Krzysiek
MKTB
Linki
Lubelskie Towarzystwo CyklistówSklep Cyklo Lublin
Sklep Homemade Home
forumrowerowe.org
Tor Cartingowy Carmax Lublin
Archiwum bloga
- 2015, Kwiecień2 - 0
- 2015, Marzec7 - 0
- 2015, Luty3 - 0
- 2015, Styczeń7 - 0
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad1 - 0
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień3 - 0
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec9 - 0
- 2014, Czerwiec3 - 0
- 2014, Maj4 - 0
- 2014, Kwiecień3 - 0
- 2014, Marzec12 - 1
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń2 - 0
- 2013, Grudzień9 - 2
- 2013, Listopad5 - 0
- 2013, Październik7 - 0
- 2013, Wrzesień5 - 0
- 2013, Sierpień14 - 3
- 2013, Lipiec20 - 5
- 2013, Czerwiec3 - 0
- 2013, Maj7 - 0
- 2013, Kwiecień3 - 0
- 2013, Marzec5 - 6
- 2013, Luty11 - 17
- 2013, Styczeń10 - 0
- 2012, Grudzień3 - 0
- 2012, Listopad2 - 3
- 2012, Październik6 - 0
- 2012, Wrzesień12 - 0
- 2012, Sierpień16 - 6
- 2012, Lipiec19 - 6
- 2012, Czerwiec13 - 6
- 2012, Maj17 - 0
- 2012, Kwiecień12 - 2
- 2012, Marzec11 - 2
- 2012, Luty13 - 0
- 2012, Styczeń8 - 1
- 2011, Grudzień14 - 11
- 2011, Październik5 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 11
- 2011, Sierpień10 - 0
- 2011, Lipiec8 - 0
- 2011, Czerwiec2 - 0
- 2011, Maj13 - 6
- 2011, Kwiecień14 - 18
- 2011, Marzec11 - 17
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń6 - 6
- 2010, Grudzień3 - 0
- 2010, Listopad4 - 0
- 2010, Październik10 - 5
- 2010, Wrzesień13 - 4
- 2010, Sierpień5 - 3
- 2010, Lipiec19 - 23
- 2010, Czerwiec15 - 27
- 2010, Maj20 - 29
- 2010, Kwiecień5 - 11
- 2010, Luty9 - 13
- 2010, Styczeń8 - 7
- 2009, Grudzień6 - 8
- 2009, Listopad7 - 6
- 2009, Październik6 - 3
- 2009, Wrzesień12 - 6
- 2009, Sierpień21 - 25
- 2009, Lipiec15 - 10
- 2009, Czerwiec16 - 14
- 2009, Maj8 - 3
- 2009, Kwiecień16 - 3
- 2009, Marzec7 - 1
- 2009, Styczeń3 - 0
- 2008, Grudzień2 - 6
- 2008, Listopad4 - 3
- 2008, Październik8 - 10
- 2008, Wrzesień7 - 0
- 2008, Sierpień4 - 0
- 2008, Lipiec4 - 0
- 2008, Czerwiec4 - 2
- 2008, Maj3 - 0
- 2008, Marzec1 - 0
- 2008, Luty2 - 0
- 2008, Styczeń1 - 0
- 2007, Grudzień1 - 0
- 2007, Maj1 - 2
- 2007, Marzec1 - 3
- 2007, Luty1 - 0
- 2007, Styczeń1 - 0
- 2006, Marzec1 - 0
- 2006, Luty1 - 2
- 2006, Styczeń4 - 0
Wykres roczny

Wpisy archiwalne w kategorii
>50
Dystans całkowity: | 5142.50 km (w terenie 1259.00 km; 24.48%) |
Czas w ruchu: | 223:28 |
Średnia prędkość: | 23.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.93 km/h |
Suma podjazdów: | 26608 m |
Maks. tętno maksymalne: | 184 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 168 (94 %) |
Suma kalorii: | 7549 kcal |
Liczba aktywności: | 87 |
Średnio na aktywność: | 59.11 km i 2h 34m |
Więcej statystyk |
- DST 67.00km
- Teren 62.00km
- Czas 03:39
- VAVG 18.36km/h
- VMAX 55.36km/h
- Temperatura 29.0°C
- HRmax 180 (102%)
- HRavg 160 ( 90%)
- Podjazdy 626m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazovia MTB Marathon - Szydłowiec. Kiszka :(
Niedziela, 4 lipca 2010 | Komentarze 0
Do Szydłowca wyruszyłem tym razem z Czarkiem i Tomkiem.O 9.3o byliśmy na miejscu, pogoda słoneczna, jak dla mnie zbyt słoneczna ale inni byli zadowoleni, że nie będzie błota (trochę się pomylili:D ) Miasteczko tym razem już nie przy zamku a na polu namiotowym. W czasie przygotowań dowiedziałem się o zmianie dystansu - 67 km to cel na dziś. Fajnie q....
.
Start bezproblemowy ale powoli się rozkręcałem bo przez pierwsze kilometry jakoś brakowało mi powietrza. Na pierwszych leśnych odcinkach porobiły się zatory i człapało się dość długo za innymi. Wiozłem się "spokojnie" do mw 23 kilometra gdy zaczął się szybki, kamienisty zjazd. Miałem za sobą już 90% "kamyczków" i po którymś podskoku wyczułem brak powietrza w tylnym kole. Shit !. Pierwszy raz na trasie maratonu. Zmiana gumy dość szybka ale niestety zabrakło ciśnienia w pompce. Mój błąd, że nie przetestowałem wcześniej na ile wystarcza jeden nabój. Teraz wiem, że muszę wozić dwa. Zrezygnowany, spacerkiem dawałem dalej co chwilę wołając: "ktoś ma pompkę na prestę ?!". Musiał przelecieć cały sektor by zatrzymał się chłopak z numerem 68 i zaczekał aż napompuję dętkę trochę mocniej. Nie chcąc go przetrzymywać dopompowałem do jako takiego stanu i ruszyłem dalej.

po zmianie dętki / fot. Z. Kowalski© MKTB
Musiałem uważać żeby przy niskim ciśnieniu nie dobić koła o co w dalszej części nie było trudno i sporo czasu spędziłem nad siodełkiem odciążając tył. Wyprzedzanie szło nieźle i tylko na singlach ciągnąłem się za innymi. Jeszcze przed podjazdem na Skłobską Górę zobaczyłem plecy Cezara. Podobnie jak moje, jego tylne koło okazywało braki ciśnienia więc nie trudno było zgadnąć, że też złapał gumę a jak się okazało, nawet dwie :). Przez kilka kilometrów jechaliśmy razem ale na bufecie musiałem dotankować wodę (dzisiaj szła lepiej niż izo z camelbaka) i trochę mi uciekł. Po chwili znowu go doszedłem ale nie na długo. Na jednym z krótkich, ostrych, asfaltowych podjazdów nacisnął mocniej i od tej pory zaczął mi znikać. No cóż będę gonił sam. Trasa okazała się całkiem selektywna i zrobiło się luźno. Co jakiś czas kogoś dochodziłem i wyprzedzałem, cały czas równym rytmem. Nie chciałem szarpać bo dystans długi a nie chciałem paść przed metą.
Ostatnie kilometry to trochę piachu którego nie lubię i na którym zaliczyłem małe przyziemienie. Końcówka całkiem szybka ale z utęsknieniem oczekiwałem widoku mety :)

