Krzysiek
MKTB
Linki
Lubelskie Towarzystwo CyklistówSklep Cyklo Lublin
Sklep Homemade Home
forumrowerowe.org
Tor Cartingowy Carmax Lublin
Archiwum bloga
- 2015, Kwiecień2 - 0
- 2015, Marzec7 - 0
- 2015, Luty3 - 0
- 2015, Styczeń7 - 0
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad1 - 0
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień3 - 0
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec9 - 0
- 2014, Czerwiec3 - 0
- 2014, Maj4 - 0
- 2014, Kwiecień3 - 0
- 2014, Marzec12 - 1
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń2 - 0
- 2013, Grudzień9 - 2
- 2013, Listopad5 - 0
- 2013, Październik7 - 0
- 2013, Wrzesień5 - 0
- 2013, Sierpień14 - 3
- 2013, Lipiec20 - 5
- 2013, Czerwiec3 - 0
- 2013, Maj7 - 0
- 2013, Kwiecień3 - 0
- 2013, Marzec5 - 6
- 2013, Luty11 - 17
- 2013, Styczeń10 - 0
- 2012, Grudzień3 - 0
- 2012, Listopad2 - 3
- 2012, Październik6 - 0
- 2012, Wrzesień12 - 0
- 2012, Sierpień16 - 6
- 2012, Lipiec19 - 6
- 2012, Czerwiec13 - 6
- 2012, Maj17 - 0
- 2012, Kwiecień12 - 2
- 2012, Marzec11 - 2
- 2012, Luty13 - 0
- 2012, Styczeń8 - 1
- 2011, Grudzień14 - 11
- 2011, Październik5 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 11
- 2011, Sierpień10 - 0
- 2011, Lipiec8 - 0
- 2011, Czerwiec2 - 0
- 2011, Maj13 - 6
- 2011, Kwiecień14 - 18
- 2011, Marzec11 - 17
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń6 - 6
- 2010, Grudzień3 - 0
- 2010, Listopad4 - 0
- 2010, Październik10 - 5
- 2010, Wrzesień13 - 4
- 2010, Sierpień5 - 3
- 2010, Lipiec19 - 23
- 2010, Czerwiec15 - 27
- 2010, Maj20 - 29
- 2010, Kwiecień5 - 11
- 2010, Luty9 - 13
- 2010, Styczeń8 - 7
- 2009, Grudzień6 - 8
- 2009, Listopad7 - 6
- 2009, Październik6 - 3
- 2009, Wrzesień12 - 6
- 2009, Sierpień21 - 25
- 2009, Lipiec15 - 10
- 2009, Czerwiec16 - 14
- 2009, Maj8 - 3
- 2009, Kwiecień16 - 3
- 2009, Marzec7 - 1
- 2009, Styczeń3 - 0
- 2008, Grudzień2 - 6
- 2008, Listopad4 - 3
- 2008, Październik8 - 10
- 2008, Wrzesień7 - 0
- 2008, Sierpień4 - 0
- 2008, Lipiec4 - 0
- 2008, Czerwiec4 - 2
- 2008, Maj3 - 0
- 2008, Marzec1 - 0
- 2008, Luty2 - 0
- 2008, Styczeń1 - 0
- 2007, Grudzień1 - 0
- 2007, Maj1 - 2
- 2007, Marzec1 - 3
- 2007, Luty1 - 0
- 2007, Styczeń1 - 0
- 2006, Marzec1 - 0
- 2006, Luty1 - 2
- 2006, Styczeń4 - 0
Wykres roczny
Wpisy archiwalne w kategorii
Błoto
Dystans całkowity: | 1561.40 km (w terenie 1028.00 km; 65.84%) |
Czas w ruchu: | 87:19 |
Średnia prędkość: | 17.88 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.04 km/h |
Suma podjazdów: | 13851 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 171 (96 %) |
Suma kalorii: | 3899 kcal |
Liczba aktywności: | 40 |
Średnio na aktywność: | 39.04 km i 2h 10m |
Więcej statystyk |
- DST 65.00km
- Teren 58.00km
- Czas 02:55
- VAVG 22.29km/h
- VMAX 62.04km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 180 (102%)
- HRavg 158 ( 89%)
- Podjazdy 768m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazovia MTB Maraton - Skarżysko
Niedziela, 25 lipca 2010 | Komentarze 8
Dzisiejsza wyprawa w towarzystwie Czarka. Od rana pogoda była krótko pisząc, średnia. Na szczęście na miejscu, w Skarżysku nie padało. Ciekawy byłem drugiego, "górskiego" etapu Mazovii. Nastroje mimo niepewnej pogody były dobre. Mała rozgrzewka początkowo po kilku pierwszych km trasy a później po mieście i do sektorów. Trochę było późno na dobrą pozycję wiec zająłem miejsce pod koniec stawki. Sektor po starcie jakoś cały czas w grupie i ciężko było przejść do przodu, brukowany podjazd , las i wyjazd na asfalt. Tu grupa jest już trochę podzielona i można jechać swoim tempem.niedługo po starcie / fot. Z. Kowalski© MKTB
Nie jest źle, łapię kontakt wzrokowy z pierwszą częścią sektora. Na długim szutrowym podjeździe stawka jest już nieźle rozciągnięta i pomalutku ale skutecznie udaje mi się wyprzedzić sporą grupę osób. Zaczęły się lasy i tu schody, nie ma gdzie wyprzedzać. W ciągu kilku km "skokami" udawało mi się kogoś wyprzedzić. Szutrówka to odpoczynek. Do 25-28 km jadę sam, nikogo przede mną, nikogo za mną.
wewlesie :) / fot. Z. Kowalski© MKTB
Trasa jak na razie świetna, co chwilę inna nawierzchnia i zmiany w krajobrazie. Są cięższe fragmenty przejazdów przez błoto, miejsc do przejścia całkiem mało. Na brukowanym odcinku trasy odczuwam dyskomfort i chwilowy (czyżby ?) spadek mocy. Ok 35 km na szutrówce wyprzedziła mnie para, po krótkiej chwili gość stracił panowanie nad rowerem a dziewczyna jadąca na kole oczywiście uderzając w leżący rower zrobiła klasyczne OTB. Zatrzymałem się "zdjąłem" jeden z rowerów na pobocze bo nadjeżdżała dość duża grupa i mogło być nieteges. Po chwili wróciłem na trasę i dołączyłem do grupy która w miarę upływu czasu porozrywała się "troszkę". Z kilkoma osobami walczyłem co chwilę o pozycję a najlepiej szło mi na zjazdach. Właśnie zjazdy, ale nie te asfaltowe a te "ścieżkowe", kamieniste czy szutrowe dzisiaj "były moje" :).
Las. Bardzo fajny odcinek i bardzo zmienny. Koleiny, uskoki, kamienie a troszkę później mocna sekcja typu XC. Trzy, następujące po sobie krótkie, twarde podjazdy. Na pierwszym po 90% przednie koło idzie w górę i tracę równowagę, drugi, krótszy, bez problemu, trzeci do połowy i reszta z buta, brak mocy.
Szuterek, asfalt i znowu las ale tym razem trudniejszy teren. Nie podjazdy a równe odcinki były miejscami nie do przejechania a rowerek trzeba było przenosić. Odcinek z namokniętym piachem, cóż tu dużo gadać tak mi dał w d... a właściwie w nogi, że poczułem się totalnie bez sił. Nareszcie coś by odetchnąć, Szybki kilkukilometrowy, szutrowy zjazd. Tu osiągam największą prędkość - 62 km/h. Rower na szutrze pływa ale uczucie jest wspaniałe a dźwięk miły dla ucha :).
Koniec radości, podjazd po trylince powoduje we mnie zwątpienie. Jest tragicznie, przez moment widzę na liczniku 8 km/h (!) a inni wyprzedzają mnie jakby dopiero zaczęli jechać. Odzyskuję trochę sił i rytm, prędkość wrasta i jakoś się wspinam. Koniec betonowej tarki wjeżdżam do lasu ale nie odpocznę bo trasa wcale nie łatwa a czuję się wyczerpany. Momentami ciężko opanować mi rower co w pewnej chwili skutkuje zjazdem na bok, i wyhamowaniem na wysokiej "bandzie".
