i można podgonić.
sporo było takich odcinków © MKTB

Po chwili wskakuję na szutrówkę a za moment z powrotem do lasu, znowu troszkę błota później w miarę twardo widzę tabliczkę "mål 200m" nie jest źle, połowa trasy za mną, jeszcze żyję i do tego nie jestem ostatni :). Sprawdzam przewyższenia, sigma pokazała 267m a organizatorzy zapowiadali 270 wiec się zgadza. Z bufetu na półmetku nie korzystam. Teoretycznie mógłbym już dalej nie jechać bo widziałem całą trasę ale wtedy nie ukończyłbym zawodów a po drugie chciałem jeszcze sprawdzić co mogę podjechać przy luźnej już trasie.
Dwudziesty szósty kilometr, spotyka mnie pierwszy raz coś co znałem tylko ze słyszenia - skurcz uda (wcześniej, chyba w Józefowie miałem lekkie skurcze łydek). Tym razem miałem ze sobą tabletki które doczekały od Kozienic. Możecie mi wierzyć albo nie ale po 5 minutach ssania tabletki skurcz przeszedł. Nie wiem czy to placebo czy może jednak chemia pastylki + moje podwyższone ciśnienie to sprawiły ale przeszedł.
Od czasu do czasu udało mi się kogoś pomalutku dojść i wyprzedzić, o dziwo również na podjazdach :). Na Bufecie tym razem wciąłem banana i poprawiłem żelem (miałem swój). Tak w ogóle to nie widziałem nikogo kto łykałby jakieś tubki czy woreczki, opakowań na trasie też nie było (w ogóle nie było śmieci ! poza wąską strefa bufetów). Może nie widziałem bo nie jechałem w czubie :D.
Z przyjemnością powtórzyłem telepiący zjazd, slalom w trollim lesie i po ostatnim bufecie pokusiłem się o ostatni stromy podjazd. Dojechałem tylko do połowy :(. Prowadząc rower usłyszałem strzał. Obok mnie gościu złapał gumę. Zapytałem czy ma zmianę ale już nie miał, druga guma. Do mety mam tylko 6 km więc zaryzykuję, oddaję mu swoją dętkę. Ostatnie kilometry tempem spacerowym i ponownie widzę tabliczkę z napisem "meta 200m". Zaraz za metą gostek z kastrą zbierał czipy. Oddałem swój i pogoniłem do bufetu walnąć coś ciepłego.
Zupa szparagowa z wojskowego termosu i kanapka z szynką. Po chwili kakao i ciasto by zaraz potem zagryźć innym ciastem i popić kawką. Bufet ogólnie to wypieki domowe a jak widać klusek i ryżu to tu nie ma w zwyczaju podawać.
bufet po wyscigu © MKTB

Podreperowałem się trochę więc trzeba się zwijać.
no i koniec :) © MKTB

Krótkie podsumowanie.
Oznaczenie bardzo dobre, ok 50 m przed każdym zakrętem była czarna strzałka na żółtym tle i na samym zakręcie powtórka. Na równych odcinkach kawałki taśmy a w trudniejszych momentach lub mniej widocznych zakrętach stał ktoś z obsługi i "kierował ruchem". Bufety bidne ale za to 5 szt + jeden po mecie. Tabliczki z przebytą odległością pierwsza po 1 km później co 3km !
przy zapisach zero gadżetów, w wynikach nie ma podziału na kategorie wiekowe. Po
wyścigu losowanie win i czekoladek Anthon Berg (niestety nic nie wygrałem) a wypada wspomnieć, że głównym sponsorem był sklep rowerowy Heino Cykler handlujący marką Focus.
Cieszę się, że tu przyjechałem. Trasa przepiękna, najładniejsza i najciekawsza jaką do tej pory jechałem, wymagająca, ale 2 pętle warto przejechać.
Do domu wracałem zmęczony ale zadowolony. W połowie drogi do Kopenhagi zaczęło padać. I wierz tu człowieku w prognozy ;).

Wyniki oficjalne:
dystans: 42 km 195m
czas: 2:48:16 , czas zwycięzcy : 1:40:30
miejsce open: 293/380

wyniki z licznika:
dystans:44 km 330m
czas: 2:41:30
przewyższenia: 533m

Co ciekawe wyścig określany był jako XC a nie maraton a to dlatego, że tu nie ma kategorii maraton. Zresztą sami zobaczcie: kalendarz mtb :)

SEZON WYŚCIGOWY 2009, UZNAJĘ ZA ZAKOŃCZONY ! :)
.

