avatar


button stats bikestats.pl

Znajomi


Archiwum bloga

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MKTB.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

XCM / XCO

Dystans całkowity:1437.00 km (w terenie 1258.50 km; 87.58%)
Czas w ruchu:76:25
Średnia prędkość:18.80 km/h
Maksymalna prędkość:62.04 km/h
Suma podjazdów:14152 m
Maks. tętno maksymalne:190 (107 %)
Maks. tętno średnie:172 (97 %)
Suma kalorii:5855 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:43.55 km i 2h 18m
Więcej statystyk
  • DST 47.50km
  • Teren 43.50km
  • Czas 03:05
  • VAVG 15.41km/h
  • VMAX 41.52km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 175 ( 99%)
  • HRavg 156 ( 88%)
  • Kalorie 1956kcal
  • Podjazdy 843m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

Galiński MTB Maraton - Gielniów - update

Niedziela, 2 września 2012 | Komentarze 0

O Maratonie Galińskiego dowiedziałem się z forum Mazovii :) Opis bardzo ciekawy więc decyzja szybka – jadę. Namówiłem jeszcze brata żeby zabrał swojego chłopaka. Niech spróbuje, może mu się spodoba ściganie.
Do Gielniowa przyjeżdżamy we trzech. Mirek, Michał i moja skromna osoba. Mirek pojedzie jako opiekun Michała startującego na Hobby a ja jak zwykle lecę na Mega.
Chłopaki zapisują się bez kolejki (po prostu jej nie było), Michał dostaje torbę z gadżetami a żeby było ciekawiej to dla młodzieży do lat 18 i opiekunów start na wszystkich dystansach był BEZPŁATNY! Dla dorosłych startujących na dystansach Mega i Giga opłata w dniu maratonu wynosiła całe 30 zł ! No i oczywiście każdy dostawał torbę z gadżetami :).
Swoje musiałem odstać mimo wcześniejszej rejestracji internetowej ale czasu było jeszcze sporo.
Jak zwykle szykowanie sprzętu i się. Zastanawiałem się tylko czy brać camelbaka bo dystans tylko 40 km ale ostatecznie zdecydowałem się go wziąć co okazało się dobrą decyzją bo pić się później chciało, oj tak.
Mała rozgrzewka i jedziemy ustawić się na start.
No to lecimy. Wyjazd przez ciasną bramę na dwukilometrową rundę honorowa przez centrum Gielniowa. Staram się być w miarę blisko czołowej grupy, przede mną 60-80 luda ale połowa poleci pewnie na Hobby. Asfaltowy podjazd który miał „przesiać” zawodników nie spełnił zadania co już niedługo odbije się na tempie pokonania odcinka XC. 6 km i rozjazd. Miniowcy lecą w lewo, Mega i Giga w prawo, zaczyna się teren. Trochę leśnych ścieżek lekko pofalowanych ale ok 8 km zaczyna się odcinek z krótkimi podjazdami i zjazdami a czasami "podchodami" i "zchodami" :). Odcinek raczej o charakterystyce klasycznego XC. Ciężko było i ciasno było. Wcześniej nie rozdrobniony peleton co chwilę stawał w kolejce i często to co można było podjechać/zjechać szło z buta. Agrafki i pętle skończyły się ok 11km ale dalej jesteśmy w lesie. Podobały mi się zjazdy, nie za długie ale strome z sypkim gruntem, do pokonania tylko z dupą za siodłem. Szybkie single to co lubię i chwila odpoczynku, fajnie, bo po sekcji XC myślałem, że zdechnę ale cały czas trzymam się ok. 30-40 miejsca. Około 12 kilometra wyjazd na otwarty teren, zakręt z grubym szutrem i … kapeć z tyłu. F@ck. W miarę szybka zmiana, pierwszy nabój sru, i prawie cały idzie w powietrze. Zapomniałem odkręcić zaworek. Drugi nabój poszedł dobrze ale powietrza mało i do jazdy się nie nadaje. Trudno. Wołam o pompkę ale okazuje się, że nikt nie ma ! Czy to nie dziwne ? Piąty, dziesiąty, dopiero ok 20-ty zawodnik zatrzymuje się i użycza pompki. Ok, oddam na mecie. Odwracam zaworek w pompce bo ustawiony miał na samochodowy i po chwili mogę podpier... dalej, uffff. Więcej nie zabiorę gazówki bo to już drugi raz się na niej przewiozłem. Asfalt i twardy szuter sprzyja szybszej jeździe i odrabianiu strat ale po 5 km muszę zwolnić żeby nie zdechc ;). Kolejne podjazdy i zjazdy tym razem szybsze, bez przesady ale szybsze. Na bufecie używam wody jako prysznica i drę dalej. Kawałek szutru i znowu las. Singielki, piękny trawers ale po protu piękny. Ścieżka 40 cm wije się jak wij po prawej stromizna w górę, po lewej w dół. Jedziemy we dwóch ale poprzedzający mnie zawodnik łapie prawą krawędź i rower próbuje mu podjechać więc traci równowagę i wysiada. Mijam go i dalej lecę sam. Podjazd, podejście, zjazd, podjazd i tak w koło. Szybki zjazd kończący się jak to nazwali organizatorzy „niebezpieczną hopką” ale ja nazwałbym to sporym garbem. Przejechałem go dość łagodnie bo nie chciałem się połamać na nieznanym. Kawałek polnej i znowu las i znowu podjazd. Trochę spokoju ale cały czas odrabiam straty. Ok 15-20 osób już mam. W grupie czech ludzi wpadamy na wyrypiasty zjazd. Rower skacze na korzeniach aż ciężko obserwować teren i ludzi przed sobą. Znowu bufet. Jakoś dziwnie bo Mega miało mieć 40 km a na liczniku już jest 36 ! Do cholery to ile jeszcze. Na bufecie znowu chłodzenie pleców i ud, łapię pomarańczę ale zjadam ją w wielkim pośpiechu bo już wpadłem na piaszczysty skręt i to pod górę więc dwie łapy potrzebne. Zaczyna się partia z ciężkimi, długimi podjazdami i dość łagodnymi ale technicznymi zjazdami. Przeskakuję gościa na tłentynajnerze i po chwili dochodzę do następnego. „ile to już, 40 ?” „Nie, 42” - rzucam. Chłopak klnie „pod nosem” że już sił nie ma, ja też nogi mam już twarde. Wspinamy się na podjazd który już znam. Cholera, czy nie pomyliliśmy trasy ? Zaczynamy znany już zjazd kończący się „chopką”. Znowu las i łagodnie w dół. Tu wyprzedzam towarzysza niedoli i odchodzę na bezpieczną odległość. Koniec zjazdu i widzę obsługę i napis meta. Kierują w lewo więc się zgadza bo wcześniej lecieliśmy w prawo. W locie pytam „ile do mety ?”, „Jeszcze czteryyyy”. No jaja se robią, mam na liczniku 44 więc wyjdzie 48 ! A miało być 40.
W dupę sobie można wsadzić rozkład sił bo "finisz" zacząłem gdy na liczniku wisiało 33 km !
Przez pola, trochę ciężko, jak to przez pola. Trawa i krzywo. Połowę muszę jechać na stojąco ale i tak dochodzę następną piątkę. Kawałek szutru i las. Ok 1,5 km do mety. Wąska ale twarda ścieżka. Obieram sobie za cel jeszcze jednego zawodnika. Dochodzę go przed samym asfaltem. 50 m szosy i skręt na stadion. Na zakręcie jest jeszcze pierwszy ale na mecie o pół koła jestem przed nim :).
Oglądam się na zegar, ok 3.05... no to ładnie. Patrzę na licznik, mniej pod górę niż w Suchedniowie ale ujechany chyba jestem bardziej. To przez intensywność trasy, nie było za kim i gdzie odpocząć.
Podbiega do mnie Michał, „byłem 99 ! „ krzyczy. No to fajnie, pierwszy maraton i jest w 60 % stawki. Narzekał tylko, że skrócili dystans. No tak, nam wydłużyli to hobby skrócili i zamiast 15 wyszło 11 km.
Oddaję czip za który dostaję porcję klusek. Niestety nie zjadliwe ale ratuje mnie stoisko ZPM Wojciechowski z gratisowymi kiełbaskami w glira :).
Po posiłku na stoisku Enervita znajdujemy z Michałem Maję Włoszczowską i dostajemy autografy na numerach i moim rowerze. Przykro było patrzeć na tę kruszynkę z zagipsowaną nogą.
Wracaj do zdrowia i na trasy Maju !
Galiński MTB Maraton, podpisy Mai Włoszczowskiej i M. Galińskiego © MKTB
Autograf Mai Włoszczowskiej na rowerze © MKTB