Obite kości kulszowe, "bulba" nad kolanem. W rowerze skrzywiony kierownik a lewy róg skierował się ku niebu. Reszta działała bez zmian i spokojnie mogłem kończyć maraton a zostało już niewiele bo ok. 5-7 km i właściwie wszystko po asfaltach i to nowych asfaltach, jeszcze nie jeżdżonych samochodami :). Podczepiłem się do wyprzedzającego mnie pociągu ale nie utrzymałem się nimi do końca. Odpadłem na mniej więcej 2 km przed metą z jednym gościem za plecami. Na ostatnim podjeździe na wiadukt został z tyłu i do samej mety na stadionie jechałem już sam.
przed ostatnim zakrętem / fot. M. Górajec© MKTB
Czarek tym razem przyjechał tylko 15 minut po mnie, a dla drużyny zapunktował najwyżej Marek (10 min przede mną).
Po maratonie spotkaliśmy Tomka (pobiłeś mnie tylko o 9 minut ;)) i Magdę która wyjeździła dziś 2 miejsce !
przy okazji, mam pamiątkę w postaci nowego koloru błota w kolekcji :)
spoko, to nie krew tylko kolorek błota z okolic Skarżyska :)© MKTB
dane z licznika :
dystans: 64 km
czas: 2:58:35
avg: 21,48
vmax: 62,04
przewyższenia: 768m
wyniki oficjalne:
dystans: 65 km
czas: 02:54:21
mega open: 170/400
mega M4: 23/75
Po drugim etapie klasyfikacji górskiej
open M4 16/305
mega M4 11/291.
.
- DST 67.00km
- Teren 62.00km
- Czas 03:39
- VAVG 18.36km/h
- VMAX 55.36km/h
- Temperatura 29.0°C
- HRmax 180 (102%)
- HRavg 160 ( 90%)
- Podjazdy 626m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazovia MTB Marathon - Szydłowiec. Kiszka :(
Niedziela, 4 lipca 2010 | Komentarze 0
Do Szydłowca wyruszyłem tym razem z Czarkiem i Tomkiem.O 9.3o byliśmy na miejscu, pogoda słoneczna, jak dla mnie zbyt słoneczna ale inni byli zadowoleni, że nie będzie błota (trochę się pomylili:D ) Miasteczko tym razem już nie przy zamku a na polu namiotowym. W czasie przygotowań dowiedziałem się o zmianie dystansu - 67 km to cel na dziś. Fajnie q....
.
Start bezproblemowy ale powoli się rozkręcałem bo przez pierwsze kilometry jakoś brakowało mi powietrza. Na pierwszych leśnych odcinkach porobiły się zatory i człapało się dość długo za innymi. Wiozłem się "spokojnie" do mw 23 kilometra gdy zaczął się szybki, kamienisty zjazd. Miałem za sobą już 90% "kamyczków" i po którymś podskoku wyczułem brak powietrza w tylnym kole. Shit !. Pierwszy raz na trasie maratonu. Zmiana gumy dość szybka ale niestety zabrakło ciśnienia w pompce. Mój błąd, że nie przetestowałem wcześniej na ile wystarcza jeden nabój. Teraz wiem, że muszę wozić dwa. Zrezygnowany, spacerkiem dawałem dalej co chwilę wołając: "ktoś ma pompkę na prestę ?!". Musiał przelecieć cały sektor by zatrzymał się chłopak z numerem 68 i zaczekał aż napompuję dętkę trochę mocniej. Nie chcąc go przetrzymywać dopompowałem do jako takiego stanu i ruszyłem dalej.
po zmianie dętki / fot. Z. Kowalski© MKTB
Musiałem uważać żeby przy niskim ciśnieniu nie dobić koła o co w dalszej części nie było trudno i sporo czasu spędziłem nad siodełkiem odciążając tył. Wyprzedzanie szło nieźle i tylko na singlach ciągnąłem się za innymi. Jeszcze przed podjazdem na Skłobską Górę zobaczyłem plecy Cezara. Podobnie jak moje, jego tylne koło okazywało braki ciśnienia więc nie trudno było zgadnąć, że też złapał gumę a jak się okazało, nawet dwie :). Przez kilka kilometrów jechaliśmy razem ale na bufecie musiałem dotankować wodę (dzisiaj szła lepiej niż izo z camelbaka) i trochę mi uciekł. Po chwili znowu go doszedłem ale nie na długo. Na jednym z krótkich, ostrych, asfaltowych podjazdów nacisnął mocniej i od tej pory zaczął mi znikać. No cóż będę gonił sam. Trasa okazała się całkiem selektywna i zrobiło się luźno. Co jakiś czas kogoś dochodziłem i wyprzedzałem, cały czas równym rytmem. Nie chciałem szarpać bo dystans długi a nie chciałem paść przed metą.
Ostatnie kilometry to trochę piachu którego nie lubię i na którym zaliczyłem małe przyziemienie. Końcówka całkiem szybka ale z utęsknieniem oczekiwałem widoku mety :)
Szydłowiec, niedaleko mety / fot. M. Galeński© MKTB
finisz w buffie z dętki :)© MKTB
Okazało się, że Cezar był lepszy o 2 minuty, Tomek o 14 a Czarek gorszy o 27 minut.
Wynik byłby całkiem niezły gdyby nie guma która razem ze spacerem kosztowała mnie ok 10-12 minut co przekłada się na mniej więcej ... 60 miejsc :(
Trasa fajna, trochę błota które mniej wprawnym sprawiało kłopoty, troszkę piachu, sporo odcinków trawiastych. Ilość i jakość podjazdów jak na etap górski trochę rozczarowała tym bardziej, że przewyższenia było podobnie jak w Lublinie. To co podobało mi się najbardziej w dzisiejszej trasie to zjazdy. Kamienisty na którym złapałem gumę, po "wyrypanej" drodze i po kamieniach w rzeczce (foto htEc).
zjazdowa rzeczka na trasie Szydłowca© MKTB
Cudnie :)
wyniki oficjalne:
dystans: 67km
czas: 3:38:34
mega open: 187/407
mega M4: 25/73
maraton w Szydłowcu był pierwszym etapem klasyfikacji górskiej
W klasyfikacji górskiej open M4 jestem 30/298 a w mega M4 25/285.
- DST 58.00km
- Teren 55.00km
- Czas 03:21
- VAVG 17.31km/h
- VMAX 48.20km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 656m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazovia MTB Marathon - Lublin
Niedziela, 20 czerwca 2010 | Komentarze 8
Na początku jestem winien przeprosiny tym, którzy skorzystali z mojego piątkowego opisu trasy Mazovii. Otóż po powtórnym przejrzeniu mapy zobaczyłem, że popełniłem błąd i nie pojechałem pętli zaczynającej się przy pierwszym bufecie a kończącej w Osowej. Jest to na tyle istotne, że właśnie tam był jedyny prawdziwy i jakże dzisiaj błotny podjazd. Sorki.A teraz odnośnie maratonu :)
Na parking przyjechałem ok 9.30 i po krótkich przygotowaniach byłem gotowy. Przed 10 przyjechał Czarek na rowerze więc rozgrzewkę miał już za sobą. Czarek zwrócił mi uwagę, że ... numer startowy przyczepiłem do góry nogami, tak było :D.
Świt z piątku na sobotę i sobotni poranek to opady deszczu. Spodziewałem się, że po deszczach trasa będzie trudna, szczególnie na leśnych odcinkach. W niedzielę zaczęło lekko kropić ok 9-tej a po dwóch godzinach czyli w chwili startu przyszedł mocniejszy deszcz.
Gdy dojechałem do sektora już większość zawodników była ustawiona. do startu za mną ustawiło się jeszcze ok 20 osób. Dzisiaj Fit poszedł pierwszy, Mega i Giga 10 minut później.