Szydłowiec, niedaleko mety / fot. M. Galeński© MKTB

finisz w buffie z dętki :)© MKTB
Okazało się, że Cezar był lepszy o 2 minuty, Tomek o 14 a Czarek gorszy o 27 minut.
Wynik byłby całkiem niezły gdyby nie guma która razem ze spacerem kosztowała mnie ok 10-12 minut co przekłada się na mniej więcej ... 60 miejsc :(
Trasa fajna, trochę błota które mniej wprawnym sprawiało kłopoty, troszkę piachu, sporo odcinków trawiastych. Ilość i jakość podjazdów jak na etap górski trochę rozczarowała tym bardziej, że przewyższenia było podobnie jak w Lublinie. To co podobało mi się najbardziej w dzisiejszej trasie to zjazdy. Kamienisty na którym złapałem gumę, po "wyrypanej" drodze i po kamieniach w rzeczce (foto htEc).

zjazdowa rzeczka na trasie Szydłowca© MKTB
Cudnie :)
wyniki oficjalne:
dystans: 67km
czas: 3:38:34
mega open: 187/407
mega M4: 25/73
maraton w Szydłowcu był pierwszym etapem klasyfikacji górskiej
W klasyfikacji górskiej open M4 jestem 30/298 a w mega M4 25/285.

- DST 58.00km
- Teren 55.00km
- Czas 03:21
- VAVG 17.31km/h
- VMAX 48.20km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 656m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazovia MTB Marathon - Lublin
Niedziela, 20 czerwca 2010 | Komentarze 8
Na początku jestem winien przeprosiny tym, którzy skorzystali z mojego piątkowego opisu trasy Mazovii. Otóż po powtórnym przejrzeniu mapy zobaczyłem, że popełniłem błąd i nie pojechałem pętli zaczynającej się przy pierwszym bufecie a kończącej w Osowej. Jest to na tyle istotne, że właśnie tam był jedyny prawdziwy i jakże dzisiaj błotny podjazd. Sorki.A teraz odnośnie maratonu :)
Na parking przyjechałem ok 9.30 i po krótkich przygotowaniach byłem gotowy. Przed 10 przyjechał Czarek na rowerze więc rozgrzewkę miał już za sobą. Czarek zwrócił mi uwagę, że ... numer startowy przyczepiłem do góry nogami, tak było :D.
Świt z piątku na sobotę i sobotni poranek to opady deszczu. Spodziewałem się, że po deszczach trasa będzie trudna, szczególnie na leśnych odcinkach. W niedzielę zaczęło lekko kropić ok 9-tej a po dwóch godzinach czyli w chwili startu przyszedł mocniejszy deszcz.
Gdy dojechałem do sektora już większość zawodników była ustawiona. do startu za mną ustawiło się jeszcze ok 20 osób. Dzisiaj Fit poszedł pierwszy, Mega i Giga 10 minut później.
Start jak w tamtym roku, po asfalcie ale skrócony (o ok 2km). Może i dobrze bo nie lubię asfaltu a organizatorzy mieli mniej problemów z zamykaniem drogi. Już na asfalcie sektor się rozciągnął i przeskoczyłem parę oczek do przodu. Po wjeździe do lasu okazało się, że droga jest już nieźle rozjeżdżona przez Fit i poprzednie trzy sektory ale jechało mi się nieźle. Prawie cały czas w grupie ale pomalutku przebijałem się do przodu. Po 5-6 kilometrze zrobiło się luźniej i wyprzedzało się dużo łatwiej. Za Ćmiłowem, na krótkich odcinkach pomiędzy zagajnikami, na polnych i przyleśnych drogach też czekało błoto. Ten widok mnie zaskoczył bo nie spodziewałem się, że po takiej ilości deszczu drogi w odkrytym terenie staną się tak śliskie i równie trudno przejezdne jak te w lesie. Można powiedzieć, że poza nielicznymi odcinkami asfaltu i szutru, cały czas walczyliśmy z błotem.

na trasie błotnej mazovii© MKTB
Sporo ludzi się przewracało a uślizgi i rowery w poprzek drogi zdarzały się co chwilę. Ja również musiałem kilka razy wypiąć się z espedeków ale na szczęście obyło się bez upadków. Niebezpieczny rowek w ostatnim zagajniku nie był zasypany ale oznaczony biało czerwoną taśmą ale dzisiaj błoto było większą pułapką dla zawodników. Chyba jedyny kawałek trasy który pozostał bez zmian po deszczu (ofkors poza asfaltem) to łagodny podjazd wysypany tłuczonym gruzem. Dzisiaj udało mi się przejechać go trochę szybciej (15-17 km/h) niż w czasie objazdu (13-15). Znowu polna droga i apiat błotko, później lekko pod górę po mieszance trawy z błotem która w piątek wyglądała tak ładnie. Wyprzedził mnie gość na crossówce, nawet nieźle mu szło na tych "żyletkach". Na końcówce przed asfaltem głębsze błoto i tu kilka osób prowadzi wyrażnie obklejone błotem, glinowe (od glinu lub od gliny, jak kto woli) rumaki.