Krótkie podsumowanie.
Na -
Tragiczne pomyłka w temacie dystansów
kiepski ale naprawdę kiepski makaron
momentami słabe oznakowanie trasy, brak strzałek na niektórych krzyżówkach jazda na czuja w poszukiwaniu taśm
totalny brak fotografów
na +
ciekawa, wymagająca trasa
zachęcające warunki uczestnictwa
spora liczba startujących
dodatkowe dystanse dla dzieci od 5 do 9 lat

Teoretycznie minusów jest więcej ale z wyjazdu jestem zadowolony bo przyjechałem by zmierzyć się z ciekawą i wymagającą trasą. Nie zawiodłem się i w przyszłym roku ponawiam atak :)
Ze startu jestem całkiem zadowolony, cały wyścig przejechany w równym tempie pomimo dystansu dłuższego o prawie 20 %.
Poza gumą ze sprzetem problemów nie było, przerzutki chodziły dobrze, hamulce sporo się napracowały ale działały super.

Dzisiejsze dane z licznika:
dystans : 47,5 km
czas netto: 2:54:45
przewyższenia: 843 m

Dane oficjalnie:
czas: 3:05:00
Mega Open: 22/128
Mega M4: 5/22

i co się okazuje... tym razem guma kosztowała mnie miejsce na pudle M4. Do trzeciego i czwartego zawodnika zabrakło mi odpowiednio 2'18" i 2'19" !

Michał : 100/130 i 35/51 w kat M1. Udany debiut :)

.
Kategoria Foto, XCM / XCO


  • DST 6.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 00:15
  • VAVG 24.00km/h
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka przed maratonem

Poniedziałek, 27 sierpnia 2012 | Komentarze 0

Jeśli to można nazwac rozgrzewką :). Objazd ostatnich 3 km trasy.
Kategoria XCM / XCO


  • DST 61.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 02:57
  • VAVG 20.68km/h
  • VMAX 49.38km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 174 ( 98%)
  • HRavg 157 ( 89%)
  • Kalorie 1891kcal
  • Podjazdy 692m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia MTB Marathon - Skarżysko

Niedziela, 26 sierpnia 2012 | Komentarze 5

Liczyłem na dobrą trasę i się nie zawiodłem. Wprawdzie nie była taka mocna jak dwa tygodnie temu na ŚLR w Suchedniowie ale przez warunki panujące tego dnia można było się ujechać, co uczyniłem :). Po ponad rocznej nieobecności na Mazovii musiałem poprosić o start z 5 sektora i na szczęście organizator się zgodził. Już sobie wyobrażam przepychankę z 11-go po tych błotnych ślizgawkach i końcowy rezultat.
Przed maratonem spotkałem starych znajomych, Magdę i Tomka a po chwili Waldka z Mayday'a. O rozgrzewce ciężko było już mówić bo czasu wystarczyło na przelecenie końcowych 3 kilometrów maratonu i z powrotem. Chciałem być w czubie sektora i tak się stało bo było 20 minut do startu jak wlazłem do sektora.
Przed samym startem zaczęło kropić więc już wiedziałem, że lekko nie będzie.
Mazovia Skarżysko, start /fot. Z Kowalski © MKTB

Mazovia Skarżysko 2012/fot. P.Borkowska © MKTB

Start średnio szybki, nie taki jak na ŚLR... i całe szczęście. Nie chciałem stracić wszystkich sił na początku bo później przykro jak jest się cały czas wyprzedzanym :). Załapałem się z szóstką kolegów na mały pociąg i tak prowadziliśmy 5 sektor przez dłuższy czas. Początek po asfalcie później kostka i gruntówka. Tu wypracowaliśmy sobie jakąś przewagę. Dwóch odjechało, dwóch odpadło, ktoś dojechał do nas. Po 6-7 km dogoniliśmy najsłabszych z 4 sektora i od tej pory mieszało się cały czas.
Zaczął się najlepszy teren, głównie jazda lasem, singielki, podjazdy, zjazdy (za wiele ich nie było) trochę błota. Na znanym podjeździe znowu mam kłopot z młynkiem bo zaciągnął łańcuch ale tylko chwila postoju, przepuścić jadących i w drogę. Cały czas mieszamy się w grupie, czasami udaje mi się odjechać by po kilku minutach być wyprzedzonym przez "objechanego". Z reguły na podjazdach i na singlach jest równo, na prostych szutrówkach a w szczególności na kocich łbach tracę by odrobić trochę na zjazdach. Z buta sztywny, piaskowy podjazd po strumyczku i dłuższe podejście chyba w kierunku Kamienia (nie dam sobie głowy uciąć). No zapomniałbym o dwóch czy trzech "sekcjach" błota których za cholerę nie mogłem zaliczyć na kołach. 10 km przed metą zaczął się odcinek wybitnie korzeniasty. Tak mi dał w d... (w przenośni i dosłownie), że myślałem, że odpadnę tym bardziej, ze zostałem sam. "Moja" grupka odjechała a mi zabrakło pary na utrzymanie koła. Trudno sam będę ciągnął. Z przodu pusto, z tyłu, kilkadziesiąt metrów za mną ciągnął jakiś gość a za nim pusto. Ok. 3 km do mety, na nowo usypanej, szutrowe, ścieżce wyprzedził mnie mój "cień". Gerappa. Ciągnę dalej,koniec szutrówki, kawałek piachu ale ubitego więc jeszcze żyję, asfalt, stadion ...
" I proszę państwa są już na stadionie !"/ fot.M.Łęcka © MKTB
Już za chwilę ... :) / fot. P. Jaremek © MKTB


... i meta.
Nareszcie na mecie :) /fot. Z. Kowalski © MKTB

Chwilę po mnie dojeżdża Magda, "jeszcze chwilę i bym cię dogoniła". No tak, jeszcze tego brakowało żeby mnie dziewczyna na koniec wyprzedziła ;).
Szybkie kluchy, spotkanie i krótka rozmowa z Damianem no i do do samochodu trochę się umyć co by mnie żona w domu poznała :).
Małe podsumowanie. Trasa jak na Mazovię bardzo dobra ale wiem, że z tych terenów można ułożyć coś cięższego (patrz: ŚLR Suchedniów). Pogoda urozmaiciła trasę i która to dała możliwość podciągnięcia umiejętności technicznych, sztuki pozostania w siodle i ćwiczenia zmysłu równowagi. Była też sprawdzianem dla sprzętu który w dobrym stanie przetrwał wyścig. Wprawdzie nigdy wcześniej nie był tak oblepiony błotem ale poza małym problemem z napędem nic złego się nie działo. Oryginalne (żywiczne) klocki mimo dużego błota, jazdy po piachu i kałużach przetrwały już drugi maraton. Ale właściwie znowu nie tak wiele było okazji do hamowania.
Numer jeszcze widać :) © MKTB
Twór nienaturalno naturalny © MKTB
Parę gram więcej © MKTB

Wynik ? Wynik chyba nie jest zły bo mając czas lepszy od niektórych zawodników z wyższych sektorów awansowałem do 4-go .
Wgryzając się w szczegóły stwierdziłem, że mój rating pozostaje na przyzwoitym poziomie chociaż w kategorii jest trochę niższy niż się spodziewałem. Pomimo przyzwoitego ratingu mój wynik plasuje się w połowie stawki podczas gdy 2 lata temu mieścił się w pierwszych 30 %. Myśle, że powody tego zjawiska są przynajmniej dwa. Jeden to to, że więcej osób trenuje więcej niż kiedyś i bardziej świadomie. Drugi do kategorii weszły dwa młodsze roczniki. No znalazłem chyba jeszcze jeden powód. Sam jeżdżę za mało i za bardzo na luzie.