Start jak w tamtym roku, po asfalcie ale skrócony (o ok 2km). Może i dobrze bo nie lubię asfaltu a organizatorzy mieli mniej problemów z zamykaniem drogi. Już na asfalcie sektor się rozciągnął i przeskoczyłem parę oczek do przodu. Po wjeździe do lasu okazało się, że droga jest już nieźle rozjeżdżona przez Fit i poprzednie trzy sektory ale jechało mi się nieźle. Prawie cały czas w grupie ale pomalutku przebijałem się do przodu. Po 5-6 kilometrze zrobiło się luźniej i wyprzedzało się dużo łatwiej. Za Ćmiłowem, na krótkich odcinkach pomiędzy zagajnikami, na polnych i przyleśnych drogach też czekało błoto. Ten widok mnie zaskoczył bo nie spodziewałem się, że po takiej ilości deszczu drogi w odkrytym terenie staną się tak śliskie i równie trudno przejezdne jak te w lesie. Można powiedzieć, że poza nielicznymi odcinkami asfaltu i szutru, cały czas walczyliśmy z błotem.
na trasie błotnej mazovii© MKTB
Sporo ludzi się przewracało a uślizgi i rowery w poprzek drogi zdarzały się co chwilę. Ja również musiałem kilka razy wypiąć się z espedeków ale na szczęście obyło się bez upadków. Niebezpieczny rowek w ostatnim zagajniku nie był zasypany ale oznaczony biało czerwoną taśmą ale dzisiaj błoto było większą pułapką dla zawodników. Chyba jedyny kawałek trasy który pozostał bez zmian po deszczu (ofkors poza asfaltem) to łagodny podjazd wysypany tłuczonym gruzem. Dzisiaj udało mi się przejechać go trochę szybciej (15-17 km/h) niż w czasie objazdu (13-15). Znowu polna droga i apiat błotko, później lekko pod górę po mieszance trawy z błotem która w piątek wyglądała tak ładnie. Wyprzedził mnie gość na crossówce, nawet nieźle mu szło na tych "żyletkach". Na końcówce przed asfaltem głębsze błoto i tu kilka osób prowadzi wyrażnie obklejone błotem, glinowe (od glinu lub od gliny, jak kto woli) rumaki.
troszkę ubłocony / fot. www.cykloza.com© MKTB
Wylatuję a raczej wytaczam się na asfalt i zaliczam kilka kałuż co by rower opłukać. No, to połowa drogi za mną ale czemu nie zgadza mi się to z cyframi na tabliczkach informujących o dystansie do mety ? Właśnie, tu zaskoczenie po raz drugi. Zamiast prosto asfaltem jak to zrobiłem w czasie objazdu, trasa skręca w lewo, w pola ! Kurna co jest ? Coś się nie zgadza. Pomyślałem, że Org wydłużył trasę ale jak się później okazało to ja zrobiłem błąd, źle odczytując mapę przy objeździe.
Na bufecie łapię żela ale ciężko go wciąć bo rower tańczy i nie mogę tubą do paszczy trafić ;) A można było bufet na asfalcie ustawić. Jakoś się z tubą uporałem i mogę się skupić na podjeździe, może nie za szalonym ale dzisiaj nie jeden zapamięta go jako na prawdę męczący. Cześć ludzi prowadzi, cześć podjeżdża. Ciężko jest ale "idzie jechać" i tylko raz stawia mnie w poprzek i muszę stanąć ale po chwili jestem znowu na kursie. Kilka osób udało się wyprzedzić ale po wyjeździe na płaskie dwóch z nich dogania mnie i walą do przodu. Później będziemy tasować się co chwilę ale do czasu. Wyjeżdżam z błota, długi odcinek asfaltu i w Osowej znowu w gruntówkę - walka z błotem od początku. Dojeżdżam do krótkiego zjazdu który opisałem po objeździe jako niebezpieczny. Dzisiaj był mega-niebezpieczny. Hamulce wydają dźwięk przypominający starą, zepsutą syrenę strażacką, przede mną jeden gość a przed nim jeszcze jeden i wykłada się zaraz przed zakrętem. Zaczekamy, jeszcze zdążymy się zmęczyć :). W dalszej części zjazdu zostawiam ich z tyłu. Króciutki podjazd i jestem na prostej. Tutaj czuję coś niepokojącego. Wyraźnie słabnę, dopiero 40 km za mną a ja z minuty na minutę czuję się coraz słabszy i do tego zrobiło mi się zimno. Pierwszy raz zmarzłem w trakcie maratonu (w zimie nie jeździłem), coś musi być nie tak. Ci których zostawiłem na trudniejszych odcinkach zaczynają mnie wyprzedzać. Lżej mi tylko tam gdzie jest lekko z górki. Miejsce z piaszczystą łachą, dzisiaj nasiąkniętą do granic możliwości w połowie przechodzę. Dojeżdżam jakoś do bufetu i tu staję na chwilę i wcinam banana. Troszkę odpocząłem a przynajmniej tak mi się wydawało ale po chwili jazdy znowu czuję się słaby. Po 5 km zrobiło mi się naprawdę słabo i myślałem, że puszcze pawia ale jakoś przetrzymałem. Co chwilę ktoś mnie wyprzedzał, niefajnie :/.
Dąbrowa w drodze powrotnej wbije się głęboko w pamięć uczestników dzisiejszego maratonu. Czarna breja rzucała rowerem od brzegu do brzegu. Zniknęły gdzieś rośliny które w piątek tworzyły chwilowy singletrack a droga miała teraz szerokość 3-4 m a czasami więcej ;). Powoli ale jakoś się jechało chociaż był moment słabości i musiałem podprowadzić ok. 500m. Pozostała część drogi już trochę lepsza i szybsza a po przejechaniu przez jezdnię to już tylko twarda rowerówka. Jeszcze dwóch chłopaków mnie wyprzedza a na kostce, blisko mety jeszcze jeden. Zupełny brak sił na finisz a zapowiadało się tak pięknie ;).
trup na mecie ;) fot. Z Kowalski© MKTB
Podjechałem do samochodu żeby się ochlapać i przebrać bo mnie zaczęło telepać.
W czasie "mycia" poznałem Ktone, wiem że zerwał łańcuch ale nie wiem czy ukończył wyścig. Ciasto i pomarańczki, potem ciepłe kluchy i... zjawił się Czarek, strasznie zawiedziony i zmęczony, ok 15 glebek i 282 miejsce.
Chwila na przemyślenie maratonu. Doszedłem do wniosku, że na kryzys od 40-go km złożyło się kilka czynników do których na pewno nie zaliczę jakości trasy czy pogody. Po pierwsze, cienkie śniadanie. Po drugie mało snu (poszedłem spać o 1.30). Po trzecie za mało jazdy w ostatnich dwóch tygodniach (i wcześniej).
Sprzęt spisał się nieźle, łańcuch przesmarowany Rohloffem tym razem nie kleił ale czasami skakał na zalepionej kasecie. Manetka przedniej przerzutki przez pewien czas stała jak zamurowana na 32 i nie chciała iść na 44 ale jej przeszło i skończyły się klocki.
siodełko ma nowe pokrycie :D© MKTB
r7 w nowych barwach© MKTB
Podsumowując cieszę się, że na początku udało mi się wyprzedzić tyle osób bo większość mnie nie doszła więc jestem do przodu ;). Nie cieszy mnie ostatnie 20 kilometrów podczas których spadłem o min 25 miejsc.
Trasa była fajna, urozmaicona i o sporym przewyższeniu ale pogoda niestety zburzyła troszkę to wrażenie. Mam nadzieję, ze w Szydłowcu, 4 lipca będzie sucho :D
dane z licznika :
dystans: 58,13
czas: 3:19:33
avg: 17,48
vmax: 48,20
przewyższenia: 656m
wyniki oficjalne:
dystans: 59
czas: 3:20:04
mega open: 127/380
mega M4: 17/64
.