troszkę ubłocony / fot. www.cykloza.com© MKTB
Wylatuję a raczej wytaczam się na asfalt i zaliczam kilka kałuż co by rower opłukać. No, to połowa drogi za mną ale czemu nie zgadza mi się to z cyframi na tabliczkach informujących o dystansie do mety ? Właśnie, tu zaskoczenie po raz drugi. Zamiast prosto asfaltem jak to zrobiłem w czasie objazdu, trasa skręca w lewo, w pola ! Kurna co jest ? Coś się nie zgadza. Pomyślałem, że Org wydłużył trasę ale jak się później okazało to ja zrobiłem błąd, źle odczytując mapę przy objeździe.
Na bufecie łapię żela ale ciężko go wciąć bo rower tańczy i nie mogę tubą do paszczy trafić ;) A można było bufet na asfalcie ustawić. Jakoś się z tubą uporałem i mogę się skupić na podjeździe, może nie za szalonym ale dzisiaj nie jeden zapamięta go jako na prawdę męczący. Cześć ludzi prowadzi, cześć podjeżdża. Ciężko jest ale "idzie jechać" i tylko raz stawia mnie w poprzek i muszę stanąć ale po chwili jestem znowu na kursie. Kilka osób udało się wyprzedzić ale po wyjeździe na płaskie dwóch z nich dogania mnie i walą do przodu. Później będziemy tasować się co chwilę ale do czasu. Wyjeżdżam z błota, długi odcinek asfaltu i w Osowej znowu w gruntówkę - walka z błotem od początku. Dojeżdżam do krótkiego zjazdu który opisałem po objeździe jako niebezpieczny. Dzisiaj był mega-niebezpieczny. Hamulce wydają dźwięk przypominający starą, zepsutą syrenę strażacką, przede mną jeden gość a przed nim jeszcze jeden i wykłada się zaraz przed zakrętem. Zaczekamy, jeszcze zdążymy się zmęczyć :). W dalszej części zjazdu zostawiam ich z tyłu. Króciutki podjazd i jestem na prostej. Tutaj czuję coś niepokojącego. Wyraźnie słabnę, dopiero 40 km za mną a ja z minuty na minutę czuję się coraz słabszy i do tego zrobiło mi się zimno. Pierwszy raz zmarzłem w trakcie maratonu (w zimie nie jeździłem), coś musi być nie tak. Ci których zostawiłem na trudniejszych odcinkach zaczynają mnie wyprzedzać. Lżej mi tylko tam gdzie jest lekko z górki. Miejsce z piaszczystą łachą, dzisiaj nasiąkniętą do granic możliwości w połowie przechodzę. Dojeżdżam jakoś do bufetu i tu staję na chwilę i wcinam banana. Troszkę odpocząłem a przynajmniej tak mi się wydawało ale po chwili jazdy znowu czuję się słaby. Po 5 km zrobiło mi się naprawdę słabo i myślałem, że puszcze pawia ale jakoś przetrzymałem. Co chwilę ktoś mnie wyprzedzał, niefajnie :/.
Dąbrowa w drodze powrotnej wbije się głęboko w pamięć uczestników dzisiejszego maratonu. Czarna breja rzucała rowerem od brzegu do brzegu. Zniknęły gdzieś rośliny które w piątek tworzyły chwilowy singletrack a droga miała teraz szerokość 3-4 m a czasami więcej ;). Powoli ale jakoś się jechało chociaż był moment słabości i musiałem podprowadzić ok. 500m. Pozostała część drogi już trochę lepsza i szybsza a po przejechaniu przez jezdnię to już tylko twarda rowerówka. Jeszcze dwóch chłopaków mnie wyprzedza a na kostce, blisko mety jeszcze jeden. Zupełny brak sił na finisz a zapowiadało się tak pięknie ;).

trup na mecie ;) fot. Z Kowalski© MKTB
Podjechałem do samochodu żeby się ochlapać i przebrać bo mnie zaczęło telepać.
W czasie "mycia" poznałem Ktone, wiem że zerwał łańcuch ale nie wiem czy ukończył wyścig. Ciasto i pomarańczki, potem ciepłe kluchy i... zjawił się Czarek, strasznie zawiedziony i zmęczony, ok 15 glebek i 282 miejsce.
Chwila na przemyślenie maratonu. Doszedłem do wniosku, że na kryzys od 40-go km złożyło się kilka czynników do których na pewno nie zaliczę jakości trasy czy pogody. Po pierwsze, cienkie śniadanie. Po drugie mało snu (poszedłem spać o 1.30). Po trzecie za mało jazdy w ostatnich dwóch tygodniach (i wcześniej).
Sprzęt spisał się nieźle, łańcuch przesmarowany Rohloffem tym razem nie kleił ale czasami skakał na zalepionej kasecie. Manetka przedniej przerzutki przez pewien czas stała jak zamurowana na 32 i nie chciała iść na 44 ale jej przeszło i skończyły się klocki.

siodełko ma nowe pokrycie :D© MKTB

r7 w nowych barwach© MKTB
Podsumowując cieszę się, że na początku udało mi się wyprzedzić tyle osób bo większość mnie nie doszła więc jestem do przodu ;). Nie cieszy mnie ostatnie 20 kilometrów podczas których spadłem o min 25 miejsc.
Trasa była fajna, urozmaicona i o sporym przewyższeniu ale pogoda niestety zburzyła troszkę to wrażenie. Mam nadzieję, ze w Szydłowcu, 4 lipca będzie sucho :D
dane z licznika :
dystans: 58,13
czas: 3:19:33
avg: 17,48
vmax: 48,20
przewyższenia: 656m
wyniki oficjalne:
dystans: 59
czas: 3:20:04
mega open: 127/380
mega M4: 17/64
.

- DST 57.50km
- Teren 55.00km
- Czas 02:53
- VAVG 19.94km/h
- VMAX 42.47km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 427m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd trasy (mega) Mazovia Lublin
Piątek, 18 czerwca 2010 | Komentarze 3
Wybierałem się na objazd od kiedy mapka "zawisła" na stronie Mazovii i dzisiaj udało się wygospodarować 3 godzinki.Nie chciało mi się robić asfaltowej pętli więc rozpocząłem w miejscu gdzie trasa wpada do lasu czyli ok 2,5 kilometra od startu

wjazd do Dąbrowy© MKTB
Trasa leśna to głównie doubletrack który tylko chwilowo przechodzi w single. Czasami przeszkadzają nisko wiszące a czasami i leżące gałęzie .

niespodzianka z gałęziami© MKTB
Szlaki twarde, nieliczne kałuże nawet przy ładnej pogodzie ostaną się do niedzieli. W tej części nie są głębokie ale bezpieczniej je objechać.

parętakich kałuż na trasie będzie© MKTB
Ok siódmego kilometra przejazd przez rów i w prawo na szerszą leśną drogę. Początkowo wyboista ale od 9km staje się w miarę równą, szybką szutrówkę. Po kilometrze przelatuję przez trasę Ćmiłów - Prawiedniki i przyleśną szutrówką po chwili przechodzącą w gruntówkę wyjeżdżam na półotwartą przestrzeń. Od teraz większą część trasy do odbębnienia na otwartej przestrzeni.