  • DST 31.00km
  • Teren 26.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 21.14km/h
  • VMAX 46.46km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 279m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jægersborg po raz drugi

Wtorek, 24 listopada 2009 | Komentarze 2

Nareszcie troszkę słońca. Tylko chłodny wiatr i łyse drzewa przypominały, że to późna jesień. Trzeba wskoczyć na rower, szkoda nie wykorzystać takiej pogody tym bardziej, że w większej części parku drzewa redukują do minimum porywy wiatru. Tak jak na poprzednim wypadzie jazda interwałowa bez konkretnej kontroli czasu, stref (i tak nie wziąłem paska HR) ot tak jak teren pozwalał, ogólnie nie za mocno bo i tak w 4 dni formy nie odbuduję :D. Wiatr osuszył trochę ścieżki ale błotkiem jeszcze trochę chlapie bo gleby tu raczej nie piaszczyste i woda tak łatwo nie wsiąka. Pętelka trochę dłuższa niż w niedzielę.
spora część dróg w parku tak wygląda © MKTB

duńska złota jesień :DDD © MKTB

taka naturalna ławeczka © MKTB

singielek ku słońcu © MKTB

nawet w parku są drogowskazy © MKTB

parkowe rozlewisko © MKTB

Pod koniec przyszły chmury które przyniosły krótki deszcz ale na szczęscie do domu było już blisko.
dzisiaj trochę czyściejszy © MKTB
Kategoria Foto, Za granicą


  • DST 20.00km
  • Teren 17.00km
  • Czas 00:53
  • VAVG 22.64km/h
  • VMAX 43.17km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jægersborg Dyrehave

Niedziela, 22 listopada 2009 | Komentarze 0

Jak człowiekowi słonko nie zaświeci to jakoś ciężko d.. ruszyć a jeszcze do tego zacznie padać to już całkiem kiszka. Ale ilekroć jestem w Danii to jest jakoś inaczej. Jak widzę ile tu osób jeździ niezależnie od pogody, czy to do pracy czy dla rozrywki, jakoś mnie to mobilizuje do wyjścia z domu. Oni mogą tak w gajerach i płaszczykach rowerować a ja zaprawiony w bojach Mazovii (ha ha ha..) to nie ?. Oczywiście, że tak... ale bez przesady :).
Od rana padało, raz lżej raz mocniej ale ok. 14-tej padanie zamieniło się w kropienie. No cóż przyjdzie (a raczej przyjedzie) się dzisiaj ubłocić :).
Kierunek Jægersborg Dyrehave. W okolicy Kopenhagi jest to chyba jedyny, tak duży teren gdzie można poszaleć na góralu. No może bez przesady bo gór tu niema ale jest parę krótkich ale ostrych podjazdów, trochę pagórów, mokradła, szuterki więc ogólnie cytując duńskich klasyków: "klawo Egon jak cholera" ;).
Do parku mam tylko 1,5 km asfaltu :) potem przejeżdżam takim niby zagajnikiem ok 1km ...
w drodze do parku © MKTB

...i po przecięciu drogi asfaltowej docieram do bram (dosłownie) parku. Tak jak przewidywałem ścieżki mokre (a jakie miały być po deszczu ?), ignitory kląskają po liściasto błotnej ściółce, jest fajnie, tylko 9 stopni ale jadę w miarę ostro więc momentalnie się rozgrzewam. Po 6km czuję słabość nóg która na płaskim odcinku odchodzi ale za to po 11km zaczyna brakować mi tchu. Trzeba odpocząć, zwolnić. Moment na zdjecia i dalej na ścieżki.
Spec, ja i Jægersborg Slot © MKTB

Po drodze mijam co jakiś czas stadka jeleni których dzisiaj jest więcej niż ludzi. W słoneczne dni zazwyczaj bywa odwrotnie :).
Jelenie wsuwają buraki cukrowe © MKTB