- DST 57.50km
- Teren 55.00km
- Czas 02:53
- VAVG 19.94km/h
- VMAX 42.47km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 427m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd trasy (mega) Mazovia Lublin
Piątek, 18 czerwca 2010 | Komentarze 3
Wybierałem się na objazd od kiedy mapka "zawisła" na stronie Mazovii i dzisiaj udało się wygospodarować 3 godzinki.Nie chciało mi się robić asfaltowej pętli więc rozpocząłem w miejscu gdzie trasa wpada do lasu czyli ok 2,5 kilometra od startu
wjazd do Dąbrowy© MKTB
Trasa leśna to głównie doubletrack który tylko chwilowo przechodzi w single. Czasami przeszkadzają nisko wiszące a czasami i leżące gałęzie .
niespodzianka z gałęziami© MKTB
Szlaki twarde, nieliczne kałuże nawet przy ładnej pogodzie ostaną się do niedzieli. W tej części nie są głębokie ale bezpieczniej je objechać.
parętakich kałuż na trasie będzie© MKTB
Ok siódmego kilometra przejazd przez rów i w prawo na szerszą leśną drogę. Początkowo wyboista ale od 9km staje się w miarę równą, szybką szutrówkę. Po kilometrze przelatuję przez trasę Ćmiłów - Prawiedniki i przyleśną szutrówką po chwili przechodzącą w gruntówkę wyjeżdżam na półotwartą przestrzeń. Od teraz większą część trasy do odbębnienia na otwartej przestrzeni.
Okolice Ćmiłowa© MKTB
Na moment się zgubiłem, strzałek i tasiemek na razie jak na lekarstwo.
jak zobaczysz ten widok to znaczy że pomyliłeś trasę :D© MKTB
Po nadrobieniu kilo i pół znalazłem trasę.
krótki wąwozik© MKTB
Teraz kawałek po otwartym terenie, trochę wiało ale wiedziałem, że w drodze powrotnej będzie lżej :). Ok 16-17 km krótka wizyta w lesie szybki wjazd i .. hamowanie przed ogromną kałużą. Objechałem ją brzegiem ale jest szerszy objazd po lewej. Po chwili następna niespodzianka. W poprzek drogi wykopany rowek szerokości ok 30cm i głębokości ok 30-40cm. Na wiekszej prędkości da się przeskoczyć, przy mniejszej OTB murowane (może do niedzieli Org zasypie rowek).
niespodzianka od miejscowych© MKTB
Wypadam z lasu na odkryty teren. Tu Fit odbija szutrówką w prawo a mega leci prosto na krótki kawałek asfaltu a potem szutrówkę na pewnym odcinku pokrytą świeżym tłuczniem który trochę zwalnia. Skręt w lewo (ok 20km), szuter w dalszym ciągu, robi się leciutko pod górę (nie mylić z podjazdem)) i do tego droga jest wysypana tłuczonym gruzem. Męczarnia. Na szczęście tylko ok 500- 600m tego gruzu. Na "szczycie" zegar pokazuje 175m przewyższeń. Szutrówki zmieniają się w gruntówki i odwrotnie.
okolice Jabłonnej© MKTB
Ok 2 km do "nawrotu" w połowie trasy zaczyna się bardziej zarośniety odcinek polnej drogi. Jest możliwość nawinięcia trawy w przerzutkę lub kasetę.
przejazd w trawie, niedługo połowa trasy© MKTB
Wyskakuję na asfalt, leciutko pod górę a po chwili w dół, można odpocząć.
Zostawiam Osową za plecami i już zakręt w prawo na szuterek. Zaczyna się całkiem szybki kawałek, płasko lub lekko z góry. Ok 30 km króciutki niebezpieczny zjazd z głębokimi koleinami i zakrętem w prawo, teraz można pojechać. Przy wjeździe do chałupy widzę chłopaka bawiącego się ... niebieskimi strzałkami mazovii. Powiedział, że to jego brat zdjął :) Kazałem mu powiesić strzałki do jutra bo policja przyjedzie sprawdzić ;)
Zaczyna się odcinek crosscountrowy, krótki zjazd i króciutki podjazd w prawo, z podjazdu ostry skręt w lewo i znowu krótki podjazd wyglądający jak wjazd na posesję ale odbijający w prawo :). Znowu jestem w polach, lekko z góry, troszkę kamieni, troszkę drobniutkiego piachu ale ogólnie twardo. A przepraszam po zakręcie w prawo jest krótki odcinek a właściwie odcineczek, tzw. łacha kopnego piachu.
Na krótko zawitałem w lesie k. Jabłonnej. Od tego momentu znowu dołącza Fit. Niby na mapie trasa leci brzegiem lasu ale w rzeczywistości biegnie przez las a później wychodzi na brzeg. Ten błąd na mapie kosztował mnie dodatkowe 4 km :). Trasa w lesie przejezdna ale były kałuże w koleinach przykryte gałęziami i tu radziłbym uważać. Po chwili trasa wypada z lasu i przez chwilę biegnie jego brzegiem by znowu trafić na pola. Słońce dzisiaj było dobijające a 650 ml bidon picia okazał się za mały.
Fragment asfaltu i zaczyna się ciężki odcinek trasy. Ok kilometra niby utwardzonej drogi (przygotowują pod asfalt) ale tak krzywej jak trasa dla bmx-ów ;). Na prawdę katorga. Później przechodzi we w miarę równą żwirówkę.
Powtórny przelot przez szosę Ćmiłów - Prawiedniki, uno momento i jestem wreszcie w zacisznym, cienistym lesie :). Tu droga leci prawie w linii prostej, głównie dwuśladowa ale na krótkie chwile, dzięki pokrzywom, paprociom, leszczynom i innym faunom staje się singlową. Spotkałem tu także kałuże i to większe niż te po starcie. Omijki na jeden rower, bokami bo środkiem często brak przejazdu ze względu na ich okrągłość ;). W dalszej części trasy leśnej trochę krzywo ale bez kałuż.
powrót przez Dabrowę© MKTB
Z przejazdem przez asfalt do nadzalewowej części lasu zaczyna się ostatnia część objazdu. Twarda ścieżka rowerowa wyściełana grubym piachem i na sam koniec kostka, specjalnie przygotowana na finisz ;D.
Odliczając mw nadrobione kilometry mogę powiedzieć, że trasa będzie miała ok 52 km długości i ok 400m przewyższenia które wynika tylko i wyłącznie z łagodnego pofałdowania terenu. "Górale" nie pomęczą się na podjazdach a "zjazdowcy" nie poszaleją na zjazdach. Jeżeli będzie sucho to maraton będzie bardzo szybki, jeżeli mokro to szybki ale tak czy tak najlepsi przejadą go na blacie.
Jeżeli będzie sucho proponuję semislicki a jeżeli mokro ...to jeszcze zależy jak mokro ;)
.
- DST 47.50km
- Teren 5.00km
- Czas 01:52
- VAVG 25.45km/h
- VMAX 57.72km/h
- Temperatura 23.0°C
- HRmax 170 ( 96%)
- HRavg 146 ( 82%)
- Podjazdy 245m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Trochę popołudniowych zajęć ...
Wtorek, 8 czerwca 2010 | Komentarze 2
... spowodowało dość późne wyjście na rower.Oczywiście na krótki wypad jak zwykle okolica ale postanowiłem odwiedzić cześć starych ścieżek.
Asfaltem przez Uniszowice do Motycza-Józefina i tu kawałek szutru później ze 2 km asfaltu i odskok w pola. Pierwsze 500-600m całkiem nieźle ale później okazało się, ze polna droga zniknęła. Wysoka trawa porastała teraz całą łąkę wraz z nią.
kiedyś tu była droga :)© MKTB
Ciężko, prędkość spadła do 8 - 10 km/h i nie było widać po czym się jedzie bo wysoka, gęsta trawa zasłaniała teren pod kołami. Ostatnie 500m okazało się lekko podmokłe i spod kół chlapało rzadkim błotem. Wcześniej nigdy na nie nie natrafiłem ale po obfitych opadach w ostatnim okresie można się było tego spodziewać. Skończyła się wysoka trawa, teraz krótki podjazd po dróżce między gospodarstwami i... czyszczenie napędu
upleciony napęd :D© MKTB
coś mi to rzadkie błoto przypomina :/© MKTB
ok 400 m asfaltu i znowu przejazd przez pola i brzegiem małego zagajnika. W tamtym roku, niemal zawsze jak tędy przejeżdżałem, spotykałem stadko saren ale nie dzisiaj. W ogóle jakoś pusto dzisiaj było.
Od tego momentu tylko już tylko szosa. Miłocin, Palikije... droga w tym miejscu ładnie "ośnieżona" ;)
Pięknie ośnieżona droga ;)© MKTB
Bełżyce, Kozubszczyzna, Motycz, Uniszowice, dom.