Okolice Ćmiłowa© MKTB
Na moment się zgubiłem, strzałek i tasiemek na razie jak na lekarstwo.

jak zobaczysz ten widok to znaczy że pomyliłeś trasę :D© MKTB
Po nadrobieniu kilo i pół znalazłem trasę.

krótki wąwozik© MKTB
Teraz kawałek po otwartym terenie, trochę wiało ale wiedziałem, że w drodze powrotnej będzie lżej :). Ok 16-17 km krótka wizyta w lesie szybki wjazd i .. hamowanie przed ogromną kałużą. Objechałem ją brzegiem ale jest szerszy objazd po lewej. Po chwili następna niespodzianka. W poprzek drogi wykopany rowek szerokości ok 30cm i głębokości ok 30-40cm. Na wiekszej prędkości da się przeskoczyć, przy mniejszej OTB murowane (może do niedzieli Org zasypie rowek).

niespodzianka od miejscowych© MKTB
Wypadam z lasu na odkryty teren. Tu Fit odbija szutrówką w prawo a mega leci prosto na krótki kawałek asfaltu a potem szutrówkę na pewnym odcinku pokrytą świeżym tłuczniem który trochę zwalnia. Skręt w lewo (ok 20km), szuter w dalszym ciągu, robi się leciutko pod górę (nie mylić z podjazdem)) i do tego droga jest wysypana tłuczonym gruzem. Męczarnia. Na szczęście tylko ok 500- 600m tego gruzu. Na "szczycie" zegar pokazuje 175m przewyższeń. Szutrówki zmieniają się w gruntówki i odwrotnie.

okolice Jabłonnej© MKTB
Ok 2 km do "nawrotu" w połowie trasy zaczyna się bardziej zarośniety odcinek polnej drogi. Jest możliwość nawinięcia trawy w przerzutkę lub kasetę.

przejazd w trawie, niedługo połowa trasy© MKTB
Wyskakuję na asfalt, leciutko pod górę a po chwili w dół, można odpocząć.
Zostawiam Osową za plecami i już zakręt w prawo na szuterek. Zaczyna się całkiem szybki kawałek, płasko lub lekko z góry. Ok 30 km króciutki niebezpieczny zjazd z głębokimi koleinami i zakrętem w prawo, teraz można pojechać. Przy wjeździe do chałupy widzę chłopaka bawiącego się ... niebieskimi strzałkami mazovii. Powiedział, że to jego brat zdjął :) Kazałem mu powiesić strzałki do jutra bo policja przyjedzie sprawdzić ;)
Zaczyna się odcinek crosscountrowy, krótki zjazd i króciutki podjazd w prawo, z podjazdu ostry skręt w lewo i znowu krótki podjazd wyglądający jak wjazd na posesję ale odbijający w prawo :). Znowu jestem w polach, lekko z góry, troszkę kamieni, troszkę drobniutkiego piachu ale ogólnie twardo. A przepraszam po zakręcie w prawo jest krótki odcinek a właściwie odcineczek, tzw. łacha kopnego piachu.
Na krótko zawitałem w lesie k. Jabłonnej. Od tego momentu znowu dołącza Fit. Niby na mapie trasa leci brzegiem lasu ale w rzeczywistości biegnie przez las a później wychodzi na brzeg. Ten błąd na mapie kosztował mnie dodatkowe 4 km :). Trasa w lesie przejezdna ale były kałuże w koleinach przykryte gałęziami i tu radziłbym uważać. Po chwili trasa wypada z lasu i przez chwilę biegnie jego brzegiem by znowu trafić na pola. Słońce dzisiaj było dobijające a 650 ml bidon picia okazał się za mały.
Fragment asfaltu i zaczyna się ciężki odcinek trasy. Ok kilometra niby utwardzonej drogi (przygotowują pod asfalt) ale tak krzywej jak trasa dla bmx-ów ;). Na prawdę katorga. Później przechodzi we w miarę równą żwirówkę.
Powtórny przelot przez szosę Ćmiłów - Prawiedniki, uno momento i jestem wreszcie w zacisznym, cienistym lesie :). Tu droga leci prawie w linii prostej, głównie dwuśladowa ale na krótkie chwile, dzięki pokrzywom, paprociom, leszczynom i innym faunom staje się singlową. Spotkałem tu także kałuże i to większe niż te po starcie. Omijki na jeden rower, bokami bo środkiem często brak przejazdu ze względu na ich okrągłość ;). W dalszej części trasy leśnej trochę krzywo ale bez kałuż.

powrót przez Dabrowę© MKTB
Z przejazdem przez asfalt do nadzalewowej części lasu zaczyna się ostatnia część objazdu. Twarda ścieżka rowerowa wyściełana grubym piachem i na sam koniec kostka, specjalnie przygotowana na finisz ;D.
Odliczając mw nadrobione kilometry mogę powiedzieć, że trasa będzie miała ok 52 km długości i ok 400m przewyższenia które wynika tylko i wyłącznie z łagodnego pofałdowania terenu. "Górale" nie pomęczą się na podjazdach a "zjazdowcy" nie poszaleją na zjazdach. Jeżeli będzie sucho to maraton będzie bardzo szybki, jeżeli mokro to szybki ale tak czy tak najlepsi przejadą go na blacie.
Jeżeli będzie sucho proponuję semislicki a jeżeli mokro ...to jeszcze zależy jak mokro ;)
.

- DST 52.00km
- Teren 5.50km
- Czas 02:02
- VAVG 25.57km/h
- VMAX 53.03km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 173 ( 98%)
- HRavg 144 ( 81%)
- Podjazdy 200m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Runda po okolicy
Czwartek, 3 czerwca 2010 | Komentarze 0
Znakomita większość dzisiejszej trasy asfaltem, tylko krótki, 3 kilometrowy odcinek polnej drogi między Radawcem Małym a Babinem (i później jeszcze jeden pod koniec). Kałuż nie było wiele ale mokra glina lepiła się do kół i rowerek trochę "tańczył".
koniec autostrady ;)© MKTB

jeszcze 500m gruntu© MKTB
Po wyjeździe na asfalt tempo spokojne, na drogach w miarę pusto i jechało się całkiem fajnie. Od Bełżyc do skrętu na Wojciechów lekki, przeciwny wiaterek postanowił mi potowarzyszyć ;).
W Palikijach usłyszałem odgłosy burzy a po chwili zobaczyłem nadchodzące ciemne chmury. Postanowiłem skrócić przejażdżkę i przyspieszyć bo wychodziło na to, że spotkam burzę zanim dotrę do domu.
Sporniak. Słońce za plecami a przede mną sine chmury.

w stronę burzy© MKTB
Zaczęło padać ale jest dość przyjemne, deszczyk chłodzi w tym gorącym dniu. Jeszcze jeden krótki "terenowy" odcinek który niedługo będzie asfaltowy. Część już ubita i wyrównana, większość nie. Pod koniec odcinka zaniżenie w którym zebrała się woda na całej szerokości drogi, ale dam radę przejechać. Prawa strona wyglądała na najpłytszą i taka była ale niestety nie dałem rady. Popełniłem błąd zostawiając na największej tarczy a redukując tylko tył. W połowie drogi stanąłem i "wysiadając" na lewą stronę, w niewidoczną sąsiednią koleinę, zatopiłem się w wodzie po kolana. Nie było tak źle bo woda zdążyła się nagrzać od rana :). W butach chlupie ale jeszcze tylko kilometr asfaltu i w domciu.
Trasa:
baza - Kozubszczyzna - Tereszyn - Radawiec Mały - Babin - Bełżyce - Góra - Halinówka - Wojciechów - Sporniak - Kozubszczyzna - baza.
po prysznicu, obiedzie i odpoczynku wróciłem do kałużki by zrobić pamiątkowe zdjęcie. Za jakiś czas będzie tu asfalt ale jak nie zrobią dobrego odpływu to po dużych opadach będzie tu fajny basen. Zdjęcie zrobiłem od strony "wyjazdu" z kałuży.