Na koniec jak zwykle trochę cyferek:
dane z licznika:
dystans: 60,3 km
w górę : 692 m
czas 2:56:44
dane oficjalne:
dystans: 61 km
czas 2:56:42
Mega open: 146/291
Mega M4: 27/66
.
Kategoria >50, Błoto, Foto, XCM / XCO


  • DST 54.00km
  • Teren 52.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 16.53km/h
  • VMAX 49.63km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 176 (100%)
  • HRavg 154 ( 87%)
  • Kalorie 2008kcal
  • Podjazdy 1043m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Cross Maraton (ŚLR) - Suchedniów

Niedziela, 12 sierpnia 2012 | Komentarze 0

To był mój najlepszy maraton :). Nie, nie dlatego, że osiągnąłem super wynik, wręcz odwrotnie, ale ze względu na trasę. Było wszystko, błoto, szuter, fajne podjazdy i takież zjazdy a czasami nawet odwracałem głowę w bok by popodziwiać świętokrzyskie widoki :).
...
Tym razem pojechałem sam. Czarek walczy o wymianę pękniętej ramy GF Wahoo, Mirek pojechał na wywczas i zostałem sam ;).
Zameldowałem się pół do dziesiątej na parkingu OSiR w Suchedniowie, w biurze "odświerzyłem" czipa i wziąłem się za składanie roweru.
Wszystko naszykowane, można jechac na rozgrzewkę. Właściwie to pokręciłem się w kółko, przeleciałem końcowe 2 km trasy jak i pierwszy kilometr. Tak naprawdę to się nie rozgrzałem tylko przebujałem. Wystartował Master, niedługo będą wpuszczać do sektora. Dwa kółeczka nad zalewem, no chyba czas się ustawić żeby nie zostać na końcu. Spojrzałem na matę i zdałem sobie sprawę, że nie wziąłem czipa. Szit. Na szczęście jazda do wozu i z powrotem trwała moment. Zająłem miejsce w sektorze "nierozstawionych", mniej więcej 1/3 stawki.
MTB Cross Maraton Suchedniów, przed startem. fot. Marcin Wójcik © MKTB

Start po kostce później asfalt i po kilku km nareszcie teren. Wjeźdżamy do lasu, wszędzie kałuże, w tym tłoku nawet nie ma sensu omijać. Trzymam się grupy ale widac, że pomału stawka się rozciąga.
MTB Cross Maraton Suchedniów. fot. Mirra © MKTB

Jak zwykle na początku zaczyna brakowac mi oddechu bo jak zwykle ciagnę za grupą która jest dla mnie za silna :). Tracę dystans, załapuję się w grupie która mnie doszła. Zaczynają się leśne szlaki. Podjazd, zjazd, równo, podjazd. Piękne tereny i trasa jak na razie bardzo mi się podoba. Jest dość błotniście, Rony spisują się dobrze ale zaczynam mieć problemy z napędem. Z dużej tarczy zlatuje od razu na młynek a młynek zawija łańcuch i diupa. Niestety problem powtarza się kilka razy bo kilka podjazdów było i za każdym razem musiałem stanąć, wyrwać łańcuch znad wideł, ustawić na środkowej tarczy i tak ruszac dalej a zapewniam, że pod górę w tej sytuacji ruszyć nie jest łatwo. Na jednym ze zjazdów spada mi łańcuch z blatu.. na zewnątrz. Coś nowego ;).
Krajobraz szybko się zmienia. Podjazd, znowu problemy z łańcuchem. Kamień Michniowski. Przede mną w połowie zjazdu kolega zalicza OTB, medyczni sugerują zejście i ja się z nimi zgadzam, schodzę i pod kamieniem wskakuję na rower bo druga część zjazdu już do przejechania. Super kawałek, szkoda, że krótki. Bufet. Polewam się trochę z butelki, wypijam kubeczek izo i daję dalej.
MTB Cross Maraton (ŚLR) - Suchedniów, na trasie. fot Anna Nemś © MKTB

Jeszcze ok 3 km po lesie i wjeżdżamy w odkryty teren. Nie znaczy to, że mniej ciekawy, o nie, podjazd, równo, zjazd, szutrówka, przejazd pod torami, szutrówka, polna i wjazd na łąki. Kilka kilometrów znowu w lesie, podjazd pod Bukową Górę, wyżej już być nie możemy :). Piękny teren ale ciężki. Na podjeździe coś chyba trąciło przerzutkę bo łańcuch spadł między 28-kę a szprychy. Orzeszkuty! Nie wiedziałem, że tak ciężko wyrwać go z tamtej jamy. Udało się zmieścić w czasie kilku osobo-miejsc. Ślisko, kamieniście i korzeniście ale przyjemniście. Zjazd i znowu na odkrytym terenie.
MTB Cross Maraton - Suchedniów / fot. S. Stolarska © MKTB

Trochę szutru i ścieżki jak ja to nazywam "łączne". Ogólnie ścieżek łącznych nie lubię bo z reguły są wyrypiaste ale nie tym razem. No może trochę wyrypiaste były ale nie tragicznie ;) . Zaczynamy wspinaczkę cały czas w trawie. Cały czas pod górę a co chwilę nowe pięterko ze stromym stopniem do pokonania. Tą część nazwałbym tarasami. Fajny odcinek ale niezbyt udany w moim wykonaniu. W czasie podjazdu zdjąłem okulary by przetrzeć oczy bo słony pot wyżerał mi źrenice, straciłem równowagę, wjechałem w trawę i stop. Przepuściłem kilku chłopaków by nie tarasować singla i znowu na siodło. Ciężko ruszyć pod górę. Od tego momentu na tarasach co chwilę miałem jakiś myk, a to trawa a to dołek albo wjazd na "stopień" na tylnym kole :D. Tragedia. Wjeżdżając na "płaskowyż" byłem happy, że tarasy się kończą ale okazało się, że to nie koniec. Pod koniec tarasów jeden z gości za mną urywa łańcuch. Zostaję by mu pomóc. A co ? Mnie też kiedyś ktoś wspomógł pompką a i Ty, kolego także kiedyś możesz potrzebować pomocy na trasie. Ja mam skuwacz (który do skuwania się nie nadaje), jakiś chłopak zostawia nam spinkę i zabieramy się do pracy. Niestety po kilku minutach walki poddaję się. Chyba jakaś trefna spinka się trafiła bo ni cholery nie można jej było zatrzasnąć. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, kłopoty z rozpięciem tak ale zapiąć ? Toż to samo się zapina. Zostawiłem go z problemem bo już i tak sporo czasu straciłem. Minęło mnie ok 30 osób. Nieźle, jak teraz to odrobić ? Jedyny plus to to, że trochę odpocząłem. Jeszcze trochę otwartego terenu i znowu las. Super sćieżki ale ... już chyba tu byłem ...tak, dojeżdżamy znowy do Michniowskiego, znowy zchodzę a właściwie zjeżdżam bo ziemia już tak "rozmiędlona" że buty nie trzymają. Wskok na rower i druga częsć zja.... . Wstaję z ziemi, patrzę, że żyję to wspinam się po rower (zatrzymał się wyżej niż ja). Jak większość naszych olimpijczyków mogę tylko powiedzieć "no nie wiem co się stało" ;).
Reszta trasy już bez większych kłopotów, jazda szła nieźle, siły jakoś wróciły i kilka osób udało mi się wyprzedzić. Jeszcze nudny kawałek koło torów, kawałeczek po lesie i meta.
MTB Cross Maraton Suchedniów, meta. fot. Pawel Jaremek © MKTB


Łot ? Ponad 3 godziny ? Nie chce mi się wierzyć ale to jednak prawda, tak szybko zleciało. Po prostu piękna trasa, bez wątpienia najlepsza jaką do tej pory jechałem ! Drugi rzut oka na licznik, 54 km i .. 1043m przewyższeń ! Pięknie, to rozumiem :).
Świętokrzyska terra rosa © MKTB

Krótkie podsumowanie.
Jeszcze raz powtórzę, świetna trasa, piękne podjazdy, świetne zjazdy. Poza tym dobra organizacja, oznaczenie trasy, pomocna obsługa bufetów na trasie, zabezpieczenie przez ratowników medycznych trudniejszych technicznie miejsc. Tak jak po Zagnańsku narzekałem na mało techniczną trasę tak po Suchedniowie mogę powiedzieć, że było i wytrzymałościowo i technicznie. Pięć gwiazdek !
Z mojej strony - za ostry początek, brak kondycji.
Sprzęt - obawiałem się o klocki bo co raz po rzejeździe przez błoto chrobotały bardzo ładnie ale o dziwo żywice w slx-ach przetwały wyścig w dużo lepszej kondycji niż również żywiczne w moich byłych 486. Pierwszy raz od dawna zawiódł mnie napęd co razem z pomocą przy łańcuchu kosztowało mnie ok 8-10 minut. Odbiło się to na miejscu bo mogło być coś między 82-86 a jest 111. Co mnie nie dziwi w związku ze stratą to niski rating open - 70,6% a co mnie zdziwiło rating w kategorii pozostał na całkiem dobrym, poziomie - 80,3%.