gdzieś w parku © MKTB

Ukształtowanie terenu zachęca a czasami wymusza interwałowy charakter jazdy ale zmęczenie szybko powraca, jestem słaby i tyle. Zaczyna się ściemniać więc czas wracać. Ostatnie kilometry po parku już na czuja. Dobrze,że miałem założone diodki bo o tej porze sporo ludzi "łazi" jeszcze z psami (psy tez mają diodki, najczęściej czerwone, przyczepione do obroży). Miłe jest to, że gdy przejeżdżam obok spacerowiczów czy wyprowadzaczy psów uśmiechając się mówimy sobie "haj !"(zapewniam, że nie oznacza to zaproszenia do wspólnego wypalenia ...:), ani razu nie widziałem wykrzywionej złością gęby ani nie słyszałem "..już nie mają cholera gdzie jeździć". Wszyscy są dla siebie mili. Park jest dla każdego, z jednej ścieżki korzystają spacerujący, także ci z psami (obowiązkowo na smyczy), jeźdźcy na koniach (mają też trochę swoich ścieżek) i my, rowerarze. Inny kraj inni ludzie.
Dojeżdżając do domu nie czuję już zmęczenia, ostatnie 2km na luzie. Miesiąc bez roweru to długo a i październik z niedokończoną dwusetką też nie należał do ciężko przepracowanych. Brak jazdy, inna dieta (mniej makaronu :D), "osiadły" tryb życia powodują momentalny spadek wydolności.
Przed wyjazdem z domu wygrzebałem w necie informację o zawodach mtb w DK i znalazłem jeden maraton a właściwie wyścig (oni tak to określają) który mi podpasował ze względów logistyczno czasowych. Po dzisiejszej jeździe mam wątpliwości co do sensu uczestnictwa ale z drugiej strony chciałbym się przejechać by zobaczyć jak wyglądają takie zawody za granicą. Prawdopodobnie pojadę "rekreacyjnie" ale dłuższy dystans czyli dokładnie 42 km i 195 m :D (krótszy to 20,097). Mam jeszcze tydzień na podreperowanie kondycji, może nie będę ostatni ... a jak będę to trudno :)
buciki po przejażdżce © MKTB
Kategoria Foto, Za granicą, Błoto


  • DST 44.00km
  • Teren 14.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 20.79km/h
  • VMAX 40.83km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 185m
  • Sprzęt Specialized HR XC Sport
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po wczorajszym wypadzie do lasu radawieckiego...

Niedziela, 18 października 2009 | Komentarze 0

...dzisiaj postanowiłem sprawdzić jak wygląda sytuacja na leśnych szlakach w Dąbrowie nad zalewem. Dzisiaj zabrałem ze sobą plecak by mieć gdzie schować kurtkę PD i bidon z ciepłym piciem (wczoraj zmarzł po pół godzinie w koszyku). Zdecydowałem, że trasa będzie identyczna jak na poprzedniej vuelcie. Oczywiście najpierw trzeba było "przedrzeć" się przez 13km asfaltu następnie "wpadłem" do lasu i tu miłe zaskoczenie, czysto. Trochę połamanych kawałków gałęzi ale cały czas przejezdnie
wyspa na Zalewie Zemborzyckim © MKTB

kolorowy "rękaw" © MKTB


Błoto i kałuże mimo ich sporej ilości nie stanowiły dziś problemu, za to śliskie korzenie tak. Szczególnie jadąc wzdłuż "rękawa" trzeba było uważać, tu było naprawdę mokro i ślisko.
"rękaw", w stronę zalewu © MKTB

mała przerwa na picie i batona
zalew w lekkiej mgiełce © MKTB

Prawie cały czas jechałem wzdłuż brzegu zalewu i trasa była przejezdna na całej długości poza jednym miejscem. Było tu zwalone drzewo ale łatwo było je obejść. Właśnie tu spotkałem bikera który jechał z głębi lasu i mówił, że tam więcej jest połamańców i jest bardziej przełajowo.
kotara nad szlakiem © MKTB

Dwa razy "obierałem" przerzutkę ze zbieranych, sosnowych gałązek. Trochę też dostała dźwięku od błota ale jeszcze nie tak rzężącego jak w Szydłowcu :). A zapomniałem dodać, że po wczorajszej kąpieli zapomniałem rzucić olej na łańcuch wiec był suchy (coś niewyobrażalnego !)
Po dotarciu do ośrodka "słoneczny wrotków" (fajnie brzmi w kontekście dzisiejszej pogody :) ) zawrotka i innymi ścieżkami ( a zapewniam, że jest ich wiele) powrót.
tutaj bez przeszkód © MKTB

Powrót na błotną ścieżkę przy "rękawie" i przelot wałem do mostu na Bystrzycy, później przeskok na lewy wał i po paru km byłem na ścieżce rowerowej. Od tej pory już tylko twardymi nawierzchniami do domu.
Ogólnie jestem bez sił, zsiadłem z roweru i nogi miałem jak z waty. Tegoroczną formę zostawiłem chyba w Radomiu ;)

ps
Rower postał na dworze 2 godzinki zanim doczekał się karchera i okazało się że nima powietrza.
trochę zapiaszczony © MKTB

Szlag trafił dwa koła naraz ! Teraz wiem dlaczego tak ciężko mi się wracało :D
Od początku roku do maratonu w Radomiu zero a od Radomia, czyli w niecały miesiąc, cztery !
.
Kategoria Foto