a to duża kałuża© MKTB
.
Kategoria >50

- DST 60.00km
- Teren 55.00km
- Czas 02:20
- VAVG 25.71km/h
- VMAX 39.42km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRavg 163 ( 92%)
- Podjazdy 113m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Poland Bike Marathon - Łuków
Sobota, 29 maja 2010 | Komentarze 3
Ełk za daleko, Skandia w Nałęczowie przesunięta na 3 lipca a ja trochę zatęskniłem za ściganiem. Dobrze się złożyło, że IV etap Poland Bike miał odbyć się blisko Lublina. Postanowiliśmy z Czarkiem skorzystać z okazji. Pierwszy raz w PB i pierwsza wizyta w Łukowie, bo właśnie w okolicach tego miasta odbył się dzisiejszy maraton. Byliśmy głodni startu ale i ciekawi jak wygląda PB - organizacja, trasa, atmosfera itp. Przyjechaliśmy dość wcześnie, na parkingu jeszcze luzik. Ja rozpakowywałem sprzęt a Czarek poszedł załatwić numery itp. Wrócił i zobaczyłem numer inny niż wszystkie bo ... okrągły :) ale za to plastikowy, jak u Langa ...
numer Poland Bike© MKTB
i numer na plecy z czipem (chyba made in china :)) w kształcie drucianej pętli podklejonej od tyłu numeru. Nich bedzie i taki, aby zadziałał ;).

czip Poland Bike© MKTB
Szybki montaż, dopompowanie kiszek, zakup żeli i ruszamy na rynek w Łukowie, na start honorowy. O 11-tej peleton prowadzony przez policję wrócił nad jezioro na start ostry. Nie do końca wiem po co ten przejazd był zorganizowany. Prawdopodobnie chodziło o utrzymanie kolarzy w porządku ;).
My potraktowaliśmy jako delikatną rozgrzewkę.
Zaproszenie do sektorów (widzę cztery !). Pierwszy sektor dla zawodników PP, drugi dla pierwszego z PB, pozostałe ...są dla wszystkich :D. Start okazał się jednosektorowy, wszyscy ruszyli na raz kiedy gość honorowy jeszcze "przemawiał" :). Dobrze, że blisko końca mniej doświadczeni zawodnicy jeżdżą w luźniejszym szyku bo łatwiej można przebić się do przodu. Początek dość mocny, nie mogłem zejść z pulsem poniżej 170, ale dało to efekty w postaci luźniejszej trasy. Do mniej więcej 15-go km Czarek trzymał się za mną później chyba gdzieś utknął. W pociągu MayDay/Welodrom/Kellys/LTC goniliśmy większą grupę. Muszę powiedzieć, że współpraca układała się dobrze. Każdy trochę ciągnął, tempo jak dla mnie ostre - 27-35 km/h. Do 20-go km licznik pokazał średnią 28 km/h ! Dla mnie to na prawdę dużo i to pomimo tego, że jechaliśmy cały czas po płaskich szutrach. Jeszcze przed bufetem dochodzimy grupę a ja niestety muszę stanąć bo jakiś nieznany do tej pory dźwięk dobiega z okolic przedniej przerzuty. Końcówka linki "podeszła" pod łańcuch i trtrtrtrtrtrt. Jak się tam znalazła ? Nie mam pojęcia, może jakaś gałązka albo patyck ją wygły ;).
Tylko chwilę zajęło odgięcie linki ale widzę, że sporo straciłem. No i goń człowieku ale tym razem sam, będzie ciężko. Łyk wody na bufecie i ciągnę dalej. Ciężko. 28, 27, 26,.. prędkość spada. Na szczęście po jakimś czasie podłączam się do mijającego mnie pociągu. Nie daję zmian bo jeszcze muszę odpocząć. 28 kilometr, skręt w prawo, czołówka chciała skręcić wcześniej, trochę się zablokowali i na wyboistą drogę w lesie wpadam pierwszy. Sporą część muszę jechać na stojąco bo teren nie daje posiedzieć. Oglądam się i ... jestem sam. Grupka została 200-300m za mną. OK 500m przede mną widzę "końcówkę" grupy zgubionej przed bufetem. Droga po zakręcie zmienia się w trochę równiejszą i mimo pojawienia się kałuż można mocniej nacisnąć. Dobrze jest, jadę swoim tempem, puls 155-165 i widzę, że odrabiam straty. Jeszcze w lesie doganiam dwóch a po chwili jeszcze jednego maratończyka. Ok. 40-go km trasa "wypada" na pola i dołączam do kolegi z MayDay'a z którym byłem w pierwszym pociągu. "plecy mi zaraz odpadną"- mówi. Śmiejemy się bo rzeczywiście droga daje w d... . Ciągnę dalej i zostawiam go na pastwę dołów. Przez chwilę jadę za dziewczyną. Kawałek asfaltu , czas na żela i znowu gruntówka. Urywam się dziewczynie i dochodzę do sześcioosobowej grupki. Na zmianę wychodzi tylko dwóch chłopaków, ja znowu muszę odpocząć bo pościg kosztował mnie sporo sił. Las. Tu lepiej się jedzie bo jest ochrona przed słońcem. Troszkę odpocząłem i przesuwam się do przodu i próbuję podciągnąć. Kątem oka widzę, że tylko jeden zawodnik (nr 453) mi siedzi na kole. Jakiś czas prowadzę ale zmęczone mięśnie dają znać o sobie. Odpuszczam a kolega za mną przejmuje prowadzenie. Teraz lepiej. Teren zmienia się, raz mokre doły po chwili piaszczyste odcinki. Do jeziora pracujemy zgodnie zmieniając się co chwilę. Zostało ok 1-1,5 km do mety. Nad jeziorem kolega rusza mocniej i po chwili wiem, że nie dotrzymam mu koła. Do końca staram się trzymać tempo. 300m przed metą wyprzedzam jeszcze jakiegoś młodziaka któremu wyraźnie łańcuch dzisiaj ciążył. Ostatni zakręt, zrzucam na twardy, staję na pedałach bo widzę szansę na poprawę miejsca.