Trochę cyferek:
dystans: 54 km
w górę : 1043m
czas 3:15:50
miejsce:
Fan open: 111/236
Fan M4: 9/27
.
Kategoria Foto, Błoto, >50, XCM / XCO


  • DST 57.00km
  • Teren 51.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 24.08km/h
  • VMAX 51.62km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 179 (101%)
  • HRavg 159 ( 90%)
  • Podjazdy 675m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Cross Maraton (ŚLR) - Zagnańsk

Niedziela, 22 lipca 2012 | Komentarze 4

Minęło 16 miesięcy od mojego ostatniego maratonu emtebe.
Mimo rozregulowanego ramienia postanowiłem się pomęczyć trochę w terenie. Tym razem wybór padł na MTB Cross Maraton, dawny ŚLR. Zagnańsk to cel na dziś. W tych okolicach a dokładnie w Skarżysku i w Szydłowcu byłem już kiedyś z Mazovią i wiedziałem, że na tych terenach da się ustawić ciekawy i wymagający maraton.
Zarejestowałem się przez neta na stronie organizatora i wpłaciłem kaskę (całe 50 zł), pozostało tylko odebrać numer i cip w biurze, w niedzielę. Taką samą operację przeprowadził Czarek.
Etap nazywał się Zagnańsk ale start i meta miały miejsce w Samsonowie do którego dotarliśmy o godz. 9 a miejsce znaleźliśmy koło ruin starej huty.
Samsonów, ruiny huty z XVIIIw. i nasze rowerki na I planie © MKTB

Całkiem sporo ludzi się już zjechało ale kolejeczka w biurze szła szybciutko.
Interesujący jest system numeracji a mianowicie kategoria M2 ma numery od 2000 w górę, M3 od 3000 w górę itp.
Jak zwykle szykowanie rowerów potem się i na przejażdżkę rozgrzewkową. Na start przyjeźdżamy o 10.30 i obserwujemy start dystansu Master (80km). My musimy jeszcze zaczekać pół godziny.
Przed startem z hutą w tle © MKTB

Start szybki bo po asfalcie...
Doczekaliśmy startu :) / fot. Anna Nemś © MKTB

na poczatku płasko, później dłuuugi ale również asfaltowy podjazd. Kilka szybkich, nudnych kilometrów. Czółowa grupa mi odjechała i na chwilę zostałem sam.
Po minutkach doszła mnie większa grupa i z nią się zabrałem w dalszą trasę.
Kryzys ok 20 kilometra, zrobiło mi się jakoś mdło, odcinek trawiasty z koleinami przypominał trochę flow ale jakoś ciężko odpowiedni rytm było złapać. Tu myślałem, że już padnę, nie miałem siły a to dopiero dwudziesty któryś kilometr !
Na szczęście na odcinku leśnym znowu odzyskiwałem siły i do końca było już lepiej ale to co straciłem do innych okazało się nie do odrobienia. Były fajne zjazdy i fajne podjazdy ale były też kawałki za którymi nie przepadam. Wspomniane wcześniej trawy a także szerokie trasy z pokryte grubym szutrem czy śródleśne asfalty nie przypadły mi do gustu.
MTB na asfalcie :( / fot. Paweł- proskarzysko@gmail.com © MKTB
Jakoś brakowało mi klimatu ścieżek naturalnych które miałem w pamięci.
Około 28 km trafiłem na bufet na którym skorzystałem z wody... żeby się polać :)
Miło się na głowie i plecach zrobiło ale po chwili krople wody zrazem z solą z czoła zaczęły spływać mi do oczu i takie miałem pieczenie, że mało orzeła nie wywinąłem. Musiałem stanąć przetrzeć czoło i oczy by móc coś widzieć.
Ostatnie 20 kilometrów to jazda w grupie 4 - 6 osób (czasami ktoś odpadał a ktoś inny dochodził) Nawet nieźle szło. Dziwne, że miałem jeszcze siły podciągać na długich szutrowych podjazdach (teraz czuję je w łydkach :)).
Samą końcówkę, 6-7 km jadę w parze z młodym chłopakiem na full'u (nr 2011), reszta grupy została z tyłu. Jedzie się nam sprawnie, ostatnie 2 km goniliśmy po asfalcie 40-45 km/h (lekko z górki, żeby nie było :) chcąc złapać gościa przed nami ale się nie udało.
Prawie na mecie / fot. Anna Nemś © MKTB

Końcowe 100m młody wychodzi do przodu i na mecie jest kilka sekund przede mną, dziękujemy sobie za pomoc.
Posiłek w postacie porcyjki klusek z sosem mnie nie zachwycił ale tragiczny też nie był a można było również wybrać grochówkę. Były też pomarańcze, batoniki, wafelki, arbuzy, banany, picia różne czyli nieźle zaopatrzony bufet.
Czarek przyjechał ok 20 minut po mnie, chyba niezbyt zadowolony.

Ogólnie maraton wymagający, bardziej kondycyjny niż techniczny. Trochę za dużo asfaltów i szerokich szutrów. Bufet na trasie i na mecie OK, obsługa bufetu na trasie miła i szybka.
Duży minus to opóźnienia w wynikach oficjalnych, zresztą wyników w generalce czy zespołowych do tej pory niema.

dane oficjalne:
dystans: 57 km
czas 2:21:47
miejsce: Fan open: 87/230
Fan M4: 10/22
rating open na dobrym poziomie 79,1%, w M4 na średnim-82,9%.
.
Kategoria >50, XCM / XCO


  • DST 48.00km
  • Teren 46.00km
  • Czas 02:29
  • VAVG 19.33km/h
  • VMAX 41.76km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 180 (102%)
  • HRavg 159 ( 90%)
  • Podjazdy 339m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia MTB Marathon Otwock - inauguracja sezonu wyścigowego :)

Niedziela, 3 kwietnia 2011 | Komentarze 3

Jakoś wcześnie w tym roku udało się zacząć starty. Chociaż tak na prawdę to chyba niewiele "postartuję" w tym sezonie bo terminy jakoś nie leżą a i tegoroczne lokalizacje Mazovii niezbyt "podchodzące". Może jakieś inne serie, kto wie.
Otwock, pierwszy etap letniego sezonu Mazovii. Na start wybraliśmy się we trzech: Czarek, mój brat Mirek - pierwszy start w życiu i to jeszcze w kat. M5 !, i oczywiście mła :).
Standardowo na miejscu byliśmy ok. 9.oo i od razu polecieliśmy do biura zawodów. Kolejka po numery zaskoczyła mnie jak zima drogowców. Po jedynej godzinie stania załatwiliśmy wszystko i wróciliśmy do wozu naszykować się i sprzęt. Co ciekawe, Mirek dostał numer 2907 a przecież 29 lipca to data jego urodzin :)
Mirek zakłada numer © MKTB

30 minut i można wsiąść na rower.
Przejeżdżając koło biura zawodów widzieliśmy, że kolejka jest jeszcze większa. Uuuuu, będzie wesoło. Mała rundka, Ktoś mnie klepie w plecy, - aaa, cześć Tomek ! Po chwili przypomniałem sobie, że nie kupiłem żeli, nie ma co liczyć na bufet, na wszelki wypadek lepiej mieć swoje. Koło sklepiku chłopaki mówią, że start przełożony jest na 11.20 i nie później bo policyjanty nie mogą przedłużać blokowania i zabezpieczania ulic. Podjeżdża Darek z LTC i chwilę stoimy we czterech gadając i zastanawiając się czy jechać na rozgrzewkę czy do sektorów. Oczywiście już się nie opłacało jechać na rozgrzewkę więc walimy do swoich sektorów. Wturlałem się do czwartego, Czarek z Darkiem pojechali chyba do 7-go a Mirek, jako debiutant do 10-go.
Plan na dziś to ostrożna jazda, bez wygłupów, szarpania i utrzymanie sektora. Podobne plany mieli Czarek i Mirek. Wszyscy trzej mamy w tym sezonie za mało kilometrów w nogach by walczyć o dobry czas a Mirek, z zerowym doświadczeniem zdecydował się na dystans Fit (27km).
Po kilkunastu minutach cała bieżnia stadionu była zapełniona rowerzystami, no może nie cała. Bardzo ciasno było w pierwszych 5 sektorach, później dziura, na końcu znowu tłum a kolejka do zapisów była nadal ogromna. Później się dowiedziałem, że przepełnienie początkowych sektorów wynikało m.in. z wyników zimowych edycji mazovii.
Start poszedł szybko bo sektory leciały co 30" i wyjeżdżając ze stadionu doskonale było widać końcówkę poprzedniego sektora.
Start z drugiej linii, dość ostry ale nie na maxa. Nie chciałem się zarżnąć na pierwszych 10 km ale mimo to byłem cały czas w czubie. Po ok 5-6 km dogoniliśmy koniec sektora 3-go.
Mazovia Otwock - fot. Z. Kowalski © MKTB