Wyszła dzisiaj ładna trasa w kształcie ósemki z ogonkiem, przejechana może nie za szybko ale solidnie przepracowana.
.
- DST 38.00km
- Teren 14.00km
- Czas 01:48
- VAVG 21.11km/h
- VMAX 57.72km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 165 ( 93%)
- HRavg 144 ( 81%)
- Podjazdy 162m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Okoliczna rundka
Sobota, 22 maja 2010 | Komentarze 2
Korzystając z ładnej pogody ruszyłem na małą, przedpołudniową rundę starymi ścieżkami. Wyjazd "podwórkiem" a tu niespodzianka. Drogowcy przygotowujący drogę rzucili ścięte drzewka na wylot ścieżki.no i zamknęli mnie ;)© MKTB
Po przejścu bokiem z rowerkiem na ramieniu zastałem nową nawierzchnię ;)
będzie nowa nawierzchnia... pewnie asfaltowa :(© MKTB
przed ostatnimi deszczami było równo :)© MKTB
następnie jak zwykle kawałek asfaltu i tyły lotniska w Radawcu.
lądujacy "antek"© MKTB
Z lotniska kawałek do Radawca. Mój ulubiony singielek radawiecki dzisiaj sporo błotny ale pogoda ładna, cieplutko to i ubrudzić się trochę można. Ślisko, na podgniłych, mokrych liściach wozi prawie jak na błocie.
lecznicze błota© MKTB
Przelot żwirówką do Sporniaka gdzie przecinam drogę do Wojciechowa i lecę na Motycz Leśny. Dawno nie byłem w tym zagajniku. Głowę trzeba trzymać cały czas przy kierownicy bo w normalnej pozycji zwieszone gałęzie walą po paszczy. Pozarastało trochę a błota to było jeszcze więcej niż w radawieckim. Tylko 1,5 km lasu i asfaltem do Miłocina. Po drodze hamując przed skrzyżowaniem stwierdzam totalny brak tylnego hamulca. Po oględzinach stwierdzam niemanie jednego klocka tudzież zawleczki :o. Aha. Prawdopodobnie po wymianie nie zagiąłem zawleczki lub zagiąłem za mało :(. No cóż, "jakoś trzeba sobie w życiu radzić" - powiedział rolnik zawiązując buta dżdżownicą ;). Co by drugi klocek, wysunięty już w 1/3 nie uciekł zrobiłem zawleczkę ekologiczną, z gałązki :)
trzeba sobie jakoś radzić ;)© MKTB
Można jechać ale palce precz od prawej klamki ;). Z Miłocina na skróty do Motycza ale przy tablicy z nazwą miejscowości postanowiłem zaliczyć jeszcze kawałek terenu i odskoczyłem na ścieżkę do przejazdu kolejowego w Motyczu Leśnym.
terenowa ścieżka między Motyczem a M. Leśnym© MKTB
Teraz do Motycza i po zrobieniu 10-cio kilometrowej pętli jestem znowu w Sporniaku. Przelot przez radawiecki do trasy 747.
powrót przez radawiecki© MKTB
Teraz już tylko asfalt. Pawlin, Radawiec, Kozubszczyzna, ostatni podjeździk i dom. Wolę chłodniejszą pogodę ale i tak przyjemnie się dzisiaj jechało chociaż na początku jazdy czułem się słaby i ociężały. Puls wyszedł dość wysoki jak na dzisiejsze tempo a dziwne jest to, że czułem jakbym miał niższy.
.
- DST 62.00km
- Teren 54.00km
- Czas 03:13
- VAVG 19.27km/h
- VMAX 36.60km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 178 (101%)
- HRavg 161 ( 91%)
- Podjazdy 298m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazovia MTB Maraton - Radom
Niedziela, 16 maja 2010 | Komentarze 2
Radom przywitał nas deszczem i wiedziałem, że zapowiedzi CeZamany o kilku kałużach na trasie się nie sprawdzą, ale to co zobaczyłem na trasie przeszło moje wyobrażenia. Nieprzyjemnie było przebierać się w "obcisłe" na deszczu więc trzeba było gimnastykować się w samochodzie. Lepiej było mieć dzisiaj długie ciuchy i kurtkę PD bo poza mokrością było po prostu zimno.Krótka rozgrzewka...
na rozgrzewce© MKTB
... i jedziemy do sektorów, dzisiaj trochę (delikatnie mówiąc) luźniejszych, im dalszy sektor tym mniej ludzi :) Jak się później okazało wystartowało tylko 584 zawodników a nie ukończyło maratonu 15.
Prawie 15 minut stania przed startem. Mimo nogawek i kurtki muszę się ruszać by nie zamarznąć. Dobrze, że deszcz ustał.
przed startem© MKTB
Przedwojenne Wojsko Polskie na rowerach z epoki :)© MKTB
Przechodzący na start CeZamana staje przy każdym sektorze i dzieli się ostatnimi wieściami z trasy. Aha, no to teraz już wiem na pewno, że te oponki
cienkie© MKTB
Start po asfalcie, długa, chyba 2 kilometrowa prosta. Jak zwykle małe roszady na początku ale na razie jestem w pierwszej połówce sektora, po dłuższej chwili grupa dzieli się na dwie i teraz jestem w środkowej. Wjazd na pola, pierwsze błoto, droga na środku porośnięta trawą i tu pierwsze oznaki kiepskiej trakcji FW, które "pływają jak chcą". Tu gdzie nie ma trawy jest lepiej, nawet w błocie jakoś się trzymam w siodle.
Pierwsza atrakcja to przejazd pod wiaduktem, pełen wody, w najgłębszym miejscu... po suport :D. Żwirówka, twardo ale mnóstwo kałuż, nie jest źle. Trasa co chwilę zmienia nawierzchnię, a to kawałek piachu a to znowu asfalt ale wszędzie sporo wody. Ok 12-go km przejście kładką przez rzeczkę, nie było chętnych na skróty bo i kolejek nie było.
kładka na Pacynce© MKTB
Betonowa tama na zalewie Siczki i nareszcie fajne ścieżki. Podjazdki i zjazdki. Tu się dobrze jedzie, złapałem rytm i na podjeździkach zaczynam wyprzedzać. Od 20 km nie mam hamulców. Nie, że w zachowaniu, nie, nie ! W rowerze nie mam. Błoto i piach zrobiło swoje i na hamowaniach klamki zaczynają niebezpiecznie zbliżać się do gripów, tarcze rzężą jak w szlifierce a napęd trzeszczy bo ma tylko smarowanie piachem :D.
Po lesie przychodzi czas na asfalt na którym oczywiście doganiają mnie chopaki których wyprzedziłem w lesie, jedziemy w grupie do następnego lasu. Tu grupka już zaczyna się rwać ale trzymam się blisko początku. Znowu sekcja górek, przy jednej zrzucam na najmniejszą i słyszę, że łańcuch źle idzie. Podwija się pod zębatkę by w końcu wkręcić się m. nią a ramę. Muszę stanąć by wyszarpać łańcuch (dobrze, że merida daje metalową osłonkę widelca w tym miejscu). Pierwsza grupka mi odjechała i wyprzedziło mnie trzech chłopaków. Po kilku km od z powrotem wychodzę przed nich.
Zjazdy w prawdzie krótkie ale błoto, piach i brak hamulców powodują wzmożoną czujność i odbija się to na prędkości. Mimo to na jednym z nich, kończącym się zakrętem i to nie koniecznie ostrym mam kłopoty z utrzymaniem się na ścieżce i ominięciem drzewa. Uff, udało się.