Poland Bike - finisz© MKTB
Skończyło się na szansie i przez chwilę na braku oddechu ;). Patrzę na licznik, to chyba mój najszybszy maraton a właściwie wyścig :). Głównie dzięki temu, że był płaski ale tak na prawdę wolałbym mniejszą średnią i parę górek.
Podjeżdżam do samochodu gdzie po kilkunastu minutach pojawia się Czarek, dzisiaj zadowolony ze swojej jazdy i z trasy.
Małe podsumowanie.
Jechało mi się dobrze, sprzęt sprawował się prawie dobrze. Prawie, bo przednia przerzutka odmówiła wrzucania na największą zębatkę i musiałem jej pomagać ręcznie. Teoretycznie mogłem przejechać cały maraton na blacie (czołówka pewnie jechała) ale przez kłopoty w piachu czasami musiałem zrzucić na 32.
Jeżeli chodzi o sam maraton to poza organizacją sektorów i samym startem wszystko wypadło nieźle. Oznakowanie trasy bardzo dobre, sama trasa ciekawa, zróżnicowana ale ... śtraśnie plaściata. Bufety przyzwoite, przydałyby się jeszcze żele. Picie podawane w kubeczkach to duży plus. Po maratonie ciepłe kluchy z sosem przypominającym paprykarz szczeciński ale zjadliwym, izo, różne ciasta.
Spodziewałem się wyższej frekwencji tym bardziej, że dzisiejszy etap zaliczany był do Pucharu Polski.
Na koniec ciekawostka. Jak Czarek odbierał numery to miła Pani w biurze źle przypisała numery do nazwisk i Czarek ma mój czas a ja jego, fajnie co ? :D.

po maratonie© MKTB
.
dane z licznika:
dystans: 60,11 km
czas: 2:19:00
avg: 25.95 km/h
.
wynik oficjalny (po powtórnej zamianie numerów :)
max open: 83/155
max M4: 10/26
czas oficjalny: 2:19:04
.

- DST 50.50km
- Teren 12.00km
- Czas 02:11
- VAVG 23.13km/h
- VMAX 44.58km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 162 ( 92%)
- HRavg 140 ( 79%)
- Podjazdy 253m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Giro d'Italia a potem giro d'okolica
Środa, 26 maja 2010 | Komentarze 0
Po obejrzeniu dzisiejszego giro wskoczyłem na rowerek żeby się trochę poruszać.Trasa prawie taka jak w sobotę
.
.
.
"wylotówka" już w trochę lepszym stanie...

droga wygląda trchę lepiej niż w sobotę© MKTB
lotnisko...

na lotnisku dzisiaj koszenie© MKTB

bocian miał świeżo... odkryty stół ;)© MKTB
Las radawiecki - jeszcze sporo błota, Sporniak...

kierunek Motycz Leśny© MKTB
okolice Miłocina...

lubelskie, XXI wiek ...© MKTB
trochę ciężko mi się dzisiaj jechało, do tego odezwało się znowu kolano, myślę, że to przez niską temperaturę. Mimo to zdecydowałem przedłużyć rundkę i w drodze powrotnej nie poleciałem na Radawiec tylko przez Pawlin, Radawczyk, Tereszyn, Marynin, Kozubszczyznę i tu miałem skierować się do domu ale brakowało 4 km do 50-tki więc jeszcze krótko w kierunku Motycza i dopiero "tyłami" do domu.
.

- DST 62.00km
- Teren 54.00km
- Czas 03:13
- VAVG 19.27km/h
- VMAX 36.60km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 178 (101%)
- HRavg 161 ( 91%)
- Podjazdy 298m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazovia MTB Maraton - Radom
Niedziela, 16 maja 2010 | Komentarze 2
Radom przywitał nas deszczem i wiedziałem, że zapowiedzi CeZamany o kilku kałużach na trasie się nie sprawdzą, ale to co zobaczyłem na trasie przeszło moje wyobrażenia. Nieprzyjemnie było przebierać się w "obcisłe" na deszczu więc trzeba było gimnastykować się w samochodzie. Lepiej było mieć dzisiaj długie ciuchy i kurtkę PD bo poza mokrością było po prostu zimno.Krótka rozgrzewka...

na rozgrzewce© MKTB
... i jedziemy do sektorów, dzisiaj trochę (delikatnie mówiąc) luźniejszych, im dalszy sektor tym mniej ludzi :) Jak się później okazało wystartowało tylko 584 zawodników a nie ukończyło maratonu 15.
Prawie 15 minut stania przed startem. Mimo nogawek i kurtki muszę się ruszać by nie zamarznąć. Dobrze, że deszcz ustał.

przed startem© MKTB

Przedwojenne Wojsko Polskie na rowerach z epoki :)© MKTB
Przechodzący na start CeZamana staje przy każdym sektorze i dzieli się ostatnimi wieściami z trasy. Aha, no to teraz już wiem na pewno, że te oponki

cienkie© MKTB
Start po asfalcie, długa, chyba 2 kilometrowa prosta. Jak zwykle małe roszady na początku ale na razie jestem w pierwszej połówce sektora, po dłuższej chwili grupa dzieli się na dwie i teraz jestem w środkowej. Wjazd na pola, pierwsze błoto, droga na środku porośnięta trawą i tu pierwsze oznaki kiepskiej trakcji FW, które "pływają jak chcą". Tu gdzie nie ma trawy jest lepiej, nawet w błocie jakoś się trzymam w siodle.
Pierwsza atrakcja to przejazd pod wiaduktem, pełen wody, w najgłębszym miejscu... po suport :D. Żwirówka, twardo ale mnóstwo kałuż, nie jest źle. Trasa co chwilę zmienia nawierzchnię, a to kawałek piachu a to znowu asfalt ale wszędzie sporo wody. Ok 12-go km przejście kładką przez rzeczkę, nie było chętnych na skróty bo i kolejek nie było.

kładka na Pacynce© MKTB
Betonowa tama na zalewie Siczki i nareszcie fajne ścieżki. Podjazdki i zjazdki. Tu się dobrze jedzie, złapałem rytm i na podjeździkach zaczynam wyprzedzać. Od 20 km nie mam hamulców. Nie, że w zachowaniu, nie, nie ! W rowerze nie mam. Błoto i piach zrobiło swoje i na hamowaniach klamki zaczynają niebezpiecznie zbliżać się do gripów, tarcze rzężą jak w szlifierce a napęd trzeszczy bo ma tylko smarowanie piachem :D.
Po lesie przychodzi czas na asfalt na którym oczywiście doganiają mnie chopaki których wyprzedziłem w lesie, jedziemy w grupie do następnego lasu. Tu grupka już zaczyna się rwać ale trzymam się blisko początku. Znowu sekcja górek, przy jednej zrzucam na najmniejszą i słyszę, że łańcuch źle idzie. Podwija się pod zębatkę by w końcu wkręcić się m. nią a ramę. Muszę stanąć by wyszarpać łańcuch (dobrze, że merida daje metalową osłonkę widelca w tym miejscu). Pierwsza grupka mi odjechała i wyprzedziło mnie trzech chłopaków. Po kilku km od z powrotem wychodzę przed nich.
Zjazdy w prawdzie krótkie ale błoto, piach i brak hamulców powodują wzmożoną czujność i odbija się to na prędkości. Mimo to na jednym z nich, kończącym się zakrętem i to nie koniecznie ostrym mam kłopoty z utrzymaniem się na ścieżce i ominięciem drzewa. Uff, udało się.
Od 40-go kilometra dzieje się wiele rzeczy. Po pierwsze zaczyna mnie boleć kolano, to chyba przez to zimno pomimo długich nogawek. Po drugie przez następne 5 km jadę sam, nikogo w zasięgu wzroku z tyłu ani z przodu. Po trzecie zaczyna kropić. To akurat mi nie przeszkadza bo i tak jestem cały mokry a w butach mam pełno wody.