W trasie © MKTB

Od tego momentu do mniej więcej 20 km jechał jeden wielki peleton z małymi lukami. Co chwilę ktoś odpadał a ktoś inny przechodził do przodu. Do 20 km trasa nudnawa, płaska, trochę korzeni, trochę piachu, sporo kurzu. Dopiero po 20-tym kilometrze zrobiło się ciekawiej. Nawierzchnie wprawdzie podobne ale krajobraz stał się bardziej pofalowany i bardziej wymagający. No i dobrze, przynajmniej coś się działo. Dwie gleby pod koniec piaszczystych zjazdów, i mała kraksa kiedy to wpadłem na przewracającego się zawodnika. Poza tym całkiem nieźle. Przy tym tempie kondycyjnie musiałem wytrzymać (choć po 10 kilometrze na kilka minut złapała mnie "kolka").
"Gdzieśtam" © MKTB

Na podjazdach szło całkiem nieźle, na zjazdach też chociaż na tych z głębszym piachem to już trochę gorzej. Zresztą piach jest zawsze moim największym wrogiem.
Na pierwszym bufecie złapałem tylko bara bo żeli nie było (a mówiłem, że dobrze mieć swoje). 20 kilometrów do mety, na zmianę jazda samemu lub w małej grupce. Chwila odpoczynku na końcu i przeskok do następnej osoby/grupki ale inni też czasami dojeżdżali i po chwili odskakiwali. Na drugim bufecie złapałem wodę i żela. Tu niespodzianka bo żel był nie "odplombowany". Q-mać, jadąc po tych korzeniach (oj dały mi w d...) jakoś udało mi się bez wypadku od plombować tubę i skorzystać z zawartości :). Do mety już nie daleko, jechało się w dalszym ciągu nieźle a ostatnie 10 km to odcinek gdzie zyskałem jeszcze ok 10 pozycji.
Przed ostatnim kilometrowym kawałkiem byłem w 3 osobowej grupce. Trochę się bałem pierwszych 500 metrów tego odcinka, szczególnie tego przy betonowym ogrodzeniu stadionu gdzie było sporo tłuczonego szkła bo jak wiadomo FlyWeighty (zarówno opony jak i dętki) nie należą do gum odpornych na przebicie. Na szczęście udało się bez awarii i najpierw na asfalt a później na stadion wpadam na 2 miejscu, oczywiście na kole u kolegi wygodniej. Z kolei na moim siedzi "trzeci". "Trzeci" atakuje na łuku, to chyba dobry moment i dla mnie bo za chwilę będzie za późno. "Trzeci" wpada pierwszy a ja drugi. Oczywiście to nie jest tak istotne bo liczy się przecież czas ale jakoś tak...fajnie :).
Mijając metę miałem wrażenie, że wynik będzie niezły i powinienem utrzymać sektor. Wrażenie to wynikało z tego, że start poszedł mi nieźle i ogólnie wyprzedzałem częściej niż byłem wyprzedzany. Okazało się jednak, że wynik nie był taki dobry bo z wstępnych obliczeń wynikało że spadłem do 5 sektora a łatwość dojścia 3 sektora po starcie spora liczba wyprzedzeń wynikała z tego, o czym wspominałem a propos wypełnionych sektorów, czyli "dobrych" wyników części zimowych ścigaczy (wiem, że byli tacy co startowali z 2-go sektora a spadli do 6 i niżej !) ale chyba najważniejszym czynnikiem była chyba kiepsko przepracowana zima. Widać nie tylko mnie nie chciało się siadać na trenażer.
Po pomarańczy, cieście i soku pomarańczowym podjechałem do samochodu gdzie siedział już Misiek (Mirek), nawet zadowolony z występu, trasa mu się podobała i chyba zaszczepił się do maratonów :).
Mirek na trasie mazovii / fot. ArteQ © MKTB

Trochę się, umyłem przebrałem i ruszyliśmy zjeść jakieś kluchy co się nam należały ale po drodze spotkaliśmy wracającego z trasy Czarka, który oznajmił, że kolejka jest taka duża, że on odpuszcza. To i my odpuściliśmy. Zjadłem batona (tego z pierwszego bufetu :)) Mirek i Czarek po jakimś waflu, podjechaliśmy sprawdzić prowizoryczne wyniki .... ups, albo tak słabo albo frekwencja taka duża. Okazało się, że i to, i to :D.
.
dane z licznika:
dystans: 48 km
czas: 2:30:04
avg: 19,15
vmax: 41,76
przewyższenia: 339m

dane oficjalne:
dystans: 48
czas: 2:28:34
mega open: 345/877
mega M4: 62/174
.
Kategoria Foto, XCM / XCO


  • DST 65.00km
  • Teren 58.00km
  • Czas 02:55
  • VAVG 22.29km/h
  • VMAX 62.04km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 180 (102%)
  • HRavg 158 ( 89%)
  • Podjazdy 768m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia MTB Maraton - Skarżysko

Niedziela, 25 lipca 2010 | Komentarze 8

Dzisiejsza wyprawa w towarzystwie Czarka. Od rana pogoda była krótko pisząc, średnia. Na szczęście na miejscu, w Skarżysku nie padało. Ciekawy byłem drugiego, "górskiego" etapu Mazovii. Nastroje mimo niepewnej pogody były dobre. Mała rozgrzewka początkowo po kilku pierwszych km trasy a później po mieście i do sektorów. Trochę było późno na dobrą pozycję wiec zająłem miejsce pod koniec stawki. Sektor po starcie jakoś cały czas w grupie i ciężko było przejść do przodu, brukowany podjazd , las i wyjazd na asfalt. Tu grupa jest już trochę podzielona i można jechać swoim tempem.
niedługo po starcie / fot. Z. Kowalski © MKTB

Nie jest źle, łapię kontakt wzrokowy z pierwszą częścią sektora. Na długim szutrowym podjeździe stawka jest już nieźle rozciągnięta i pomalutku ale skutecznie udaje mi się wyprzedzić sporą grupę osób. Zaczęły się lasy i tu schody, nie ma gdzie wyprzedzać. W ciągu kilku km "skokami" udawało mi się kogoś wyprzedzić. Szutrówka to odpoczynek. Do 25-28 km jadę sam, nikogo przede mną, nikogo za mną.
wewlesie :) / fot. Z. Kowalski © MKTB