Od 40-go kilometra dzieje się wiele rzeczy. Po pierwsze zaczyna mnie boleć kolano, to chyba przez to zimno pomimo długich nogawek. Po drugie przez następne 5 km jadę sam, nikogo w zasięgu wzroku z tyłu ani z przodu. Po trzecie zaczyna kropić. To akurat mi nie przeszkadza bo i tak jestem cały mokry a w butach mam pełno wody.
na trasie Mazovii Radom 2010 /fot. M.Kubat© MKTB
Jedzie mi się coraz ciężej. Staram się utrzymać wysoką kadencję co pomaga utrzymać równowagę na błocie i tak nie męczy. Piach jest mokry, za mokry i robi się grząski, wysysa więcej sił z człowieka niż śliskie błoto. Po 45 km dostrzegam gościa przede mną, ok, pomalutku, pomalutku i jego dojdę. W lesie wydaje mi się, że jadę bardzo wolno. Licznik pokazuje 15-18km/h. Mimo to zbliżam się dość szybko, przez chwilę jedziemy razem ale tylko przez chwilę. Czuję zmęczenie w udach ale jadę swoim tempem i odjeżdżam. Zaczyna się chyba najładniejszy fragment trasy. Krótkie podjazdy i zjazdy, fajny singielek i piękne okoliczności :). Szkoda, że tak szybko się kończy. Leciutki spadek terenu, jedzie się łatwo, może inaczej, jechało by się łatwo w innych warunkach. Za moment fragment leśnej ścieżki "idący" lekko pod górę zamienia się w rzekę na całej szerokości, spory kawałek przejeżdżam ale pod koniec koło wpada w niewidoczną dziurę i resztę decyduję "przełajować". Deszcz spływał mi po czole, zbierał pot i wpadał do oka. Tak mnie to kure..two piekło w oko, że nic nie widziałem, za późna reakcja i zjazd ze ścieżki, omijam drzewo i wbijam się w krzaki. Na szczęście nic się nie stało i wracam do walki. Jeszcze tylko kładka (na piechotkę) i po niedługim czasie wjeżdżam na trasę którą już jechałem ale w drugą stronę. Tak, to już blisko. 300-400m przede mną jedzie chłopak którego pomału dochodzę. Śliski odcinek trawiasty z początku trasy jest jeszcze bardziej śliski. W pewnym momencie przód łapie krawędź a po chwili uślizg a ja ląduję w mazi też ładnym wślizgiem. A chłopak przede mną znowu odjeżdża. Po kilku chwilach zakręt w prawo potem w lewo. Na tym drugim gość jedzie prosto, musiał nie zauważyć taśmy mimo, że po niej przejechał :). Krzyknąłem, gwizdnąłem, odwrócił się i pokazałem mu, że jedzie w złym kierunku. Wlot na asfalt. Jeszcze chyba 2 km i będzie meta. Wyprzedza mnie "zagubiony" z jeszcze jednym zawodnikiem, dzięki - rzuca, nie ma za co, cza se pomagać :). Deszcz się wzmógł ale metę już widać. Oglądam się i widzę "pościg". Mocniej naciskam na pedały, oglądam się jeszcze raz, nie zdąży, utrzymam się :).
koniec rzeźni ;)© MKTB
Pomarańcze, ciasto i do samochodu przebrać się w coś suchego. Marzena tradycyjnie jechała Fit więc była już "umyta". Zaliczyła dzisiaj dobry występ: awans do 8 sektora :). Gratulacje ! Zadzwoniłem do Agatki i przebrałem się bo już mnie nieźle telepało. Zaczęło porządnie lać a Czarka jeszcze nie ma. Trochę się martwiliśmy ale wreszcie się zjawił. Zmęczony, niezadowolony z wyniku (pozostał w 7) ale zadowolony z trasy (no może nie do końca):D.
W dużej mierze trasa pokrywała się z tą z 2009 ale zmiany wyszły na korzyść. Tegorocznej trasie mogę dać 4/6 (deszcz też pomógł). Bufety rozmieszczone właściwie.
Z dzisiejszej jazdy jestem zadowolony, szczególnie jak się weźmie pod uwagę opony na jakich jechałem :). Dyspozycja niezła ale brakuje wytrzymałości, jak zwykle tracę na długich, prostych szutrach i asfaltach, pogoda, no cóż, nie za bardzo, sprzęt zawiódł jeżeli chodzi o hamulce i raz przerzutka ale to jak zawsze w takich wypadkach wina mokrego piachu.
Wyniki oficjalne:
mega open: 117/348
mega M4: 16/59
czas oficjalny: 03:12:10
.
- DST 54.00km
- Teren 15.50km
- Czas 02:20
- VAVG 23.14km/h
- VMAX 47.40km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 226m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Vuelta Zalew + radawiecki
Środa, 5 maja 2010 | Komentarze 2
Wielkimi krokami zbliża się Otwock a ja w polu z tegorocznym kilometrażem. Jazdy najczęściej wypadają ad hoc. Tak też było dzisiaj. Mimo deszczu przechodzącego w mżawkę i odwrotnie, postanowiłem wykorzystać wolną chwilę. Każdy kilometr się liczy. Na termometrze 10 , więc wkładam ciepłe gacie, bluzę i deszczówkę a rower obuwam w błotniki (od razu paskudnie wygląda). Kierunek Zalew Zeborzycki. Nie przepadam za tym kierunkiem bo kawał drogi pokonuje się asfaltem lub rowerówką ale leśny, pofałdowany fragment zalewowej pętli wynagradza asfaltową męczarnię ;).Kozubszczyzna, al.Kraśnicka, od kraśnickiej do tamy rowerówka. Na tamie w prawo, jeszcze kawałek rowerowej. Przestało mżyć ale pewnie tylko na chwilę bo niebo zaciągnięte na równo. Koniec kostki mnie nie zaskakuje bo jest gdzie był ale zaskakuje mnie powierzchnia tego co się zaczyna.
Kupa gliny, kamieni, gruzu i innych śmieci a krzywe toto jak cholera. Na zdjęciu ładniejszy fragment szlaku :)
nowa nawierzchnia na zalewowym wale :D© MKTB
Wytelepało mnie trochę i ucieszyłem się jak zobaczyłem spychacz i wyrównany fragment trasy. Wjeżdżam na równe i.. tego się nie spodziewałem, koła zapadały mi się prawie po obręcze a wrażenie, no cóż pewnie tak się jedzie po mokrym asfalcie :D. Na szczęście odcinek ten dość szybko się kończy. Stara dobra ubita ścieżka, most na Bystrzycy, ścieżka na prawym wale i zaczyna się najlepszy, leśny, fragment. Pogoda mokra, zero rowerzystów, singielek mój :D.
dzisiaj singielek tylko mój :)© MKTB
Nie goniłem dzisiaj za bardzo bo kółka obute we flyweighty pływały na boki jak cholera.
Wysoka woda na zalewie© MKTB
Jazda wzdłuż "rękawa" a później na "końską ścieżkę". Dzisiaj szczególnie śliska. Uślizgi prawie przy każdej kałuży a dwa razy "wykładam" się tak, że mało brakowało.
Odbijam w lewo na korzenno - piaszczystą trasę bliżej zalewu. Zaliczam "dołki"
Dąbrowa, jeden z "dołków"© MKTB
i po trasie, znowu zaczyna się rowerówka i... deszcz.
Powrót tą samą drogą. Dobrze mi się dzisiaj jedzie więc w Konopnicy decyduję się
na przedłużenie wycieczki. Ciągnę asfaltem do Pawlina i skręt na dojazdówkę do radawieckiego...
dojazdówka do "konopnickiego"© MKTB
... gdzie czeka na mnie moja ulubiona miejscówka - singielek czerwonym szlakiem. Ze względu na oponki i na śliskość tempo spokojniejsze niż zwykle ale przyjemność ta sama :D.
Przemoczone stopy już porządnie zmarzły, czas wracać, czas na prysznic i dla mnie i dla bajka :)
mokrość widzę ;)© MKTB
.
- DST 24.00km
- Teren 16.00km
- Czas 01:20
- VAVG 18.00km/h
- VMAX 39.22km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 84m
- Sprzęt Merida FLX
- Aktywność Jazda na rowerze
Na mokro
Niedziela, 2 maja 2010 | Komentarze 3
Po zawodach, ok 15.30 zadzwonił Czarek. Nie był to szczęśliwy dzień dla niego. Kłopoty z oponami i przednią przerzutką wyeliminowały go z gry. Cóż i tak bywa, zawsze to kolejna lekcja. Marzena tym razem nie startowała więc co zrozumiałe nie miała kłopotów z oponami :D.Z dzisiejszego dnia zostało już niewiele więc umówiliśmy się na krótki przelot w okolice Radawca. Tak, znowu, a to dlatego, że nie ma wielu terenowych miejscówek w mojej okolicy :(.