na trasie Mazovii Radom 2010 /fot. M.Kubat© MKTB
Jedzie mi się coraz ciężej. Staram się utrzymać wysoką kadencję co pomaga utrzymać równowagę na błocie i tak nie męczy. Piach jest mokry, za mokry i robi się grząski, wysysa więcej sił z człowieka niż śliskie błoto. Po 45 km dostrzegam gościa przede mną, ok, pomalutku, pomalutku i jego dojdę. W lesie wydaje mi się, że jadę bardzo wolno. Licznik pokazuje 15-18km/h. Mimo to zbliżam się dość szybko, przez chwilę jedziemy razem ale tylko przez chwilę. Czuję zmęczenie w udach ale jadę swoim tempem i odjeżdżam. Zaczyna się chyba najładniejszy fragment trasy. Krótkie podjazdy i zjazdy, fajny singielek i piękne okoliczności :). Szkoda, że tak szybko się kończy. Leciutki spadek terenu, jedzie się łatwo, może inaczej, jechało by się łatwo w innych warunkach. Za moment fragment leśnej ścieżki "idący" lekko pod górę zamienia się w rzekę na całej szerokości, spory kawałek przejeżdżam ale pod koniec koło wpada w niewidoczną dziurę i resztę decyduję "przełajować". Deszcz spływał mi po czole, zbierał pot i wpadał do oka. Tak mnie to kure..two piekło w oko, że nic nie widziałem, za późna reakcja i zjazd ze ścieżki, omijam drzewo i wbijam się w krzaki. Na szczęście nic się nie stało i wracam do walki. Jeszcze tylko kładka (na piechotkę) i po niedługim czasie wjeżdżam na trasę którą już jechałem ale w drugą stronę. Tak, to już blisko. 300-400m przede mną jedzie chłopak którego pomału dochodzę. Śliski odcinek trawiasty z początku trasy jest jeszcze bardziej śliski. W pewnym momencie przód łapie krawędź a po chwili uślizg a ja ląduję w mazi też ładnym wślizgiem. A chłopak przede mną znowu odjeżdża. Po kilku chwilach zakręt w prawo potem w lewo. Na tym drugim gość jedzie prosto, musiał nie zauważyć taśmy mimo, że po niej przejechał :). Krzyknąłem, gwizdnąłem, odwrócił się i pokazałem mu, że jedzie w złym kierunku. Wlot na asfalt. Jeszcze chyba 2 km i będzie meta. Wyprzedza mnie "zagubiony" z jeszcze jednym zawodnikiem, dzięki - rzuca, nie ma za co, cza se pomagać :). Deszcz się wzmógł ale metę już widać. Oglądam się i widzę "pościg". Mocniej naciskam na pedały, oglądam się jeszcze raz, nie zdąży, utrzymam się :).

koniec rzeźni ;)© MKTB
Pomarańcze, ciasto i do samochodu przebrać się w coś suchego. Marzena tradycyjnie jechała Fit więc była już "umyta". Zaliczyła dzisiaj dobry występ: awans do 8 sektora :). Gratulacje ! Zadzwoniłem do Agatki i przebrałem się bo już mnie nieźle telepało. Zaczęło porządnie lać a Czarka jeszcze nie ma. Trochę się martwiliśmy ale wreszcie się zjawił. Zmęczony, niezadowolony z wyniku (pozostał w 7) ale zadowolony z trasy (no może nie do końca):D.
W dużej mierze trasa pokrywała się z tą z 2009 ale zmiany wyszły na korzyść. Tegorocznej trasie mogę dać 4/6 (deszcz też pomógł). Bufety rozmieszczone właściwie.
Z dzisiejszej jazdy jestem zadowolony, szczególnie jak się weźmie pod uwagę opony na jakich jechałem :). Dyspozycja niezła ale brakuje wytrzymałości, jak zwykle tracę na długich, prostych szutrach i asfaltach, pogoda, no cóż, nie za bardzo, sprzęt zawiódł jeżeli chodzi o hamulce i raz przerzutka ale to jak zawsze w takich wypadkach wina mokrego piachu.
Wyniki oficjalne:
mega open: 117/348
mega M4: 16/59
czas oficjalny: 03:12:10
.

- DST 56.00km
- Czas 02:08
- VAVG 26.25km/h
- VMAX 41.76km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 164 ( 93%)
- HRavg 143 ( 81%)
- Podjazdy 221m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
100% asfaltu
Środa, 12 maja 2010 | Komentarze 2
Po południu miało padać więc wybrałem się na "trening" przed południem :). Chciałem zrobić dłuższy przelot ale nie bardzo wiedziałem w którym kierunku. Dopiero po wyjeździe z domu zdecydowałem, że odwiedzę brata..
Trasa w 100% asfaltowa, chociaż ze względu na jakość nawierzchni równie dobrze mógłbym napisać, że w 80% terenowa :D
Konopnica, Radawiec,

takie fury u nas szaleją :D© MKTB
Bełżyce, Wierzchowiska Górne,

trakt na Skrzyniec© MKTB
Skrzyniec,

dawno tu nie byłem© MKTB
i Kolonia Borów czyli mój cel.
Trochę pogadaliśmy...o rowerach :D, zrobiliśmy przegląd nowego ninety sixa i czas na powrót. Od Bełżyc miałem jechać do Wojciechowa ale musiałem zmienić plany i wróciłem tą samą trasą.
Przyjemnie się dzisiaj jechało chociaż czasami wiatr przeszkadzał. To chyba pierwszy dzień w którym nie czuć było oprysków w powietrzu tylko zapach rzepaku :)
.