Trasa jak na razie świetna, co chwilę inna nawierzchnia i zmiany w krajobrazie. Są cięższe fragmenty przejazdów przez błoto, miejsc do przejścia całkiem mało. Na brukowanym odcinku trasy odczuwam dyskomfort i chwilowy (czyżby ?) spadek mocy. Ok 35 km na szutrówce wyprzedziła mnie para, po krótkiej chwili gość stracił panowanie nad rowerem a dziewczyna jadąca na kole oczywiście uderzając w leżący rower zrobiła klasyczne OTB. Zatrzymałem się "zdjąłem" jeden z rowerów na pobocze bo nadjeżdżała dość duża grupa i mogło być nieteges. Po chwili wróciłem na trasę i dołączyłem do grupy która w miarę upływu czasu porozrywała się "troszkę". Z kilkoma osobami walczyłem co chwilę o pozycję a najlepiej szło mi na zjazdach. Właśnie zjazdy, ale nie te asfaltowe a te "ścieżkowe", kamieniste czy szutrowe dzisiaj "były moje" :).
Las. Bardzo fajny odcinek i bardzo zmienny. Koleiny, uskoki, kamienie a troszkę później mocna sekcja typu XC. Trzy, następujące po sobie krótkie, twarde podjazdy. Na pierwszym po 90% przednie koło idzie w górę i tracę równowagę, drugi, krótszy, bez problemu, trzeci do połowy i reszta z buta, brak mocy.
Szuterek, asfalt i znowu las ale tym razem trudniejszy teren. Nie podjazdy a równe odcinki były miejscami nie do przejechania a rowerek trzeba było przenosić. Odcinek z namokniętym piachem, cóż tu dużo gadać tak mi dał w d... a właściwie w nogi, że poczułem się totalnie bez sił. Nareszcie coś by odetchnąć, Szybki kilkukilometrowy, szutrowy zjazd. Tu osiągam największą prędkość - 62 km/h. Rower na szutrze pływa ale uczucie jest wspaniałe a dźwięk miły dla ucha :).
Koniec radości, podjazd po trylince powoduje we mnie zwątpienie. Jest tragicznie, przez moment widzę na liczniku 8 km/h (!) a inni wyprzedzają mnie jakby dopiero zaczęli jechać. Odzyskuję trochę sił i rytm, prędkość wrasta i jakoś się wspinam. Koniec betonowej tarki wjeżdżam do lasu ale nie odpocznę bo trasa wcale nie łatwa a czuję się wyczerpany. Momentami ciężko opanować mi rower co w pewnej chwili skutkuje zjazdem na bok, i wyhamowaniem na wysokiej "bandzie".
Obite kości kulszowe, "bulba" nad kolanem. W rowerze skrzywiony kierownik a lewy róg skierował się ku niebu. Reszta działała bez zmian i spokojnie mogłem kończyć maraton a zostało już niewiele bo ok. 5-7 km i właściwie wszystko po asfaltach i to nowych asfaltach, jeszcze nie jeżdżonych samochodami :). Podczepiłem się do wyprzedzającego mnie pociągu ale nie utrzymałem się nimi do końca. Odpadłem na mniej więcej 2 km przed metą z jednym gościem za plecami. Na ostatnim podjeździe na wiadukt został z tyłu i do samej mety na stadionie jechałem już sam.
przed ostatnim zakrętem / fot. M. Górajec © MKTB

Czarek tym razem przyjechał tylko 15 minut po mnie, a dla drużyny zapunktował najwyżej Marek (10 min przede mną).
Po maratonie spotkaliśmy Tomka (pobiłeś mnie tylko o 9 minut ;)) i Magdę która wyjeździła dziś 2 miejsce !

przy okazji, mam pamiątkę w postaci nowego koloru błota w kolekcji :)
spoko, to nie krew tylko kolorek błota z okolic Skarżyska :) © MKTB


dane z licznika :
dystans: 64 km
czas: 2:58:35
avg: 21,48
vmax: 62,04
przewyższenia: 768m

wyniki oficjalne:
dystans: 65 km
czas: 02:54:21
mega open: 170/400
mega M4: 23/75

Po drugim etapie klasyfikacji górskiej
open M4 16/305
mega M4 11/291.
.
Kategoria >50, Błoto, Foto, XCM / XCO


  • DST 67.00km
  • Teren 62.00km
  • Czas 03:39
  • VAVG 18.36km/h
  • VMAX 55.36km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 180 (102%)
  • HRavg 160 ( 90%)
  • Podjazdy 626m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mazovia MTB Marathon - Szydłowiec. Kiszka :(

Niedziela, 4 lipca 2010 | Komentarze 0

Do Szydłowca wyruszyłem tym razem z Czarkiem i Tomkiem.
O 9.3o byliśmy na miejscu, pogoda słoneczna, jak dla mnie zbyt słoneczna ale inni byli zadowoleni, że nie będzie błota (trochę się pomylili:D ) Miasteczko tym razem już nie przy zamku a na polu namiotowym. W czasie przygotowań dowiedziałem się o zmianie dystansu - 67 km to cel na dziś. Fajnie q....
.
Start bezproblemowy ale powoli się rozkręcałem bo przez pierwsze kilometry jakoś brakowało mi powietrza. Na pierwszych leśnych odcinkach porobiły się zatory i człapało się dość długo za innymi. Wiozłem się "spokojnie" do mw 23 kilometra gdy zaczął się szybki, kamienisty zjazd. Miałem za sobą już 90% "kamyczków" i po którymś podskoku wyczułem brak powietrza w tylnym kole. Shit !. Pierwszy raz na trasie maratonu. Zmiana gumy dość szybka ale niestety zabrakło ciśnienia w pompce. Mój błąd, że nie przetestowałem wcześniej na ile wystarcza jeden nabój. Teraz wiem, że muszę wozić dwa. Zrezygnowany, spacerkiem dawałem dalej co chwilę wołając: "ktoś ma pompkę na prestę ?!". Musiał przelecieć cały sektor by zatrzymał się chłopak z numerem 68 i zaczekał aż napompuję dętkę trochę mocniej. Nie chcąc go przetrzymywać dopompowałem do jako takiego stanu i ruszyłem dalej.
po zmianie dętki / fot. Z. Kowalski © MKTB

Musiałem uważać żeby przy niskim ciśnieniu nie dobić koła o co w dalszej części nie było trudno i sporo czasu spędziłem nad siodełkiem odciążając tył. Wyprzedzanie szło nieźle i tylko na singlach ciągnąłem się za innymi. Jeszcze przed podjazdem na Skłobską Górę zobaczyłem plecy Cezara. Podobnie jak moje, jego tylne koło okazywało braki ciśnienia więc nie trudno było zgadnąć, że też złapał gumę a jak się okazało, nawet dwie :). Przez kilka kilometrów jechaliśmy razem ale na bufecie musiałem dotankować wodę (dzisiaj szła lepiej niż izo z camelbaka) i trochę mi uciekł. Po chwili znowu go doszedłem ale nie na długo. Na jednym z krótkich, ostrych, asfaltowych podjazdów nacisnął mocniej i od tej pory zaczął mi znikać. No cóż będę gonił sam. Trasa okazała się całkiem selektywna i zrobiło się luźno. Co jakiś czas kogoś dochodziłem i wyprzedzałem, cały czas równym rytmem. Nie chciałem szarpać bo dystans długi a nie chciałem paść przed metą.
Ostatnie kilometry to trochę piachu którego nie lubię i na którym zaliczyłem małe przyziemienie. Końcówka całkiem szybka ale z utęsknieniem oczekiwałem widoku mety :)
Szydłowiec, niedaleko mety / fot. M. Galeński © MKTB

finisz w buffie z dętki :) © MKTB

Okazało się, że Cezar był lepszy o 2 minuty, Tomek o 14 a Czarek gorszy o 27 minut.
Wynik byłby całkiem niezły gdyby nie guma która razem ze spacerem kosztowała mnie ok 10-12 minut co przekłada się na mniej więcej ... 60 miejsc :(
Trasa fajna, trochę błota które mniej wprawnym sprawiało kłopoty, troszkę piachu, sporo odcinków trawiastych. Ilość i jakość podjazdów jak na etap górski trochę rozczarowała tym bardziej, że przewyższenia było podobnie jak w Lublinie. To co podobało mi się najbardziej w dzisiejszej trasie to zjazdy. Kamienisty na którym złapałem gumę, po "wyrypanej" drodze i po kamieniach w rzeczce (foto htEc).
zjazdowa rzeczka na trasie Szydłowca © MKTB

Cudnie :)

wyniki oficjalne:
dystans: 67km
czas: 3:38:34
mega open: 187/407
mega M4: 25/73

maraton w Szydłowcu był pierwszym etapem klasyfikacji górskiej
W klasyfikacji górskiej open M4 jestem 30/298 a w mega M4 25/285.
Kategoria >50, Błoto, Foto, XCM / XCO


  • DST 58.00km
  • Teren 55.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 17.31km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 656m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mazovia MTB Marathon - Lublin