Przed wyjazdem musieliśmy zmienić w Cezarowym bajku linkę uszkodzoną w wyścigu i wyregulować przednią przerzutkę. W międzyczasie oczywiście znowu zaczęło padać :).Na szczęście nie za mocno, tylko tak "mżawkowo". Ten delikatny deszczyk nie zniechęcił nas do wyjścia.
sie ścigamy ? :D© MKTB
Przelot prawie taki sam jak w ostatni czwartek.
lotnisko w Radawcu ...
jedziemy tyłami lotmiska w Radawcu© MKTB
las radawiecki, tu kilka ścieżek.
w lesie fajnie mokro :)© MKTB
Czarek z przodu , Marzena troszkę odstała© MKTB
Zaczęło porządnie lać. Deszcz nie przeszkadzał dopuki się jechało :). Na ścieżkach pojawiło się sporo kałuż, zrobiło się ślisko i błotniście. Fajnie było przejechać niektóre odcinki na szybko, oj fajnie :). Super warunki do treningu :). Dobrze dzisiaj było mieć błotniki, prawda Cezar ? :D
.
- DST 42.00km
- Teren 42.00km
- Czas 02:49
- VAVG 14.91km/h
- VMAX 43.17km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 540m
- Sprzęt Specialized HR XC Sport
- Aktywność Jazda na rowerze
Heino MTB Fall Race
Niedziela, 29 listopada 2009 | Komentarze 4
Musiałem spróbować. Być za granicą, mieć czas i wyścig "pod nosem" i nie spróbować ? Żal by było. Przeszkodzić mi mogła tylko pogoda bo postanowiłem, że przy mocnych opadach deszczu nie pojadę na wyścig. Tak jak pisałem wcześniej miał być to dla mnie maraton rozrywkowy ale pomimo tego postanowiłem przejechać dłuższy dystans - 42km (do przelotu w dwóch pętlach).W sobotę wieczorem znajoma powiedziała, że ma być deszcz i silny wiatr więc pomyślałem, ze d... z wyjazdu ale ... pożyjemy zobaczymy, w Dani z pogodą nigdy nie trafisz :).
Niedzielny poranek godzina 7.oo. Otwieram jedno oko, rzucam nim w okno. Chyba jest nieźle. Wstaję, idę przyjrzeć się dokładniej warunkom. Zero wiatru, brak deszczu ale niebo zaciągnięte na równo. No to kiepsko pewnie jak dojadę na miejsce (do przejechania miałem 55km) to zacznie padać. Wracam do łóżka... tylko na 15 min bo nie mogę zasnąć a perspektywa nie wykorzystanej okazji męczy mnie coraz bardziej. Lekkie śniadanie, spory wybór ciuchów na różną pogodę, batony, picie, wszystko jest tylko szkoda, że forma została gdzieś tam w Polsce. Rower na dach i w drogę. Połowa trasy to autostrada więc jedzie się dość szybko, w radiu cały czas walą "krismasowe" piosenki. Nadal nie pada więc jest OK. Ostatnie 15 km jadę za VW z dwoma rowerami "na pace" wiec nie zabłądzę ;).
Tisvilde to mała miejscowość na północy Zelandii, ok. 55 km od Kopenhagi. Kiedyś osada rybacka, teraz większość starych ale pięknie utrzymanych domków służy jako domki letniskowe. W okolicy Tisvilde znajduje się jeden z największych lasów - Tisvilde Hegn gdzie organizowana jest chyba większość duńskich wyścigów MTB między innymi dzisiejszy Heino MTB Fall Race :). Las jest bardzo różnorodny zarówno pod względem roślinności, gleb jak i ukształtowania terenu i właśnie ze względu na ta ostatnią cechę jest popularny wśród "górali".
Na parking przy lesie dojeżdżam o 9.30, trafić było łatwo bo już raz tutaj byłem (chyba z 15 lat temu by obejrzeć przepiękny zachód słońca) a po drugie jest po prostu na końcu drogi :D. Samochodów na razie jest mało, ok 30.
Zapisy w biurze od 9.oo ale ludzi jeszcze nie ma. Większość zapisała się przez internet bo szybciej a i opłata niższa - 150 DKK (ok 82 PLN) za długi dystans. Ja nie będąc pewnym startu postanowiłem zapisać się w ostatniej chwili co dodatkowo kosztowało mnie 50 DKK. Wypełniłem szybko wniosek, odebrałem numer, czipa i wybrałem sobie tyrtytki do numeru (a wybór był i wielkości i koloru). Numer był papierowy ale jak się później okazało z jakiegoś specjalnego papieru bo nie rozmókł w błocie ani nawet w czasie późniejszego mycia w domu, po wyścigu.
tyrtytki do wyboru do koloru a i szcypiec nikt nie za...brał :)© MKTB
i wróciłem na parking,który zdążył się już w sporej części wypełnić.
parking a włąściwie pół parkingu w Tisvilde :)© MKTB
rozpakowałem speca, dokręciłem sprężyny w spd no i oczywiście przyczepiłem numer. Chwilami zza chmur wychodziło poranne słoneczko. Temperatura prawie 8°C ale później zamiast rosnąć to spadła do 6.
spec i plaża© MKTB
Przebrałem się, wziąłem aparat i ruszyłem na małą rundkę
"domki - komórki" przy plazy w Tisvilde© MKTB
gdzieś tam czeka fajna trasa© MKTB
Wśród tych górek zobaczyłem fajną, podjeżdżającą ścieżkę. No to będzie fajna rozgrzewka. Piękne krajobrazy i zapach świeżo ściętych sosen sprawił, że znalazłem się w innym świecie. Po wspaniałym błądzeniu po różnych ścieżkach dojechałem do szerszej szutrówki i stanąłem by zrobić zdjęcie. Z góry jechali ludzikowie - także rozgrzewkowicze. Pstryk.
droga rozgrzewkowa© MKTB
wrzuciłem aparat do polaru i też daję na dół. Po chwili widzę bramę startową i ustawionych zawodników. O cholera patrzę na zegarek w liczniku, zaraz będzie start ! Szukam najkrótszej drogi na parking, gdzieś z tyłu słyszę podniesiony głos spikera, pewnie wystartowali. Dopadam do samochodu, zrzucam polar, wkładam chustkę i kask, wlewam jeszcze ciepłe picie do bidonu i wracam na trasę a właściwie na miejsce startu. Ludzie ustawieni ale podejrzewam, że to już krótki dystans który startuje o 11,15. Na wszelki wypadek zapytałem sędziego czy "długi" już poszedł i niestety dostałem odpowiedzią twierdzącą. Ruszając rzuciłem okiem na zegar startowy ... 11.07 !
Pożegnały mnie żarty i śmiechy zawodników z krótkiego ale jedno wiedziałem na pewno , NIKT mnie mnie wyprzedzi :).
Tą samą szutrówką którą kilka minut temu zasuwałem w dół teraz jechałem pod górę. Już po niecałym kilometrze "dopadłem" jednego zawodnika...dopadłem bo złapał gumę, a to peszek. Cały czas lekko pod górę (ok. 3-5%) a po 1,5 km ledwo łapię oddech ale za to łapię końcówkę wyścigu. Łapię dlatego, że stoją w kolejce do pierwszego podjazdu a właściwie podchodu :). Jak zwykle czołówka już jest gdzieś daleko a tyły pną się powoli. Ostre ale krótkie podejście, idzie tak powoli, ze zdążyłem odpocząć i trochę ubłocić buty. Mały szczyt i z góry, stromy ale krótki zjazd. Wąsko, właściwie to jechało się rowkiem 30cm szerokości i 20 głębokości. Uskoki i korzenie wymuszały totalne skupienie. Non stop na hamulcach. Teraz kilometr równego i znowu podjazd a właściwie podejście bo glajcha taka, że koła tylko mielą. Kawałek szczytem, błoto jest ale przejechać można, no może nie każdy. Dzięki temu mam już parę osób za sobą.
oj błotko, błotko© MKTB
pierwsze zdjęcie na którym się znalazłem :)© MKTB
w korku© MKTB
heloł ! :)© MKTB
Znowu zjazd, tym razem szybszy można odpuszczać, można dokręcać ale powiem tylko tyle, że na mw 800m zjazdu naliczyłem ok 20 zgubionych bidonów, tak była telepawka !