- DST 54.00km
- Teren 15.50km
- Czas 02:20
- VAVG 23.14km/h
- VMAX 47.40km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 226m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Vuelta Zalew + radawiecki
Środa, 5 maja 2010 | Komentarze 2
Wielkimi krokami zbliża się Otwock a ja w polu z tegorocznym kilometrażem. Jazdy najczęściej wypadają ad hoc. Tak też było dzisiaj. Mimo deszczu przechodzącego w mżawkę i odwrotnie, postanowiłem wykorzystać wolną chwilę. Każdy kilometr się liczy. Na termometrze 10 , więc wkładam ciepłe gacie, bluzę i deszczówkę a rower obuwam w błotniki (od razu paskudnie wygląda). Kierunek Zalew Zeborzycki. Nie przepadam za tym kierunkiem bo kawał drogi pokonuje się asfaltem lub rowerówką ale leśny, pofałdowany fragment zalewowej pętli wynagradza asfaltową męczarnię ;).Kozubszczyzna, al.Kraśnicka, od kraśnickiej do tamy rowerówka. Na tamie w prawo, jeszcze kawałek rowerowej. Przestało mżyć ale pewnie tylko na chwilę bo niebo zaciągnięte na równo. Koniec kostki mnie nie zaskakuje bo jest gdzie był ale zaskakuje mnie powierzchnia tego co się zaczyna.
Kupa gliny, kamieni, gruzu i innych śmieci a krzywe toto jak cholera. Na zdjęciu ładniejszy fragment szlaku :)

nowa nawierzchnia na zalewowym wale :D© MKTB
Wytelepało mnie trochę i ucieszyłem się jak zobaczyłem spychacz i wyrównany fragment trasy. Wjeżdżam na równe i.. tego się nie spodziewałem, koła zapadały mi się prawie po obręcze a wrażenie, no cóż pewnie tak się jedzie po mokrym asfalcie :D. Na szczęście odcinek ten dość szybko się kończy. Stara dobra ubita ścieżka, most na Bystrzycy, ścieżka na prawym wale i zaczyna się najlepszy, leśny, fragment. Pogoda mokra, zero rowerzystów, singielek mój :D.

dzisiaj singielek tylko mój :)© MKTB
Nie goniłem dzisiaj za bardzo bo kółka obute we flyweighty pływały na boki jak cholera.

Wysoka woda na zalewie© MKTB
Jazda wzdłuż "rękawa" a później na "końską ścieżkę". Dzisiaj szczególnie śliska. Uślizgi prawie przy każdej kałuży a dwa razy "wykładam" się tak, że mało brakowało.
Odbijam w lewo na korzenno - piaszczystą trasę bliżej zalewu. Zaliczam "dołki"

Dąbrowa, jeden z "dołków"© MKTB
i po trasie, znowu zaczyna się rowerówka i... deszcz.
Powrót tą samą drogą. Dobrze mi się dzisiaj jedzie więc w Konopnicy decyduję się
na przedłużenie wycieczki. Ciągnę asfaltem do Pawlina i skręt na dojazdówkę do radawieckiego...

dojazdówka do "konopnickiego"© MKTB
... gdzie czeka na mnie moja ulubiona miejscówka - singielek czerwonym szlakiem. Ze względu na oponki i na śliskość tempo spokojniejsze niż zwykle ale przyjemność ta sama :D.
Przemoczone stopy już porządnie zmarzły, czas wracać, czas na prysznic i dla mnie i dla bajka :)

mokrość widzę ;)© MKTB
.

- DST 58.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:46
- VAVG 20.96km/h
- VMAX 46.40km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 293m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki i okolice.
Piątek, 30 kwietnia 2010 | Komentarze 0
Dzień piękny, idealny na jazdę więc zdecydowałem po południu zrobię mały wypad.Pół do drugiej zadzwonił Czarek z propo wyjazdu jakimś szlakiem koło zalewu itd. OK, o trzeciej na łukojlu.
Po obiedzie odpoczynek, zebrałem graty, napełniłem bidon i plecak (oridżinal Camelbak 1,5 l, kupiony w Decathlonie za 95zł ! :) i.. w drogę.
Mimo wiatru w plecy i rowerówki pod kołami, na "cpn" przyjechałem trochę spóźniony. Czarek dopompiał koło kompresorem. Ruszyliśmy w stronę zalewu dyskutując plan dzisiejszej wycieczki. Stanęło na próbie objazdu trasy mazovii 2009.

Słoneczny Wrotków© MKTB
Krótki asfalt i skręcamy w lewo do Dąbrowy. Tu już luzik, zero rowerzystów którzy w większości wolą trzymać się bliżej zalewu. Początkowe kilometry to rzeczywiście stara trasa ale po ok 4km gubię trop i jedziemy na loterię.

Zielony dach w Dąbrowie© MKTB

Marzena śmiga© MKTB
Chyba za często skręcamy w lewo bo wpadamy na asfalt Lublin-Biłgoraj. Nie nie będziemy w tych smrodach jechać. Szukamy polnej, powrotnej drogi do lasu i znajdujemy już po 900m. Czarek wyrywa do przodu, ma dzisiaj dzień konia i ciężko mu dotrzymać koła

Okolice Ćmiłowa© MKTB
Po kilkuset metrach w lesie już wiem, ze jesteśmy z powrotem na trasie.
Jeżeli trasa 2010 będzie taka sama jak 2009 to większe szanse będą mieli właściciele full'i. Teren jest tak krzywy, że połowę czasu jedzie się na stojąco.

W Dąbrowie...© MKTB
Wypad z lasu w Prawiednikach Kol. i kierunek na Lublin. Przy zjeździe na zemborzyce robimy przerwę na energetyczny prowiant.

Przerwa w Dąbrowie© MKTB
Marzena ma zaplanowane jakieś zajęcia, ja chciałem wstąpić do [url]=http://www.witeskarowery.lublin.pl/]rowerowego[/url]więc zapada decyzja o skróceniu trasy. Ciągniemy w kierunku Zemborzyc a przed mostem na Bystrzycy skręcamy na wały i lecimy brzegiem zalewu.

Pogoda dzisiaj do jazdy :)© MKTB

zalew, wyspa i singielek© MKTB
Wybieramy wariant najbardziej wymagający, najbardziej terenowy, najbardziej "crosscountrowy", kręty, wymagający koncentracji i szybko męczący. Zjazdy podjazdy (nieliczne ale krótkie i ostre), piach i korzenie, wszystko to wypłukało ze mnie wszystkie siły.
Koniec lasu i żegnamy się z terenem. Lecimy w kierunku Lublina. Po drodze Marzena skręca wcześniej a niewyjeżdżony Czarek postanawia mnie "odprowadzić " do sklepu. Tu odbieram zamówiony amor (nareszcie będę mógł skończyć rower dla żony znajomego) i do domu. Czarek proponuje mi towarzystwo aż do Konopnicy. Nie widzę przeciwwskazań, zawsze to przyjemniej jechać z kimś niż samemu. Prawie całą drogę jedziemy nie jeden za drugim ale obok. Nikt nie zatrąbił i nikt się nie pchał jak to bywa przy jeździe na singla.
Pod chałupę dojeżdżam zmęczony a za to Czarek wygląda całkiem świeżo. Myślę, że w tym sezonie będzie sektor wyżej niż ja. Pierwszy sprawdzian w Otwocku.
.