Niedziela, 20 czerwca 2010 | Komentarze 8

Na początku jestem winien przeprosiny tym, którzy skorzystali z mojego piątkowego opisu trasy Mazovii. Otóż po powtórnym przejrzeniu mapy zobaczyłem, że popełniłem błąd i nie pojechałem pętli zaczynającej się przy pierwszym bufecie a kończącej w Osowej. Jest to na tyle istotne, że właśnie tam był jedyny prawdziwy i jakże dzisiaj błotny podjazd. Sorki.
A teraz odnośnie maratonu :)
Na parking przyjechałem ok 9.30 i po krótkich przygotowaniach byłem gotowy. Przed 10 przyjechał Czarek na rowerze więc rozgrzewkę miał już za sobą. Czarek zwrócił mi uwagę, że ... numer startowy przyczepiłem do góry nogami, tak było :D.
Świt z piątku na sobotę i sobotni poranek to opady deszczu. Spodziewałem się, że po deszczach trasa będzie trudna, szczególnie na leśnych odcinkach. W niedzielę zaczęło lekko kropić ok 9-tej a po dwóch godzinach czyli w chwili startu przyszedł mocniejszy deszcz.
Gdy dojechałem do sektora już większość zawodników była ustawiona. do startu za mną ustawiło się jeszcze ok 20 osób. Dzisiaj Fit poszedł pierwszy, Mega i Giga 10 minut później.
Start jak w tamtym roku, po asfalcie ale skrócony (o ok 2km). Może i dobrze bo nie lubię asfaltu a organizatorzy mieli mniej problemów z zamykaniem drogi. Już na asfalcie sektor się rozciągnął i przeskoczyłem parę oczek do przodu. Po wjeździe do lasu okazało się, że droga jest już nieźle rozjeżdżona przez Fit i poprzednie trzy sektory ale jechało mi się nieźle. Prawie cały czas w grupie ale pomalutku przebijałem się do przodu. Po 5-6 kilometrze zrobiło się luźniej i wyprzedzało się dużo łatwiej. Za Ćmiłowem, na krótkich odcinkach pomiędzy zagajnikami, na polnych i przyleśnych drogach też czekało błoto. Ten widok mnie zaskoczył bo nie spodziewałem się, że po takiej ilości deszczu drogi w odkrytym terenie staną się tak śliskie i równie trudno przejezdne jak te w lesie. Można powiedzieć, że poza nielicznymi odcinkami asfaltu i szutru, cały czas walczyliśmy z błotem.
na trasie błotnej mazovii © MKTB

Sporo ludzi się przewracało a uślizgi i rowery w poprzek drogi zdarzały się co chwilę. Ja również musiałem kilka razy wypiąć się z espedeków ale na szczęście obyło się bez upadków. Niebezpieczny rowek w ostatnim zagajniku nie był zasypany ale oznaczony biało czerwoną taśmą ale dzisiaj błoto było większą pułapką dla zawodników. Chyba jedyny kawałek trasy który pozostał bez zmian po deszczu (ofkors poza asfaltem) to łagodny podjazd wysypany tłuczonym gruzem. Dzisiaj udało mi się przejechać go trochę szybciej (15-17 km/h) niż w czasie objazdu (13-15). Znowu polna droga i apiat błotko, później lekko pod górę po mieszance trawy z błotem która w piątek wyglądała tak ładnie. Wyprzedził mnie gość na crossówce, nawet nieźle mu szło na tych "żyletkach". Na końcówce przed asfaltem głębsze błoto i tu kilka osób prowadzi wyrażnie obklejone błotem, glinowe (od glinu lub od gliny, jak kto woli) rumaki.
troszkę ubłocony / fot. www.cykloza.com © MKTB

Wylatuję a raczej wytaczam się na asfalt i zaliczam kilka kałuż co by rower opłukać. No, to połowa drogi za mną ale czemu nie zgadza mi się to z cyframi na tabliczkach informujących o dystansie do mety ? Właśnie, tu zaskoczenie po raz drugi. Zamiast prosto asfaltem jak to zrobiłem w czasie objazdu, trasa skręca w lewo, w pola ! Kurna co jest ? Coś się nie zgadza. Pomyślałem, że Org wydłużył trasę ale jak się później okazało to ja zrobiłem błąd, źle odczytując mapę przy objeździe.
Na bufecie łapię żela ale ciężko go wciąć bo rower tańczy i nie mogę tubą do paszczy trafić ;) A można było bufet na asfalcie ustawić. Jakoś się z tubą uporałem i mogę się skupić na podjeździe, może nie za szalonym ale dzisiaj nie jeden zapamięta go jako na prawdę męczący. Cześć ludzi prowadzi, cześć podjeżdża. Ciężko jest ale "idzie jechać" i tylko raz stawia mnie w poprzek i muszę stanąć ale po chwili jestem znowu na kursie. Kilka osób udało się wyprzedzić ale po wyjeździe na płaskie dwóch z nich dogania mnie i walą do przodu. Później będziemy tasować się co chwilę ale do czasu. Wyjeżdżam z błota, długi odcinek asfaltu i w Osowej znowu w gruntówkę - walka z błotem od początku. Dojeżdżam do krótkiego zjazdu który opisałem po objeździe jako niebezpieczny. Dzisiaj był mega-niebezpieczny. Hamulce wydają dźwięk przypominający starą, zepsutą syrenę strażacką, przede mną jeden gość a przed nim jeszcze jeden i wykłada się zaraz przed zakrętem. Zaczekamy, jeszcze zdążymy się zmęczyć :). W dalszej części zjazdu zostawiam ich z tyłu. Króciutki podjazd i jestem na prostej. Tutaj czuję coś niepokojącego. Wyraźnie słabnę, dopiero 40 km za mną a ja z minuty na minutę czuję się coraz słabszy i do tego zrobiło mi się zimno. Pierwszy raz zmarzłem w trakcie maratonu (w zimie nie jeździłem), coś musi być nie tak. Ci których zostawiłem na trudniejszych odcinkach zaczynają mnie wyprzedzać. Lżej mi tylko tam gdzie jest lekko z górki. Miejsce z piaszczystą łachą, dzisiaj nasiąkniętą do granic możliwości w połowie przechodzę. Dojeżdżam jakoś do bufetu i tu staję na chwilę i wcinam banana. Troszkę odpocząłem a przynajmniej tak mi się wydawało ale po chwili jazdy znowu czuję się słaby. Po 5 km zrobiło mi się naprawdę słabo i myślałem, że puszcze pawia ale jakoś przetrzymałem. Co chwilę ktoś mnie wyprzedzał, niefajnie :/.
Dąbrowa w drodze powrotnej wbije się głęboko w pamięć uczestników dzisiejszego maratonu. Czarna breja rzucała rowerem od brzegu do brzegu. Zniknęły gdzieś rośliny które w piątek tworzyły chwilowy singletrack a droga miała teraz szerokość 3-4 m a czasami więcej ;). Powoli ale jakoś się jechało chociaż był moment słabości i musiałem podprowadzić ok. 500m. Pozostała część drogi już trochę lepsza i szybsza a po przejechaniu przez jezdnię to już tylko twarda rowerówka. Jeszcze dwóch chłopaków mnie wyprzedza a na kostce, blisko mety jeszcze jeden. Zupełny brak sił na finisz a zapowiadało się tak pięknie ;).
trup na mecie ;) fot. Z Kowalski © MKTB

Podjechałem do samochodu żeby się ochlapać i przebrać bo mnie zaczęło telepać.
W czasie "mycia" poznałem Ktone, wiem że zerwał łańcuch ale nie wiem czy ukończył wyścig. Ciasto i pomarańczki, potem ciepłe kluchy i... zjawił się Czarek, strasznie zawiedziony i zmęczony, ok 15 glebek i 282 miejsce.
Chwila na przemyślenie maratonu. Doszedłem do wniosku, że na kryzys od 40-go km złożyło się kilka czynników do których na pewno nie zaliczę jakości trasy czy pogody. Po pierwsze, cienkie śniadanie. Po drugie mało snu (poszedłem spać o 1.30). Po trzecie za mało jazdy w ostatnich dwóch tygodniach (i wcześniej).
Sprzęt spisał się nieźle, łańcuch przesmarowany Rohloffem tym razem nie kleił ale czasami skakał na zalepionej kasecie. Manetka przedniej przerzutki przez pewien czas stała jak zamurowana na 32 i nie chciała iść na 44 ale jej przeszło i skończyły się klocki.
siodełko ma nowe pokrycie :D © MKTB

r7 w nowych barwach © MKTB

Podsumowując cieszę się, że na początku udało mi się wyprzedzić tyle osób bo większość mnie nie doszła więc jestem do przodu ;). Nie cieszy mnie ostatnie 20 kilometrów podczas których spadłem o min 25 miejsc.
Trasa była fajna, urozmaicona i o sporym przewyższeniu ale pogoda niestety zburzyła troszkę to wrażenie. Mam nadzieję, ze w Szydłowcu, 4 lipca będzie sucho :D

dane z licznika :
dystans: 58,13
czas: 3:19:33
avg: 17,48
vmax: 48,20
przewyższenia: 656m

wyniki oficjalne:
dystans: 59
czas: 3:20:04
mega open: 127/380
mega M4: 17/64
.
Kategoria >50, Błoto, Foto, XCM / XCO