Do bufetu na 8km był jeszcze jeden podjazd udało mi się go wziąć w siodle bo jakoś przez moment się luźniej zrobiło. Trochę równego, pomału zaczynam odrabiać straty.
Wąskie ziemne ale nie rozmokłe single, szersze błotniste ścieżki (jak mi powiedział jeden z obsługi częściowo do błota przyczyniły się maszyny leśne pracujące tu ostatnie trzy dni), szutrówki, trochę piachu i wszędobylskie korzenie. Można było tu znaleźć wszystko. Po drodze można też pogadać, tak jak u nas ale dłuższą gadkę miałem tylko raz z ludzikiem który jechał wyścig pierwszy raz w tym roku a ubrany był raczej jak na jakieś enduro: orzeszek, szorty na leginsach, luźna koszulka. Nie wiem skąd ale wiedział, ze w Polsce jest mnóstwo wyścigów MTB. Rozstaliśmy się przed singletrackem i nie przypominam sobie by mnie wyprzedził :).
Na bufecie "witają" nas dzieci. Banany, batony musli i zimna woda do picia. Wypiłem i jakoś nie wydawała się zimna :) Bufet na 15-tym kilometrze to ten sam tylko dojeżdżało się z drugiej strony po zrobieniu 7km pętli.
bufet© MKTB
Po bufecie trasa wije się przeważnie w pionie, dość łagodnie ale w sumie teren wymagający, podjazdy ze slalomem wśród drzew, podobnie ze zjazdami. Wśród sosen mokra, wąska ścieżka, slalom i korzenie. Najgorsze te na zakrętach o czym się sam przekonuję. Od szlifu uchroniło mnie tylko to, że nie przestałem kręcić a dosłownie po sekundzie usłyszałem za sobą chrzęst upadającego roweru, jemu się nie udało.
Na jednym z podjazdów spada łańcuch, zakładam, moment prostego znowu podjazd zrzucam na najmniejszą i znowu to samo. Powtórka z Józefowa, nie wiem co jest, regulowałem przed wyjazdem ale wiele nie jeździłem więc powinno być OK. Do końca wyścigu przy zrzucie na 22 trochę delikatniej kręcę i jest dobrze. Zaraz za drugim bufetem ostatni krótki ale ostry podjazd na pętli, który w sezonie byłby do podjechania ale dzisiaj niestety z buta. Na tym zdjęciu nie wygląda tak ostro...
jeden z krótkich ostrych podjazdów© MKTB
ale tu widziany już z góry już robi wrażenie :)
ten sam podjazd widziany z góry© MKTB
Jeden z najciekawszych fragmentów trasy to przejazd przez Troldeskov (las Trolli). Teren z drzewami tak bajkowo powykręcanymi, wijącymi się po ziemi, nad ziemią, że można by tu kręcić jakiegoś "willowa" albo innego "władcę pierścieni". Właśnie wśród takich sosen prowadził singletrack. Jazda po korzeniach dawała w d... spojrzałem na licznik - 10km/h. Super slalom. Muszę tu kiedyś wrócić na spokojnie z aparatem.
troldeskov© MKTB
Wijące się konary zostawiam za sobą wjeżdżając do brzozowego zagajnika. Od razu inny klimat, mam wrażenie, że wjeżdżam na mokradła ale to złudzenie. Ziemne, twarde ścieżki dają niezłe oparcie i można podgonić.
sporo było takich odcinków© MKTB
Po chwili wskakuję na szutrówkę a za moment z powrotem do lasu, znowu troszkę błota później w miarę twardo widzę tabliczkę "mål 200m" nie jest źle, połowa trasy za mną, jeszcze żyję i do tego nie jestem ostatni :). Sprawdzam przewyższenia, sigma pokazała 267m a organizatorzy zapowiadali 270 wiec się zgadza. Z bufetu na półmetku nie korzystam. Teoretycznie mógłbym już dalej nie jechać bo widziałem całą trasę ale wtedy nie ukończyłbym zawodów a po drugie chciałem jeszcze sprawdzić co mogę podjechać przy luźnej już trasie.
Dwudziesty szósty kilometr, spotyka mnie pierwszy raz coś co znałem tylko ze słyszenia - skurcz uda (wcześniej, chyba w Józefowie miałem lekkie skurcze łydek). Tym razem miałem ze sobą tabletki które doczekały od Kozienic. Możecie mi wierzyć albo nie ale po 5 minutach ssania tabletki skurcz przeszedł. Nie wiem czy to placebo czy może jednak chemia pastylki + moje podwyższone ciśnienie to sprawiły ale przeszedł.
Od czasu do czasu udało mi się kogoś pomalutku dojść i wyprzedzić, o dziwo również na podjazdach :). Na Bufecie tym razem wciąłem banana i poprawiłem żelem (miałem swój). Tak w ogóle to nie widziałem nikogo kto łykałby jakieś tubki czy woreczki, opakowań na trasie też nie było (w ogóle nie było śmieci ! poza wąską strefa bufetów). Może nie widziałem bo nie jechałem w czubie :D.
Z przyjemnością powtórzyłem telepiący zjazd, slalom w trollim lesie i po ostatnim bufecie pokusiłem się o ostatni stromy podjazd. Dojechałem tylko do połowy :(. Prowadząc rower usłyszałem strzał. Obok mnie gościu złapał gumę. Zapytałem czy ma zmianę ale już nie miał, druga guma. Do mety mam tylko 6 km więc zaryzykuję, oddaję mu swoją dętkę. Ostatnie kilometry tempem spacerowym i ponownie widzę tabliczkę z napisem "meta 200m". Zaraz za metą gostek z kastrą zbierał czipy. Oddałem swój i pogoniłem do bufetu walnąć coś ciepłego.
Zupa szparagowa z wojskowego termosu i kanapka z szynką. Po chwili kakao i ciasto by zaraz potem zagryźć innym ciastem i popić kawką. Bufet ogólnie to wypieki domowe a jak widać klusek i ryżu to tu nie ma w zwyczaju podawać.
bufet po wyscigu© MKTB
Podreperowałem się trochę więc trzeba się zwijać.
no i koniec :)© MKTB
Krótkie podsumowanie.
Oznaczenie bardzo dobre, ok 50 m przed każdym zakrętem była czarna strzałka na żółtym tle i na samym zakręcie powtórka. Na równych odcinkach kawałki taśmy a w trudniejszych momentach lub mniej widocznych zakrętach stał ktoś z obsługi i "kierował ruchem". Bufety bidne ale za to 5 szt + jeden po mecie. Tabliczki z przebytą odległością pierwsza po 1 km później co 3km !
przy zapisach zero gadżetów, w wynikach nie ma podziału na kategorie wiekowe. Po
wyścigu losowanie win i czekoladek Anthon Berg (niestety nic nie wygrałem) a wypada wspomnieć, że głównym sponsorem był sklep rowerowy Heino Cykler handlujący marką Focus.
Cieszę się, że tu przyjechałem. Trasa przepiękna, najładniejsza i najciekawsza jaką do tej pory jechałem, wymagająca, ale 2 pętle warto przejechać.
Do domu wracałem zmęczony ale zadowolony. W połowie drogi do Kopenhagi zaczęło padać. I wierz tu człowieku w prognozy ;).
Wyniki oficjalne:
dystans: 42 km 195m
czas: 2:48:16 , czas zwycięzcy : 1:40:30
miejsce open: 293/380
wyniki z licznika:
dystans:44 km 330m
czas: 2:41:30
przewyższenia: 533m
Co ciekawe wyścig określany był jako XC a nie maraton a to dlatego, że tu nie ma kategorii maraton. Zresztą sami zobaczcie: kalendarz mtb :)
SEZON WYŚCIGOWY 2009, UZNAJĘ ZA ZAKOŃCZONY ! :)
.
Kategoria Foto, Za granicą, XCM / XCO, Błoto