  • DST 60.00km
  • Teren 55.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 25.71km/h
  • VMAX 39.42km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRavg 163 ( 92%)
  • Podjazdy 113m
  • Sprzęt Merida FLX
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Poland Bike Marathon - Łuków

Sobota, 29 maja 2010 | Komentarze 3

Ełk za daleko, Skandia w Nałęczowie przesunięta na 3 lipca a ja trochę zatęskniłem za ściganiem. Dobrze się złożyło, że IV etap Poland Bike miał odbyć się blisko Lublina. Postanowiliśmy z Czarkiem skorzystać z okazji. Pierwszy raz w PB i pierwsza wizyta w Łukowie, bo właśnie w okolicach tego miasta odbył się dzisiejszy maraton. Byliśmy głodni startu ale i ciekawi jak wygląda PB - organizacja, trasa, atmosfera itp. Przyjechaliśmy dość wcześnie, na parkingu jeszcze luzik. Ja rozpakowywałem sprzęt a Czarek poszedł załatwić numery itp. Wrócił i zobaczyłem numer inny niż wszystkie bo ... okrągły :) ale za to plastikowy, jak u Langa ...
numer Poland Bike © MKTB

i numer na plecy z czipem (chyba made in china :)) w kształcie drucianej pętli podklejonej od tyłu numeru. Nich bedzie i taki, aby zadziałał ;).
czip Poland Bike © MKTB

Szybki montaż, dopompowanie kiszek, zakup żeli i ruszamy na rynek w Łukowie, na start honorowy. O 11-tej peleton prowadzony przez policję wrócił nad jezioro na start ostry. Nie do końca wiem po co ten przejazd był zorganizowany. Prawdopodobnie chodziło o utrzymanie kolarzy w porządku ;).
My potraktowaliśmy jako delikatną rozgrzewkę.
Zaproszenie do sektorów (widzę cztery !). Pierwszy sektor dla zawodników PP, drugi dla pierwszego z PB, pozostałe ...są dla wszystkich :D. Start okazał się jednosektorowy, wszyscy ruszyli na raz kiedy gość honorowy jeszcze "przemawiał" :). Dobrze, że blisko końca mniej doświadczeni zawodnicy jeżdżą w luźniejszym szyku bo łatwiej można przebić się do przodu. Początek dość mocny, nie mogłem zejść z pulsem poniżej 170, ale dało to efekty w postaci luźniejszej trasy. Do mniej więcej 15-go km Czarek trzymał się za mną później chyba gdzieś utknął. W pociągu MayDay/Welodrom/Kellys/LTC goniliśmy większą grupę. Muszę powiedzieć, że współpraca układała się dobrze. Każdy trochę ciągnął, tempo jak dla mnie ostre - 27-35 km/h. Do 20-go km licznik pokazał średnią 28 km/h ! Dla mnie to na prawdę dużo i to pomimo tego, że jechaliśmy cały czas po płaskich szutrach. Jeszcze przed bufetem dochodzimy grupę a ja niestety muszę stanąć bo jakiś nieznany do tej pory dźwięk dobiega z okolic przedniej przerzuty. Końcówka linki "podeszła" pod łańcuch i trtrtrtrtrtrt. Jak się tam znalazła ? Nie mam pojęcia, może jakaś gałązka albo patyck ją wygły ;).
Tylko chwilę zajęło odgięcie linki ale widzę, że sporo straciłem. No i goń człowieku ale tym razem sam, będzie ciężko. Łyk wody na bufecie i ciągnę dalej. Ciężko. 28, 27, 26,.. prędkość spada. Na szczęście po jakimś czasie podłączam się do mijającego mnie pociągu. Nie daję zmian bo jeszcze muszę odpocząć. 28 kilometr, skręt w prawo, czołówka chciała skręcić wcześniej, trochę się zablokowali i na wyboistą drogę w lesie wpadam pierwszy. Sporą część muszę jechać na stojąco bo teren nie daje posiedzieć. Oglądam się i ... jestem sam. Grupka została 200-300m za mną. OK 500m przede mną widzę "końcówkę" grupy zgubionej przed bufetem. Droga po zakręcie zmienia się w trochę równiejszą i mimo pojawienia się kałuż można mocniej nacisnąć. Dobrze jest, jadę swoim tempem, puls 155-165 i widzę, że odrabiam straty. Jeszcze w lesie doganiam dwóch a po chwili jeszcze jednego maratończyka. Ok. 40-go km trasa "wypada" na pola i dołączam do kolegi z MayDay'a z którym byłem w pierwszym pociągu. "plecy mi zaraz odpadną"- mówi. Śmiejemy się bo rzeczywiście droga daje w d... . Ciągnę dalej i zostawiam go na pastwę dołów. Przez chwilę jadę za dziewczyną. Kawałek asfaltu , czas na żela i znowu gruntówka. Urywam się dziewczynie i dochodzę do sześcioosobowej grupki. Na zmianę wychodzi tylko dwóch chłopaków, ja znowu muszę odpocząć bo pościg kosztował mnie sporo sił. Las. Tu lepiej się jedzie bo jest ochrona przed słońcem. Troszkę odpocząłem i przesuwam się do przodu i próbuję podciągnąć. Kątem oka widzę, że tylko jeden zawodnik (nr 453) mi siedzi na kole. Jakiś czas prowadzę ale zmęczone mięśnie dają znać o sobie. Odpuszczam a kolega za mną przejmuje prowadzenie. Teraz lepiej. Teren zmienia się, raz mokre doły po chwili piaszczyste odcinki. Do jeziora pracujemy zgodnie zmieniając się co chwilę. Zostało ok 1-1,5 km do mety. Nad jeziorem kolega rusza mocniej i po chwili wiem, że nie dotrzymam mu koła. Do końca staram się trzymać tempo. 300m przed metą wyprzedzam jeszcze jakiegoś młodziaka któremu wyraźnie łańcuch dzisiaj ciążył. Ostatni zakręt, zrzucam na twardy, staję na pedałach bo widzę szansę na poprawę miejsca.
Poland Bike - finisz © MKTB

Skończyło się na szansie i przez chwilę na braku oddechu ;). Patrzę na licznik, to chyba mój najszybszy maraton a właściwie wyścig :). Głównie dzięki temu, że był płaski ale tak na prawdę wolałbym mniejszą średnią i parę górek.
Podjeżdżam do samochodu gdzie po kilkunastu minutach pojawia się Czarek, dzisiaj zadowolony ze swojej jazdy i z trasy.
Małe podsumowanie.
Jechało mi się dobrze, sprzęt sprawował się prawie dobrze. Prawie, bo przednia przerzutka odmówiła wrzucania na największą zębatkę i musiałem jej pomagać ręcznie. Teoretycznie mogłem przejechać cały maraton na blacie (czołówka pewnie jechała) ale przez kłopoty w piachu czasami musiałem zrzucić na 32.
Jeżeli chodzi o sam maraton to poza organizacją sektorów i samym startem wszystko wypadło nieźle. Oznakowanie trasy bardzo dobre, sama trasa ciekawa, zróżnicowana ale ... śtraśnie plaściata. Bufety przyzwoite, przydałyby się jeszcze żele. Picie podawane w kubeczkach to duży plus. Po maratonie ciepłe kluchy z sosem przypominającym paprykarz szczeciński ale zjadliwym, izo, różne ciasta.
Spodziewałem się wyższej frekwencji tym bardziej, że dzisiejszy etap zaliczany był do Pucharu Polski.
Na koniec ciekawostka. Jak Czarek odbierał numery to miła Pani w biurze źle przypisała numery do nazwisk i Czarek ma mój czas a ja jego, fajnie co ? :D.
po maratonie © MKTB

.
dane z licznika:
dystans: 60,11 km
czas: 2:19:00
avg: 25.95 km/h
.
wynik oficjalny (po powtórnej zamianie numerów :)
max open: 83/155
max M4: 10/26
czas oficjalny: 2:19:04
.
Kategoria >50, Foto, XCM / XCO